owe znane z historii medycyny postacie informuja, jak skrupulatny w przestrzeganiu ich nauk jest szpital National Health w odroznieniu od innych placowek medycznych.

– No, tak to wyglada – powiedziala Teresa po omowieniu ostatniego z rysunkow. – Co o tym myslicie, chlopcy?

– Sprytne – przyznal Jack. – I prawdopodobnie skuteczne. Ale chyba nie sa warte pieniedzy, ktore trzeba by na nie wydac.

– No przeciez maja zwiazek z tym, co nazwales jakoscia uslug medycznych – bronila pomyslu Teresa.

– Nieznacznie. Pacjenci National Health mieliby sie lepiej, gdyby miliony przeznaczone na te reklame poszly na biezaca opieke zdrowotna.

– Mnie sie podobaja – wtracil Chet. – Sa swieze i dowcipne. Moim zdaniem znakomite.

– Domyslam sie, ze okreslenie 'inne placowki medyczne' odnosi sie do konkurencji – zauwazyl Jack.

– Rzecz jasna. Uznalismy jednak, ze byloby w zlym guscie wymieniac General Manhattan Hospital z nazwy w obliczu klopotow, jakie teraz przezywaja.

– Coraz wiekszych klopotow – dodal Jack. – Pojawila sie u nich seria zachorowan na kolejna grozna chorobe. Trzy choroby w trzy dni.

– Dobry Boze! – zawolala Teresa. – To okropne. Mam nadzieje, ze tym razem trafi to do telewizji, a moze nadal ma zostac sekretem?

– Nie rozumiem, dlaczego snujesz rownie absurdalne przypuszczenia – rozzloscil sie Jack. – Przeciez nie ma sposobu, by utrzymac to w tajemnicy.

– Znajdzie sie, jesli AmeriCare bedzie na tym zalezalo -odpowiedziala zapalczywie.

– Hej, znowu zaczynacie – przerwal Chet.

– To ciagle ta sama klotnia – odparla Teresa. – Po prostu nie potrafie pogodzic sie z tym, ze Jack nie rozumie, iz jego praca powinna sluzyc spoleczenstwu, a on osobiscie powinien zawiadomic media i za ich posrednictwem ostrzec ludzi przed tymi strasznymi chorobami.

– Juz ci mowilem, ze specjalnie mnie pouczono o zakresie moich obowiazkow i to sie w nich nie miesci – przypomnial Teresie Jack.

– Chwila! Czas! – zawolal Chet. – Sluchaj, Tereso. Jack ma racje. Nie mozemy pojsc do dziennikarzy. To sprawa szefa i rzecznika prasowego. Ale Jack nie odwala roboty byle jak. Dzisiaj znowu pognal do General i wywalil im prosto w oczy, ze jego zdaniem ta epidemia nie jest sprawa zwyklego przypadku.

– 'Nie jest sprawa zwyklego przypadku'? Co masz na mysli? – dopytywala sie Teresa.

– Dokladnie to, co powiedzialem – odparl Chet. – Jesli to nie jest przypadek, to mamy do czynienia z dzialaniem umyslnym. Ktos wywoluje zakazenia.

– Czy to prawda? – Teresa spojrzala na Jacka. Byla zaszokowana.

– Przyszlo mi cos takiego do glowy – przyznal. – Trudno mi logicznie wytlumaczyc wszystko, co tam sie dzieje.

– Dlaczego ktos mialby robic cos podobnego? To absurd.

– Czyzby?

– Moze to robota jakichs szalencow? – wtracila sie Colleen.

– W to watpie – stwierdzil Jack. – Za duzo trzeba wiedziec. Poza tym takie zarazki sa niebezpieczne. Jedna z ostatnich ofiar jest laborantka.

– Raczej jakis niezadowolony pracownik – domyslal sie Chet. – Ktos z odpowiednia wiedza i urazem, kto moze swobodnie dzialac.

– Tak, to bardziej prawdopodobne – przytaknal Jack. – Na przyklad kierownik szpitalnego laboratorium nie jest zadowolony z pracy zarzadu szpitala. Sam mi to powiedzial. Zostal zmuszony do zredukowania liczby personelu o dwadziescia procent.

– O moj Boze! – zawolala Colleen. – Sadzisz, ze to moglby byc on?

– Tak naprawde to nie – stwierdzil Jack. – Zbyt wiele sladow prowadzi do niego. Bylby pierwszym podejrzanym. Przyjal zdecydowanie agresywna postawe, ale glupi nie jest. Jezeli seria zachorowan spowodowana jest umyslnie, to w gre musi wchodzic powazniejszy powod i wieksze pieniadze.

– Na przyklad? Zdaje sie, ze skaczemy na gleboka wode.

– Mozliwe – zgodzil sie Jack. – Powinnismy jednak pamietac, ze AmeriCare jest najsilniejsza w interesie. Wiem nawet co nieco o ich filozofii. Wierzcie mi, kieruja sie wylacznie checia zysku.

– Sugerujesz, ze AmeriCare moglaby wywolywac choroby we wlasnych oddzialach? – Teresa zapytala z niedowierzaniem. – To juz zupelnie nie ma sensu.

– Tylko glosno mysle – wyjasnil Jack. – Teoretycznie, dla wyjasnienia sprawy przyjmijmy, ze ktos celowo roznosi choroby. Przyjrzyjmy sie teraz poszczegolnym przypadkom. Pierwszy byl Nodelman, cukrzyk. Druga Hard z chronicznymi klopotami ortopedycznymi, a ostatnio Lagenthorpe, ktory cierpial na astme.

– Rozumiem, co sugerujesz – przerwal mu Chet. – Kazdy z nich, chorujac na przewlekla chorobe, przekroczyl znacznie wniesiony przez siebie wklad. Spolka wydala na nich znacznie wiecej, niz chciala. Naduzyli opieki medycznej.

– Co ty! – przerwala mu Teresa. – To smieszne. AmeriCare nigdy nie zaryzykowalaby podobnej katastrofy w stosunkach z pacjentami tylko po to, aby pozbyc sie trojga uciazliwych chorych. To nie ma sensu. Daj spokoj!

– Teresa najpewniej ma racje – zgodzil sie Jack. – Gdyby AmeriCare stala za cala sprawa, moglaby zrobic to juz wczesniej. Naprawde niepokoi mnie to, ze nie jest jasne pochodzenie chorob. Gdyby istnial sprawca, chcialby zapewne wywolac epidemie, a nie eliminowac konkretnych pacjentow.

– To jeszcze bardziej diaboliczne – zauwazyla Teresa.

– Zgoda – przyznal Jack. – To zmusza nas do powrotu do pomyslu z nieprawdopodobnie szalonym czlowiekiem.

– No, ale jesli ktos chcialby epidemii, dlaczego jej jeszcze nie ma? – zapytala Colleen.

– Z kilku powodow. Po pierwsze we wszystkich trzech przypadkach diagnozy zostaly postawione stosunkowo szybko. Po drugie szpital potraktowal serie zachorowan niezwykle powaznie i podjal kroki, by kontrolowac rozwoj infekcji. Po trzecie sposoby przenoszenia chorob nie daja wielkiej szansy na epidemie w Nowym Jorku w marcu.

– Zechciej to wyjasnic – poprosila Teresa.

– Dzuma, tularemia i goraczka Gor Skalistych mozna sie zarazic przez zwykly kontakt z chorym, mowiac inaczej przez skazone powietrze, ale to droga niezwykle rzadka. Normalnie dochodzi do zakazenia przez owady. A te owady trudno raczej spotkac o tej porze roku w Nowym Jorku, szczegolnie w szpitalu.

– Co o tym wszystkim myslisz? – Teresa zwrocila sie do Cheta.

– Ja? – zapytal z zaklopotaniem. – Nie wiem, co mam myslec.

– No, dalej – nalegala. – Nie probuj oslaniac kolegi. Jak sadzisz?

– No coz, to jest Nowy Jork. Spotykamy tu wiele chorob, wiec watpie, ze to celowo roznoszone zarazki. Powinienem chyba powiedziec, ze wedlug mnie brzmi to jak objaw uczulenia. Wiem, ze Jack nie przepada za AmeriCare.

– Rzeczywiscie? – zwrocila sie Teresa do Jacka.

– Nienawidze ich – przyznal.

– Dlaczego?

– Sprawa osobista i wole o tym nie mowic.

– Jasne – odpowiedziala. Polozyla reke na stosie rysunkow.

– Zapominajac, ze doktor Stapleton pogardza reklama medyczna, uwazacie, ze nasze propozycje sa w porzadku?

– Dla mnie wspaniale – potwierdzil Chet.

– Powiedzialem juz, ze moga okazac sie skuteczne – przyznal Jack.

– Czy macie jeszcze jakies sugestie dotyczace zapobiegania infekcjom w szpitalach?

– Moze cos o sterylizacji narzedzi i wyposazenia szpitalnego – zasugerowal Jack. – Szpitale stosuja rozne sposoby. Zajmowal sie tym Robert Koch, wyjatkowo barwna postac.

Teresa zanotowala te propozycje.

– Cos jeszcze?

– Obawiam sie, ze nie jestem w tym najlepszy – usprawiedliwil sie Chet. – Ale dlaczego nie mielibysmy wpasc na kilka drinkow do Auction House. Kto wie, jak sie dobrze nasmaruje umysl, to moze pojawia sie nowe

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату