– Doktorze Stapleton – Martin swietnie panowal nad glosem – musze panu powiedziec, ze panska obecnosc tutaj uwazam za wysoce niewskazana.
– Widze, ze jest pan zmieszany. Przy pierwszej rozmowie byl pan wzorem goscinnosci. Przy drugiej ustawil sie pan w pozycji wroga.
– Niestety, prosze wybaczyc, ale nie mam czasu na te rozmowe – przerwal Martin. – Czy chcial mi pan powiedziec cos szczegolnego?
– Oczywiscie. Nie przyszedlem tu po to, aby kogokolwiek obrazac. Chcialbym zasiegnac panskiej, opinii jako profesjonalisty. Jakie jest prawdopodobienstwo, by w tym samym czasie w szpitalu pojawily sie trzy choroby zakazne roznoszone przez owady. Cenie sobie nade wszystko wlasna opinie, jednak panskie zdanie jako szefa laboratorium jest dla mnie rowniez niezwykle cenne.
– Co pan ma na mysli, mowiac 'trzy choroby'? – zapytal zdezorientowany Martin.
– Dopiero co otrzymalem potwierdzenie, iz pacjent nazwiskiem Lagenthorpe, ktory wyzional u was ducha, cierpial na goraczke Gor Skalistych.
– Nie wierze panu – stanowczo stwierdzil Martin.
Jack wnikliwie przyjrzal sie rozmowcy, probujac ocenic, czy jest dobrym aktorem, czy rzeczywiscie nie wierzy, zaskoczony informacja.
– Coz, to w takim razie prosze mi powiedziec, co mialbym osiagnac, przychodzac tu i opowiadajac panu nieprawdziwe historie? Czy uwaza mnie pan za prowokatora atakujacego system opieki medycznej?
Martin nie odpowiedzial. Zamiast tego podniosl sluchawke telefonu i polaczyl sie z gabinetem doktor Mary Zimmerman.
– Wzywa pan posilki? – zapytal Jack. – Dlaczego po prostu nie porozmawiamy?
– Nie jestem pewien, czy jest pan zdolny do normalnej rozmowy – odpowiedzial Martin.
– Dobra technika. Gdy zawodzi obrona, nalezy przejsc do ataku. Problem jednak w tym, ze nawet najsprytniejsza strategia nie zmieni faktow. Riketsje sa niezwykle niebezpieczne w laboratorium. Moze powinnismy sprawdzic, czy ten, kto zajmowal sie badaniem probek Lagenthorpe'a, zachowal odpowiednia ostroznosc?
Martin wcisnal przycisk interkomu i wezwal do siebie szefa laboratorium mikrobiologicznego Richarda Overstreeta.
– Inna sprawa, ktora chcialem przedyskutowac, jest kwestia pieniedzy. Przy naszej pierwszej rozmowie wspomnial pan, jak zniechecajace sa narzucone przez AmeriCare oszczednosci budzetowe w laboratorium. W skali od jeden do dziesiec jak okreslilby pan swoje niezadowolenie?
– Do czego pan znowu zmierza? – zapytal Martin.
– W tej chwili jeszcze do niczego. Pytam jedynie. Zadzwonil telefon. To byla doktor Zimmerman. Martin zapytal, czy moglaby zejsc do laboratorium, gdyz pojawilo sie cos nowego.
– Klopot polega na tym, ze wystapienie trzech takich chorob rownoczesnie wedlug mnie jest niemozliwe – ciagnal Jack. – Jak pan to moze wyjasnic?
– Nie musze tego sluchac – warknal Martin.
– Ale musi pan to przemyslec.
W drzwiach pojawil sie Richard Overstreet, jak poprzednio ubrany w bialy kitel i chirurgiczny czepek. Wygladal na zabieganego.
– O co chodzi, szefie? – zapytal. Skinal glowa na widok Jacka, a ten odpowiedzial gestem.
– Wlasnie sie dowiedzialem, ze pacjent o nazwisku Lagenthorpe zmarl na goraczke Gor Skalistych – oznajmil ponurym glosem Martin. – Dowiedz sie, kto pobieral probki i kto je badal.
Richard stal przez chwile w milczeniu najwyrazniej przestraszony informacja.
– To oznacza, ze mamy w laboratorium riketsje – stwierdzil w koncu.
– Obawiam sie, ze tak. Daj mi znac jak najszybciej.
Richard zniknal, a Martin odwrocil sie w strone Jacka.
– Teraz, skoro juz przyniosl nam pan te wspaniala nowine, prosze zrobic jeszcze jedna grzecznosc i pojsc sobie.
– Wole wysluchac panskiego zdania na temat pochodzenia choroby – oznajmil Jack.
Martin poczerwienial na twarzy, lecz zanim zdazyl odpowiedziec, w gabinecie zjawila sie doktor Mary Zimmerman.
– Co moge dla ciebie zrobic, Martinie? – zapytala. Juz zamierzala dodac, ze wlasnie wzywaja ja do izby przyjec, gdy spostrzegla Jacka. Przymknela lekko oczy. Bez watpienia widzac nie chcianego goscia, nie byla ani troche szczesliwsza od Martina.
– Jak sie mamy, pani doktor – przywital sie Jack z usmiechem.
– Bylam pewna, ze wiecej sie nie zobaczymy – odpowiedziala na przywitanie.
– Niech pani nigdy nie wierzy we wszystko, co mowia -poradzil Jack.
W tej chwili wrocil Richard, najwyrazniej oszolomiony.
– To byla Nancy Wiggens – oznajmil. – Ona pobierala probke i badala ja. Rano zadzwonila, ze jest chora.
Doktor Zimmerman przeczytala notatke, ktora trzymala w reku.
– Wiggens jest jedna z pacjentek, do ktorych wezwali mnie na izbe przyjec – oswiadczyla. – Najwidoczniej cierpi na jakas gwaltownie rozwijajaca sie infekcje.
– Och, nie! – jeknal Richard.
– O co tu chodzi? – zapytala zniecierpliwiona Mary Zimmerman.
– Doktor Stapleton poinformowal mnie wlasnie, ze jeden z naszych zmarlych pacjentow mial goraczke Gor Skalistych. Nancy zajmowala sie badaniem jego probek.
– Ale nie tu, w laboratorium – wtracil Richard. – Jestem wyczulony na sprawy bezpieczenstwa. Po stwierdzeniu dzumy nalegalem, aby wszystkie przypadki chorob zakaznych byly badane w bioseptycznej pracowni. Jezeli zarazila sie tym, to od pacjenta.
– Malo prawdopodobne – zauwazyl Jack. – Pozostaje jedynie stwierdzic, czy szpital nie jest wylegarnia robactwa.
– Doktorze Stapleton, panskie uwagi sa niesmaczne i niewlasciwe – zaprotestowala doktor Zimmerman.
– Jest o wiele gorzej – wtracil Martin. – Tuz przed pani przyjsciem sugerowal, ze moge miec cos wspolnego z tymi chorobami.
– To nieprawda – poprawil go Jack. – Stwierdzilem jedynie, ze musimy sie zastanowic nad tym, czy ktos nie roznosi tych chorob rozmyslnie, gdyz szansa, ze pojawily sie przypadkiem, nie istnieje. Tylko to ma w obecnej sytuacji sens. Ludzie, co wam sie porobilo?
– Tego rodzaju pomysly sa wynikiem paranoi – odpowiedziala Mary Zimmerman. – I szczerze powiedziawszy, nie mam czasu na bzdury. Musze isc do izby przyjec. Poza panna Wiggens jeszcze dwoch naszych pracownikow ma podobnie ostre dolegliwosci. Zegnam pana, panie Stapleton.
– Chwileczke! – zawolal Jack. – Prosze mi pozwolic zgadnac, gdzie pracowaly chore osoby. Chodzi o pielegniarki albo o dzial zaopatrzenia?
Doktor Zimmerman byla juz przy drzwiach. Zatrzymala sie jednak i spojrzala na Jacka zaskoczona.
– Skad pan to wie?
– Zaczynam dostrzegac prawidlowosci. Nie potrafie teraz tego wytlumaczyc, ale tak sie rzeczy maja. Pielegniarka, choc to godne pozalowania, jest w zrozumialy sposob narazona. Lecz pracownicy dzialu zaopatrzenia?
– Niech pan poslucha, panie Stapleton – odpowiedziala doktor Zimmerman. – Mozliwe, ze raz jeszcze jestesmy panskimi dluznikami za to, ze ostrzegl nas pan przed kolejna grozna choroba. Od tej jednak chwili przejmujemy odpowiedzialnosc na siebie i nie potrzebujemy panskich paranoicznych iluzji. Zycze panu milego dnia.
– Zaraz, zaraz! – tym razem Martin zawolal za wychodzaca. – Pojde z pania do izby przyjec. Jezeli to choroba wywolana riketsjami, chce osobiscie dopilnowac, aby probki pobrano z zachowaniem wszelkiej ostroznosci.
Zlapal kitel wiszacy na haczyku za drzwiami i wybiegl za oddalajaca sie doktor Zimmerman.
Jack pokrecil glowa z niedowierzaniem. Kazda kolejna wizyta w tym szpitalu byla dziwna. Ostatnio pogonili jego, tym razem sami uciekli.
– Naprawde wierzy pan, ze te choroby moga byc roznoszone umyslnie? – zapytal Richard.
Jack wzruszyl ramionami.