z nim ledwie dwanascie godzin przed zgonem.
– W pewnych okolicznosciach meningococcus posiada przerazajace zdolnosci i zabija niewiarygodnie szybko. Potrafi spowodowac smierc w ciagu kilku godzin.
– W szpitalu panuje panika.
– Nie dziwie sie. Jak sie nazywa pierwsza ofiara?
– Carlo Pacini. Ale to wszystko, co o nim wiem. Przywiezli go jeszcze przed moja zmiana. Zajmowal sie nim Steve Mariott.
– Moge cie prosic o przysluge?
– To zalezy jaka. Jestem piekielnie zmeczona.
– Przekaz jedynie Bartowi, ze chcialbym, abyscie wy, asystenci medyczni, otrzymali kompletna dokumentacje pierwszych spraw z kazdej serii chorob. Ulozmy to tak: Nodelman – dzuma, Hard – tularemia, Lagenthorpe – goraczka Gor Skalistych i Pacini – meningococcus. Sadzisz, ze moga byc problemy?
– Absolutnie – uznala Janice. – To wszystko sa powazne przypadki.
Jack wstal i klepnal Janice w plecy.
– Moze w drodze do domu wstapilabys do kliniki – zaproponowal. – Troszke chemioprofilaktyki nie byloby chyba glupim pomyslem.
Janice otworzyla szeroko oczy.
– Sadzisz, ze to konieczne?
– Lepiej dmuchac na zimne. W kazdym razie przedyskutuj to z jakims specjalista od chorob zakaznych. Lepiej sie na tym znaja niz ja. Jest tez szczepionka czterowalentna, ale dziala dopiero po kilku dniach.
Jack pospieszyl z powrotem do biura George'a i poprosil o teczke Carlo Paciniego.
– Nie mam jej – oznajmil George. – Laurie zajrzala tu przed toba i gdy uslyszala, co sie dzieje, poprosila o pierwszy przypadek i wziela teczke.
– Gdzie ona teraz jest?
– Na gorze, u siebie – zza gazety doleciala odpowiedz Vinniego.
Jack popedzil do biura Laurie. Inaczej niz Jack, Laurie przed kazda autopsja najpierw dokladnie zapoznawala sie z dokumentacja.
– Dosc przerazajace, powiedzialabym – zauwazyla, gdy tylko Jack wszedl do pokoju.
– Okropne – zgodzil sie. Przyciagnal sobie krzeslo nalezace do kolezanki Laurie, postawil po drugiej stronie biurka i usiadl. – Stalo sie to, czego sie tak obawialem. Moze wybuchnac prawdziwa epidemia. Czego sie dowiedzialas o tym przypadku?
– Niewiele – stwierdzila szczerze. – Zostal przyjety w sobote wieczorem ze zlamanym biodrem. Wlasciwie mial problemy z kruchymi koscmi. W ciagu ostatnich pieciu lat cierpial z powodu calej serii roznych zlaman.
– Pasuje jak ulal – stwierdzil Jack.
– Do czego?
– Wszystkie pierwsze przypadki z ostatnich dni to pacjenci cierpiacy na jakies choroby przewlekle – wyjasnil Jack.
– Wiele hospitalizowanych osob cierpi na przewlekle choroby – zauwazyla Laurie. – Prawde powiedziawszy, wiekszosc z nich. Czy to musi miec cos wspolnego ze sprawa?
– Powiem ci, co chodzi po glowie tego paranoika – wtracil Chet. Stanal w drzwiach pokoju Laurie, gdy Jack wyjasnial, co do czego pasuje. Wszedl do pokoju i przysiadl na drugim biurku. – Widzi w tym jakis spisek i obwinia o wszystko AmeriCare.
– Czy to prawda? – zapytala Laurie.
– Mysle, ze mniejsza o to, czy ja widze w tym spisek, lecz wazniejsze jest, czy wszyscy nie stanelismy w jego obliczu.
– Co rozumiesz przez 'spisek'?
– Pozwala sobie sadzic, ze te niezwykle choroby rozprzestrzeniaja sie w wyniku czyjejs celowej dzialalnosci – odpowiedzial za Jacka Chet. Strescil nastepnie teorie kolegi, wedlug ktorej winny nieszczesc byl albo ktos z AmeriCare chroniacy w ten sposob swoj byt, albo jakis szaleniec z inklinacjami terrorysty.
Laurie pytajaco spojrzala na Jacka. Wzruszyl ramionami.
– Jest wiele pytan bez odpowiedzi – stwierdzil.
– Rzeczywiscie grozi nam epidemia – przyznala Laurie. – Ale naprawde! To jest nieco naciagniete. Mam nadzieje, ze nie wspominales o tej teorii szefom General.
– Owszem, wspominalem – potwierdzil Jack. – Nawet przepytalem kierownika ich laboratorium, jakby byl w to wmieszany. Jest raczej niezadowolony ze srodkow, jakie przeznaczyli na laboratorium. Natychmiast powiadomil o moich sugestiach szefa sekcji chorob zakaznych. Mysle, ze ta droga dowiedziala sie administracja szpitala.
Laurie zasmiala sie krotko i cynicznie.
– No, bracie. Nic dziwnego, ze stales sie tam persona non grata.
– Ale musisz sama przyznac, ze w General pojawilo sie zagadkowo wiele szpitalnych infekcji.
– Nie jestem tego taka pewna. Zarowno chora na tularemie, jak i pacjent z goraczka Gor Skalistych zmarli w czasie krotszym niz czterdziesci osiem godzin po przyjeciu do szpitala. Z definicji nie wynika wiec, ze byly to infekcje szpitalne.
– Z technicznego punktu widzenia zgadza sie – powiedzial Jack – Ale…
– Poza tym wszystkie przypadki zdarzyly sie w Nowym Jorku – ciagnela Laurie. – Troche ostatnio poczytalam. W osiemdziesiatym siodmym mielismy calkiem powazna serie zachorowan na goraczke Gor Skalistych.
– Dziekuje, Laurie – powiedzial Chet. – Staralem sie powiedziec mu to samo. Nawet Calvin mu to mowil.
– A co z seria zachorowan w dziale zaopatrzenia? – Jack zwrocil sie z pytaniem do Laurie. – I co powiesz o gwaltownosci, z jaka rozwija sie u chorych goraczka Gor Skalistych? Sama sie nad tym w sobote zastanawialas.
– Oczywiscie, ze sie zastanawialam. Przeciez to sa pytania, ktore musza sie pojawic zawsze w sytuacji zagrozenia epidemia.
Jack westchnal.
– Przykro mi, ale moim zdaniem dzieje sie cos szczegolnie niezwyklego. Obawiam sie, ze mozemy niespodziewanie stanac w obliczu prawdziwej epidemii. Wybuch chorob wywolanych meningokokami moze wlasnie czyms takim byc. Jezeli skonczy sie jak w poprzednich przypadkach, rzecz jasna ulzy mi jak kazdemu czlowiekowi. Ale rownoczesnie dojda nowe podejrzenia. Schemat, wedlug ktorego najpierw pojawiaja sie liczne przypadki niezwykle agresywnej choroby, a nastepnie znikaja bez sladu, jest naprawde zastanawiajacy.
– Ale przeciez mamy sezon na meningokoki – przypomniala Laurie. – Nie ma wiec w tych zachorowaniach niczego szczegolnie niezwyklego.
– Laurie ma racje – wlaczyl sie Chet. – Jednak nie baczac na to, moja troska wynika z tego, ze wpedzasz sie w prawdziwe klopoty. Jestes jak pies z koscia. Uspokoj sie! Nie chce patrzec, jak cie wylewaja z roboty. Musisz mi przynajmniej obiecac, ze nie pojdziesz znowu do General.
– Nie moge tego przyrzec – stwierdzil Jack. – Nie wobec wybuchu nowej choroby. Tym razem nie jest to kwestia robactwa. Teraz chodzi o skazone powietrze, wiec to zupelnie zmienia postac rzeczy.
– Chwileczke – Laurie probowala go powstrzymac. – A co z ostrzezeniem, ktore dostales od tych zbirow?
– A to co znowu? Jakich zbirow? – zapytal zaskoczony Chet.
– Kilku czlonkow pewnego czarujacego gangu zlozylo niedawno Jackowi przyjacielska wizyte – oswiadczyla Laurie. – Wyniknelo z niej, ze przynajmniej jeden z nowojorskich gangow trudni sie wymuszeniami.
– Wyjasni mi ktos, o czym mowicie? – odezwal sie zdezorientowany Chet.
Laurie opowiedziala mu wszystko, co wiedziala o pobiciu Jacka.
– I ty ciagle myslisz o wchodzeniu do tego szpitala? -zapytal Chet, kiedy uslyszal cala historie.
– Bede ostrozny – obiecal Jack. – Poza tym jeszcze nie zdecydowalem, czy pojde.
Chet znaczaco spojrzal w sufit.
– Wydaje mi sie, ze wolalbym cie jako podmiejskiego okuliste.
– Dlaczego okuliste? – zapytala tym razem zdziwiona Laurie.
– No dobra, kochani – przerwal rozmowe Jack. Wstal od biurka. – Dosc znaczy dosc. Mamy sporo pracy do wykonania.
Zadne z nich nie opuscilo sali autopsyjnej az do trzynastej. Chociaz George kwestionowal potrzebe