zwiazana z jakims szczegolnym wypadkiem? Jezeli nie chcesz, nie odpowiadaj.

Jack przygryzl wargi. Nie czul sie dobrze, rozmawiajac na te tematy, ale gdy zaczal, trudno bylo sie wycofac.

– Zmarla moja zona – wyznal. Nie potrafil sie zmusic do wspomnien o dzieciach.

– Przykro mi. – Zamilkla na chwile, po czym dodala: – Moj maz byl winny smierci jedynego dziecka, jakie mielismy.

Jack odwrocil glowe. Lzy naplynely mu do oczu. Gleboko westchnal i znowu spojrzal na nia. Byla osoba twardo zmierzajaca do celu, tego byl pewny od pierwszej chwili. Teraz wiedzial jednak cos wiecej.

– Sadze, ze mamy ze soba wiecej wspolnego niz zamilowanie do sporow – sprobowal rozluznic atmosfere.

– Oboje zostalismy skrzywdzeni – odpowiedziala Teresa. – I oboje poswiecilismy sie bez reszty karierze zawodowej.

– Nie jestem pewien, czy w tym takze jestesmy do siebie podobni. Nie jestem tak zaangazowany w prace jak kiedys. I chyba nie tak jak ty. Zmiany, ktore zaszly w medycynie, pozbawily mnie ochoty do robienia kariery.

Teresa wstala. Jack takze. Stali blisko siebie.

– Chyba oboje boimy sie zaangazowac uczuciowo. Zostalismy okaleczeni przez los.

– Z tym moge sie zgodzic – odparl Jack.

Teresa pocalowala koniuszki swych palcow i delikatnie przytknela je do ust Jacka.

– Za kilka godzin przyjde cie obudzic. Spodziewaj sie mnie.

– Nie chcialem, abys przechodzila przez to wszystko.

– Podoba mi sie to przypadkowe matkowanie. Spij dobrze.

Rozeszli sie. Jack poszedl do pokoju goscinnego, ale zanim doszedl do drzwi, Teresa zapytala jeszcze:

– Dlaczego mieszkasz w tym okropnym slumsie?

– Nie zasluguje na szczesliwie zycie – odpowiedzial Jack.

Zastanowila sie nad uslyszana odpowiedzia, po chwili usmiechnela sie i powiedziala:

– Nie powinnam sadzic, ze potrafie wszystko zrozumiec. Dobranoc.

– Dobranoc – odpowiedzial Jack.

Rozdzial 21

Sobota, godzina 8.30, 23 marca 1996 roku

Zgodnie z zapowiedzia, Teresa kilkakrotnie w nocy wchodzila do pokoju Jacka i budzila go. Za kazdym razem przez pare minut rozmawiali. Rano, gdy sie zbudzil na dobre, czul, jak scieraja sie w nim sprzeczne nastroje. Z jednej strony wdziecznosc za pomoc i troske, z drugiej obawy o to, jak sie odwdzieczyc.

Teresa przygotowywala sniadanie i towarzyszyly jej identyczne watpliwosci. O osmej trzydziesci z obopolna ulga rozstali sie przed domem Teresy. Ona pojechala do studia, gdzie tego dnia czekal ja prawdziwy maraton. On postanowil wrocic do siebie.

Kilka godzin stracil na porzadkowanie balaganu. Za pomoca podstawowych narzedzi zdolal nawet jako tako naprawic drzwi.

Kiedy skonczyl sprzatac, pojechal do kostnicy. Co prawda wedlug grafiku mial wolny weekend, chcial jednak nadrobic zaleglosci papierkowe. Chcial takze sprawdzic, czy w ciagu nocy nie przywiezli nowych cial z Manhattan General. Wiedzac, ze na dyzur przywieziono wczoraj trzy ostre przypadki prawdopodobnej goraczki Gor Skalistych, niepokoil sie o to, co moze czekac na niego w pracy.

Stracil rower, ale myslal juz o kupieniu nastepnego. Tymczasem wybral metro, jednak nie bylo to najlepsze rozwiazanie. Az dwukrotnie musial sie przesiadac. Nowojorskie metro znakomicie sprawdzalo sie na trasie polnoc-poludnie, ale przejazd z zachodu na wschod to calkiem inna historia.

Potem musial jeszcze przejsc kawalek pieszo. Padal drobny deszcz, a Jack nie mial parasola i do pracy dotarl calkiem przemoczony. Dochodzilo poludnie.

Weekendy w pracy bardzo roznily sie od zwyklych dni. Przede wszystkim nie bylo takiego zamieszania. Jack wszedl glownym wejsciem i poprosil o otwarcie drzwi do strefy przeznaczonej wylacznie dla pracownikow. Przechodzac obok pokoju identyfikacyjnego, uslyszal szlochy jakiejs zrozpaczonej rodziny.

Z zadowoleniem wyczytal z grafiku, ze wsrod wymienionych lekarzy dyzurujacych pod telefonem byla Laurie. Przejrzal takze raport z ostatniej nocy. Przesuwajac palcem po poszczegolnych pozycjach, z bolem natrafil na znajome nazwisko. O czwartej nad ranem przywieziono Nancy Wiggens! Wedlug diagnozy wstepnej zmarla na goraczke Gor Skalistych.

Znalazl jeszcze dwie inne ofiary prawdopodobnie tej samej choroby: Valerie Schafer, wiek trzydziesci trzy lata, i Carmen Chavez, czterdziesci siedem lat. Jack domyslil sie, ze to byly te dwie pozostale pacjentki, ktore znalazly sie w izbie przyjec poprzedniego dnia. '

Zszedl na dol i zajrzal do sali autopsyjnej. Dwa stoly byly zajete. Nie potrafil powiedziec, kim byli lekarze, jedynie zgadujac po wzroscie, domyslil sie, ze jednym z nich byla Laurie.

Przebral sie w odziez ochronna i wszedl do sali przez umywalnie.

– Co ty tu robisz? – zapytala Laurie, dostrzegajac zblizajacego sie kolege. – Nie powinienes radosnie zajmowac sie wlasnymi sprawami?

– Po prostu nie moge bez was wytrzymac – zazartowal Jack.

Przesunal sie, aby dokladnie przyjrzec sie twarzy zmarlego, ktory lezal na stole. Serce w nim zamarlo. Niewidzacymi oczami spogladala na niego Nancy Wiggens. Po smierci wydawala sie nawet mlodsza niz za zycia. Szybko odwrocil wzrok.

– Znales ja? – zapytala Laurie. Natychmiast wyczula zmiane w zachowaniu Jacka.

– Slabo – odpowiedzial.

– To straszne, gdy ktos ze sluzby zdrowia umiera w wyniku zarazenia sie od pacjenta. Wczesniej robilam autopsje pielegniarki, ktora opiekowala sie twoim pacjentem z dnia poprzedniego.

– Tez tak sadze – odparl. – A co z trzecim przypadkiem?

– Zrobilam ja jako pierwsza. Pracowala w zaopatrzeniu. Nie bardzo potrafie sobie wyjasnic, jak to zlapaly.

– Opowiedz mi o niej. Robilem wczesniej sekcje dwoch innych osob z dzialu zaopatrzenia. Jedna z dzuma, a druga z tularemia. Tez nie rozumiem calej historii.

– Lepiej, zeby ktos to w koncu wyjasnil – stwierdzila Laurie.

– No wlasnie – zgodzil sie Jack. Zaczal sie przygladac organom Nancy. – Co znalazlas?

– Wszystko pasuje do goraczki Gor Skalistych. Chcialbys zobaczyc?

– Oczywiscie.

Przerwala na chwile prace, aby przedstawic Jackowi zmiany w narzadach. Stwierdzil, ze sa jak lustrzane odbicie zmian zaobserwowanych u Lagenthorpe'a.

– Zastanawiajace, dlaczego tylko tych troje zachorowalo? – zauwazyla Laurie. – Okres miedzy wystapieniem objawow choroby a smiercia byl znacznie krotszy niz zwykle. Sugeruje to, iz zarazki sa szczegolnie niebezpieczne, a skoro tak, to gdzie sa nastepni chorzy? Janice powiedziala mi, ze w szpitalu nie ma kolejnych ofiar.

– Musi byc cos, co laczy wszystkie przypadki. Nie potrafie tego wytlumaczyc, tak jak nie potrafie wyjasnic wielu innych aspektow tej serii. To dlatego tak mnie zloszcza – stwierdzil Jack.

Laurie spojrzala na wiszacy na scianie zegar i zaskoczona, ze jest juz tak pozno, powiedziala:

– Wracam do roboty. Sal musi dzisiaj wczesniej wyjsc.

– Moze pomoge? – zaoferowal sie Jack. – Powiedz Salowi, ze moze juz isc.

– Mowisz powaznie? – zapytala.

– Calkowicie. Zabierajmy sie do pracy.

Sal szczerze sie ucieszyl, ze moze wyjsc nieco wczesniej. Laurie i Jack szybko uwineli sie z robota. Sale autopsyjna opuszczali razem.

– Moze zjedlibysmy maly lunch? – zaproponowala Laurie. – Ja stawiam.

– Zgoda – Jack chetnie przystal na propozycje.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату