rozmawiac ze swoim informatorem z National Health i musiala jak najszybciej spotkac sie z Robertem Barkerem. Wiedziala, ze to, co mu powie, spodoba mu sie.
Odsunela sie na kilka krokow od lustra, z tej perspektywy dokladnie obejrzala sie z lewej i prawej strony. Zadowolona z siebie zamknela drzwi szafy, po czym wyszla z biura.
Jej zwykla metoda kontaktowania sie z Robertem bylo wpadanie do niego bez uprzedzenia. Lecz informacje, jakie posiadala, usprawiedliwialy bardziej oficjalna wizyte, wiec poprosila sekretarke, aby powiadomila szefa o jej przyjsciu. Po chwili rozmowy sekretarka powiedziala, ze szef prosi Helen do siebie. Nie zdziwilo jej to.
Urabiala Roberta przez ostatni rok. Zaczela, gdy stalo sie jasne, ze Robert ma szanse objac stanowisko prezesa. Wyczuwajac u Roberta pociag do seksu, systematycznie podsycala w nim ogien pozadania. Nie bylo to trudne, chociaz wiedziala, ze stapa po cienkiej linie. Chciala go prowokowac, nie doprowadzajac jednoczesnie do sytuacji, w ktorej musialaby otwarcie odmowic. Prawde powiedziawszy, w sensie fizycznym nie odpowiadal jej zupelnie.
Celem Helen bylo stanowisko Roberta. Pragnela zostac dyrektorem w dziale finansowym firmy i nie widziala powodow, dla ktorych nie mialoby sie tak stac. Przeszkodzic moglo jej jedynie to, ze byla mlodsza od pozostalych w dziale. Instynktownie wyczuwala, ze to moze byc raczej przeszkoda, ktorej nie pokona nawet przez 'urabianie' Roberta.
– Ach, Helen, moja droga – przywital ja Robert, gdy weszla do gabinetu, przyjmujac przesadnie skromna postawe. Zerwal sie na rowne nogi, podszedl do drzwi i zamknal je za nia.
Helen swoim zwyczajem przysiadla na oparciu krzesla. Zalozyla noge na noge, tak ze spodniczka odslonila spora czesc uda. Spostrzegla, ze fotografia zony Roberta lezala na biurku twarza do blatu.
– Moze napijesz sie kawy? – zaproponowal Robert, ktory zajal miejsce za biurkiem i zaczal powoli popadac w hipnotyczny trans, patrzac w strone oparcia krzesla.
– Wlasnie rozmawialam z Gertruda Wilson z National Health – zaczela Helen. – Na pewno ja znasz.
– Oczywiscie – potwierdzil. – Jest jednym ze starszych wiceprezydentow.
– Ale rowniez jest jednym z moich najbardziej zaufanych informatorow. A poza tym jest goraca zwolenniczka wspolpracy z nasza firma.
– Hmm – mruknal Robert.
– National Health otrzymalo wszelkie rekomendacje od Centrum Kontroli Chorob i Komisji Zdrowia – powiedziala Helen.
Robert potrzasnal glowa, jakby sie zbudzil ze snu. Zanim uwagi Helen dotarly do jego zaprzatnietego czym innym umyslu, musialo minac kilka sekund.
– Zaraz, zaraz – odezwal sie. Rozgladal sie nerwowo, porzadkujac mysli. – To nie sa dobre wiadomosci. A zdawalo mi sie, ze sekretarka mowila, iz masz dobre wiadomosci.
– Wysluchaj mnie – poprosila Helen. – Choc pobili wszystkich danymi na temat chorob szpitalnych, maja ostatnio w nowojorskich oddzialach pewne klopoty, o ktorych woleliby publicznie nie rozprawiac. Sa niezwykle wyczuleni na tym punkcie. Dokladnie mowiac, zdarzyly sie trzy historie. Pierwsza dotyczyla bardzo wielu zachorowan na oddziale intensywnej opieki wywolanych gronkowcem. Mieli z tym sporo klopotow, zanim zorientowali sie, ze kilka osob z personelu bylo nosicielami. Leczenie antybiotykami pomoglo i epidemia zostala opanowana. Powiem ci, ze kiedy sie o tym slucha, to ciarki przechodza po plecach.
– A kolejna sprawa? – zapytal Robert. Przez chwile probowal nie patrzec na Helen.
– Nastepna historia z bakteriami wywolana zostala w kuchni. Wielu pacjentow zaczelo cierpiec na ostra biegunke. Kilkoro nawet umarlo. A ostatnio pojawila sie zoltaczka. Rowniez zmarlo kilku chorych.
– To chyba oznacza, ze maja nie najlepsze wyniki w zapobieganiu chorobom szpitalnym – stwierdzil Robert.
– Sa dobre, jesli porowna sie je z wynikami innych szpitali. Wiesz, to naprawde okropne historie. Prawda jest jednak taka, ze National Health jest niezwykle wrazliwe na punkcie chorob szpitalnych. Gertruda specjalnie podkreslila, ze jej firma nawet za milion lat nie zaakceptuje uruchomienia kampanii reklamowej bazujacej na czyms takim.
– Znakomicie! – zawolal Robert. – To jest wlasnie dobra wiadomosc. Co powiedzialas Teresie Hagen?
– Nic, oczywiscie. Kazales mi przeciez najpierw przyjsc z tym do ciebie.
– Swietna robota! – Wstal i zaczal sie przechadzac. – Nie moglo byc lepiej. Tak pokieruje Teresa, ze zrobi, co bede chcial.
– Co mam jej powiedziec?
– Powiedz, ze z twoich informacji wynika, iz National Health ma znakomite wyniki w zapobieganiu chorobom szpitalnym w porownaniu z innymi. Chce, zeby poszla dalej ze swoja kampania reklamowa, az wybuchnie bomba.
– Ale w ten sposob stracimy klienta – zauwazyla Helen.
– Niekoniecznie. Juz wczesniej zorientowalas sie, ze sa zainteresowani reklamowkami typu 'gadajace glowy' z udzialem znanych fachowcow. Wielokrotnie mowilismy o tym Teresie, ale ignorowala nasze sugestie. Zamierzam bez jej wiedzy zaangazowac kilka gwiazd z wyswietlanych wlasnie w telewizji seriali 'szpitalnych'. Beda wiarygodnym dowodem w naszej sprawie. Teresa Hagen wyleci, a my bedziemy mogli wejsc od razu z gotowa kampania.
– Pomyslowe – powiedziala Helen. Zsunela sie z oparcia krzesla. – Zadzwonie w takim razie do Teresy i niech sie lawina potoczy.
Po powrocie do biura kazala sekretarce polaczyc sie z Teresa. Czekajac na rozmowe, pochwalila sama siebie za przebieg rozmowy z Robertem. Nikt nie wyrezyserowalby tego lepiej. Jej pozycja w firmie wydawala sie coraz mocniejsza.
– Panna Hagen jest na dole, w sali projekcyjnej – sekretarka przerwala rozmyslania Helen. – Czy mam tam zadzwonic?
– Nie. Zejde sama.
Opuscila wylozone dywanami zacisze dzialu finansowego. Obcasy wydawaly na metalowych stopniach charakterystyczny odglos, ktory niosl sie po klatce schodowej. Cieszyla sie z osobistej rozmowy z Teresa. Tak wolala. Chociaz z drugiej strony zawsze czula sie nieco oniesmielona w jej gabinecie i nie lubila tam wchodzic.
Zanim weszla do srodka, glosno zapukala do drzwi. Teresa siedziala za olbrzymim biurkiem zawalonym rysunkami i jakimis papierami. Byla tam takze Colleen Anderson, Alice Gerber i mezczyzna, ktorego Helen nie znala. Przedstawiono go jako Nelsona Friedmana.
– Mam informacje, o ktore prosilas – zaczela Helen. Zmusila sie do szerokiego usmiechu.
– Dobre czy zle? – zapytala Teresa.
– Powiedzialabym, ze bardzo dobre.
– Posluchajmy wiec – zaproponowala Teresa i wygodnie rozsiadla sie w fotelu.
Helen opisala doskonale wyniki National Health w zapobieganiu wystepowania chorob szpitalnych. Powiedziala nawet cos, czego nie uzgodnila z Robertem – otoz wedlug jej informacji wyniki te sa znacznie lepsze w National Health niz w AmeriCare i nalezacym do niej Manhattan General.
– Cudownie. To wlasnie chcialam wiedziec. Bylas nam wielce pomocna. Dziekuje.
– Z przyjemnoscia sluze pomoca – odpowiedziala Helen. – Jak daleko jestescie z kampania?
– Daleko. Mysle, ze do poniedzialku bedziemy mieli material dla Taylora i Briana.
– Wysmienicie. Jesli jeszcze bede mogla cos dla ciebie zrobic, daj znac.
– Z pewnoscia. – Teresa odprowadzila Helen do drzwi, pomachala jej na do widzenia, po czym wrocila na swoj fotel.
– Wierzysz jej? – zapytala Colleen.
– Tak. Nie ryzykowaliby klamstw w sprawach, ktore mozemy sprawdzic z innych zrodel.
– Nie rozumiem, jak mozesz jej ufac – upierala sie Colleen. – Nienawidze takich przylepionych usmiechow. To nienaturalne.
– Hola, hola, powiedzialam, ze jej wierze, nie, ze ufam -zaprotestowala Teresa. – Dlatego nie rozmawialam z nia na temat tego, co tu robimy.
– Skoro juz jestesmy przy tym, co tu robimy – zmienila temat Colleen – to nie powiedzialas, ze ci sie to podoba.
Teresa w odpowiedzi westchnela, pobieznie przegladajac papiery rozrzucone na biurku.