Warren usmiechnal sie.

– Gdzies sie dorobil takiej szczeki?

Warren nie dal sie zwiesc.

– Nadzialem sie na lokiec. No wiesz, stalem w niewlasciwym miejscu o niewlasciwej porze.

Warren podal mu pilke.

– Pograjmy troche jeden na jednego. Losujemy pilke.

Warren wszedl na boisko wczesniej niz Jack, ale Jack w koncu takze zaczal grac, i to dobrze. Druzyna Spita wydawala sie tego dnia nie do pokonania, ku zmartwieniu Warrena, z ktorym przyszlo im sie zmierzyc kilka razy. Do osiemnastej Jack byl wykonczony i splywal caly potem.

Cieszyl sie, ze moze opuscic boisko wtedy, kiedy i inni zaczeli znikac na obiad albo cosobotnie wieczorne hulanki. Boisko bedzie puste az do nastepnego popoludnia.

Dlugi, pomeczowy prysznic stanowil wyjatkowa przyjemnosc. Po kapieli przebral sie w czyste ubranie, poszedl do kuchni i zajrzal do lodowki. Jej wnetrze przedstawialo smutny widok. Caly zapas piwa wypili nieproszeni goscie. Z jedzenia pozostal mu kawalek cheddara i dwa jajka niewiadomego wieku. Zamknal lodowke. Zreszta nie byl glodny.

W pokoju dziennym usiadl na wytartej kanapie i wzial do reki jedno z medycznych czasopism. Codzienna norma bylo czytanie czegos do dwudziestej pierwszej trzydziesci lub dwudziestej drugiej. Pozniej szedl spac. Tego wieczoru byl ciagle pelen energii pomimo gry na boisku. Nie potrafil sie skoncentrowac.

Rzucil czasopismo i wpatrzyl sie w sciane. Byl samotny. I chociaz co wieczor byl samotny, to dzis odczucie to przygnebialo go. Zaczal myslec o Teresie i o tym, jak sie nad nim ulitowala.

Pod wplywem impulsu zerwal sie z kanapy, podszedl do biurka, wzial ksiazke telefoniczna i po chwili zadzwonil do Willow i Heath. Nie wiedzial, czy po godzinach centrala telefoniczna bedzie laczyc, ale ktos odebral. Po kilku wadliwych polaczeniach wreszcie udalo mu sie skontaktowac z Teresa.

Z sercem niespodziewanie dla niego mocno bijacym, ostroznie napomknal, ze myslal o zjedzeniu czegos w miescie.

– Czy to jest zaproszenie? – zapytala Teresa.

– Coz – odparl z wahaniem. – Moze zechcialabys pojsc ze mna, jezeli jeszcze nie jadlas.

– To najbardziej wymijajace zaproszenie, jakie otrzymalam, od czasu gdy Marty Berman poprosil mnie na bal maturalny – skwitowala ze smiechem. – Wiesz, co zrobil? Uzyl trybu warunkowego: 'Co bys powiedziala, gdybym cie zaprosil?'

– No to znaczy, ze Marty i ja mamy ze soba cos wspolnego.

– Niewiele. Byl chudym krasnalem. Ale co do kolacji, musimy przelozyc ja na inny termin. Z ochota zobaczylabym sie z toba, wiesz jednak, ze mamy gardlowy termin. Spodziewamy sie, ze dzisiaj jeszcze sfinalizujemy przedsiewziecie. Rozumiesz, mam nadzieje.

– Rozumiem – przyznal Jack. – Zaden problem.

– Zadzwon do mnie jutro. Moze uda nam sie wyrwac po poludniu na kawe albo cos podobnego.

Obiecal, ze zadzwoni, i zyczyl jej wszystkiego najlepszego. Odlozyl sluchawke i poczul sie jeszcze bardziej samotny. Po tylu latach dobrowolnego skazania sie na samotnosc zrobil wielki wysilek, aby nawiazac towarzyskie stosunki i poniosl porazke.

Zadziwiajac coraz bardziej samego siebie, odnalazl numer do Laurie i zadzwonil. Probujac pokryc zdenerwowanie dowcipem, poinformowal, ze oczekiwana przez niego grupa zakonnic w ostatniej chwili zrezygnowala.

– Czy to znaczy, ze chcesz isc na przyjecie? – zapytala Laurie.

– Jesli mnie zabierzesz.

– Z rozkosza – odpowiedziala.

Rozdzial 22

Niedziela, godzina 9.00, 24 marca 1996 roku

Jack czytal wlasnie jedno z tych swoich medycznych czasopism, gdy zadzwonil telefon. Od rana jeszcze sie do nikogo nie odezwal, wiec glos jego brzmial chrapliwie.

– Chyba cie nie obudzilam? – w sluchawce zabrzmial glos Laurie.

– Nie spie juz cale wieki – zapewnil ja.

– Dzwonie, poniewaz mnie o to prosiles – przypomniala Laurie. – Inaczej nie zawracalabym ci glowy w niedzielny poranek.

– Dla mnie to nie jest wczesna pora.

– Ale pozno wrociles do domu.

– Nie bylo tak bardzo pozno, a poza tym niezaleznie od tego, jak pozno klade sie spac, i tak zawsze wstaje wczesnie.

– W kazdym razie chciales wiedziec, czy w nocy pojawily sie jakies kolejne ofiary infekcji z General. Nic nie bylo. Janice poinformowala mnie, ze w szpitalu nie ma ani jednego przypadku zachorowania na goraczke Gor Skalistych. To dobra wiadomosc, prawda?

– Bardzo dobra – zgodzil sie Jack.

– Moi rodzice byli toba zachwyceni – dodala. – Mam nadzieje, ze dobrze sie bawiles.

– Tak, to byl przemily wieczor. Szczerze powiedziawszy, troche mi glupio, ze sie tak zasiedzialem. Dziekuje za zaproszenie i podziekuj rodzicom. Nie mogliby byc bardziej goscinni.

– Musimy to kiedys powtorzyc – stwierdzila Laurie.

– Bezwarunkowo – potwierdzil Jack.

Odwiesil sluchawke i probowal wrocic do czytania. Jednak myslami wrocil do poprzedniego wieczoru. Rzeczywiscie milo spedzil czas. Bawil sie lepiej, niz mogl przypuszczac, i to go najbardziej klopotalo. Pilnowal sie przez piec lat i nagle, bez ostrzezenia, zaczal sie dobrze czuc w towarzystwie dwoch calkiem roznych kobiet.

U Laurie podobala mu sie swoboda, jaka czul w jej towarzystwie. Teresa natomiast potrafila byc wyniosla nawet wtedy, gdy stawala sie wyjatkowo opiekuncza. Teresa oniesmielala go bardziej niz Laurie, ale rownoczesnie stanowila jakby wyzwanie, co bardziej odpowiadalo brawurowemu stylowi zycia Jacka. Gdy jednak mial okazje zobaczyc sposob, w jaki Laurie traktuje rodzicow, zaczal doceniac jej otwarcie i serdecznosc wybijajaca sie nad inne cechy. Wyobrazil sobie, ze majac za ojca napuszonego kardiochirurga, nie moglo to byc latwe.

Laurie probowala naciagnac Jacka na osobiste wynurzenia, gdy tylko starsza generacja zakonczyla biesiadowanie, lecz bez powodzenia. Chociaz go kusilo. Nieco otworzyl sie przed Teresa poprzedniej nocy i z zaskoczeniem doszedl do wniosku, ze rozmowa przynosi ulge. Wczoraj wrocil jednak do swojej starej strategii polegajacej na skierowaniu rozmowy na druga osobe i dowiedzial sie kilku niespodziewanych rzeczy.

Najbardziej zaskoczyla go informacja, ze Laurie nie jest z nikim zwiazana. Przypuszczal, iz ktos rownie pociagajacy i wrazliwy jak ona musi kogos miec, a tymczasem twierdzila, ze nawet nieczesto umawia sie na randki. Opowiedziala o policjancie, z ktorym kiedys sie spotykala, ale sprawa byla juz nieaktualna.

Wreszcie wrocil do czasopisma. Czytal, dopoki glod nie wygnal go z domu do baru. Wracajac z lunchu, zobaczyl, ze wokol boiska zaczely sie juz zbierac grupki chlopakow. Spragniony ruchu skoczyl szybko do domu, przebral sie i dolaczyl do nich.

Gral przez kilka godzin. Niestety rzuty nie byly tak celne jak poprzedniego dnia. Warren niemilosiernie pokpiwal z niego, tym bardziej ze w kilku meczach grali w przeciwnych druzynach. Odbijal sobie za porazki sobotniego popoludnia.

O trzeciej po poludniu, po kolejnym przegranym meczu, co oznaczalo koniecznosc przeczekania trzech, a moze nawet wiecej meczy, poddal sie i wrocil do domu. Po prysznicu znowu probowal czytac. Szybko odkryl, ze myslami ciagle wraca do Teresy.

Zaniepokojony tym wewnetrznym roztargnieniem, postanowil nie dzwonic do niej. Wytrzymal mniej wiecej do czwartej. W koncu prosila go o telefon. Co wazniejsze, chcial z nia porozmawiac. Skoro czesciowo otworzyl sie przed nia, mial wrazenie, ze musi odkryc cala prawde. Czul, ze to jej sie nalezy.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату