meningokoki. Moga byc wyjatkowo smiercionosne i wlasnie z takimi mamy tu do czynienia.

– Ilu chorych?

– Osmioro. W tym dziecko.

– Okropne. – Terese zatrwozyly wiesci ze szpitala. – Uwazasz, ze to sie moze rozprzestrzenic?

– Poczatkowo sie tego balem – powiedzial. – Myslalem, ze bedziemy mieli prawdziwa epidemie. Ale choroba nagle ustala. Jak dotad, poza pierwszymi ofiarami nie ma dalszych przypadkow.

– Mam nadzieje, ze to nie bedzie trzymane w tajemnicy, tak jak, cokolwiek to bylo, w przypadku National Health.

– Nie musisz sie obawiac. To nie jest zadna tajemnica. Slyszalem, ze szpital powoli opanowuje panika. Ale zapoznam sie ze sprawa osobiscie. Wlasnie tam jade.

– O nie, nie pojedziesz! – zarzadzila Teresa. – Czyzby z twojej pamieci ulecial juz piatkowy wieczor?

– Jakbym slyszal kolegow w pracy – skomentowal jej reakcje. – Doceniam twoja troske, lecz nie moge pozostac na uboczu. Mam przeczucie, ze ktos celowo wywoluje kolejne smiertelne infekcje, a sumienie nie pozwala mi tego przeczucia ignorowac.

– A co z tymi, ktorzy cie napadli?

– Bede musial byc bardziej ostrozny.

Teresa prychnela lekcewazaco.

– Byc ostroznym to za malo, biorac pod uwage twoj wlasny opis chuliganow, z ktorymi sie spotkales.

– Musze zaryzykowac i improwizowac. Jade do Manhattan General i nie obchodzi mnie, kto co powie – zdecydowal twardo Jack.

– Nie potrafie zrozumiec, co cie tak pociaga w sprawie owych zachorowan. Czytalam, ze generalnie rzecz biorac, notuje sie wzrost zachorowan na takie choroby.

– To prawda, ale nie dotyczy to celowo rozsiewanych smiertelnych bakterii. Dzieje sie tak z powodu niewlasciwego stosowania antybiotykow, z powodu urbanizacji i inwazji bakteriologicznej z dziewiczych obszarow.

– Chwileczke – przerwala Teresa. – Ja martwie sie o ciebie, o to, ze wpedzasz sie w klopoty albo jeszcze gorzej, a ty serwujesz mi wyklad?

Jack wzruszyl ramionami.

– Jade do szpitala – powiedzial.

– Swietnie, jedz! – Wstala od stolika. – Jestes wiec tym smiesznym bohaterem, ktorego z obawa w tobie podejrzewalam. – Zlagodniala nagle. – Rob, co musisz, ale jezeli bedziesz mnie potrzebowal, zadzwon.

– Na pewno – przyrzekl.

Patrzyl za nia, gdy w pospiechu opuszczala kawiarnie, zastanawiajac sie, jak niezwykla mieszanina ambicji i troskliwosci byla. Nic dziwnego, ze w jej towarzystwie czul sie zaklopotany – w jednej chwili atrakcyjna nad miare, w drugiej trudna do zniesienia.

Dopil kawe i wstal. Zostawil napiwek i takze pospieszyl do swego celu.

Rozdzial 24

Poniedzialek, godzina 14.30, 25 marca 1996 roku

Jack energicznym krokiem zmierzal w strone Manhattan General. Po rozmowie z Teresa potrzebowal swiezego powietrza. Poruszyla go do glebi, i to nie tylko uczuciowo. Miala przeciez racje co do Black Kings. Im bardziej bronil sie przed myslami o zagrozeniu, tym latwiej przychodzilo mu pokonac strach. W glowie klebily mu sie pytania. Kogo zirytowal do tego stopnia, ze naslal na niego gang? Czy to potwierdza jego przypuszczenia? Niestety nie umial znalezc na nie odpowiedzi. Obiecal Teresie, ze bedzie ostrozny. Klopot w tym, ze nie bardzo wiedzial, wobec kogo ma zachowywac ostroznosc. W gre wchodzil Kelley, Zimmerman, Cheveau lub Abelard, poniewaz ich najbardziej zdenerwowal. Powinien unikac kazdej z tych osob.

Gdy minal ostatni naroznikowy dom, stalo sie jasne, ze w szpitalu dzieja sie rzeczy niecodzienne. Przy chodniku stalo kilku policjantow na koniach, a przy glownym wejsciu dwoch umundurowanych funkcjonariuszy, zapewne z pobliskiego komisariatu. Jack zatrzymal sie na chwile, aby im sie przyjrzec. Zauwazyl, ze przede wszystkim zajmuja sie rozmowa, mniej innymi sprawami.

Jack nie wiedzial, jakie przydzielono im zadanie, zdecydowal sie wiec podejsc i zapytac.

– Mamy zniechecac ludzi do wchodzenia do szpitala -wyjasnil jeden z policjantow. – Wybuchla tam jakas epidemia, ale podobno opanowali juz sytuacje.

– Prawde powiedziawszy, mielismy zapanowac nad tlumem – wyznal drugi z nich. – Wczesniej spodziewali sie problemow, bo chcieli zamknac szpital na okres kwarantanny, ale teraz sie uspokoilo.

– Za co wszyscy powinnismy byc wdzieczni – dodal Jack. Zamierzal wejsc do srodka, ale jeden z policjantow powstrzymal go.

– Jest pan pewien, ze chce pan tam wejsc? – zapytal Jacka.

– Niestety tak – odpowiedzial zatrzymany.

Policjant wzruszyl tylko ramionami i pozwolil mu przejsc.

Za drzwiami Jack natknal sie na umundurowanego straznika szpitalnego z maska ochronna na twarzy.

– Bardzo mi przykro, lecz nie ma dzisiaj zadnych wizyt.

Jack wyjal swoja odznake lekarska.

– Przepraszam, panie doktorze – odpowiedzial straznik i odsunal sie.

Chociaz na zewnatrz szpital wydawal sie wyciszony, wewnatrz panowalo spore zamieszanie. Hall wypelniony byl ludzmi. Wszyscy mieli maski na twarzy, co sprawialo niesamowite wrazenie.

Poniewaz od dwunastu godzin nikt nie zachorowal, Jack uznal maske za srodek zbyteczny. Jednak postanowil zalozyc ja tak jak wszyscy, nie po to, by chronic sie przed zarazkami, raczej po to, by latwiej zniknac w tlumie. Podszedl do punktu informacyjnego, gdzie w kilku pudelkach wylozone byly maski, i wlozyl jedna z nich na twarz.

Nastepnie poszukal szatni lekarskiej. Kiedy wszedl do srodka, jeden z lekarzy wlasnie wychodzil. Jack zdjal kurtke i poszukal dla siebie fartucha lekarskiego w odpowiednim rozmiarze. W koncu znalazl, wlozyl go, i tak przebrany wrocil do hallu glownego.

Celem Jacka byl dzial zaopatrzenia. Czul, ze jesli mialby sie czegos z tej wizyty dowiedziec, to wlasnie tam. Wsiadl do windy i pojechal na drugie pietro. Z zaskoczeniem stwierdzil, ze w porownaniu z poprzednia wizyta gwaltownie zmniejszyla sie liczba pacjentow na korytarzu. Rzut oka przez oszklone drzwi w strone sekcji operacyjnej wyjasnil przyczyne zmniejszonego ruchu na korytarzu. Sale operacyjne byly chwilowo zamkniete. Wiedzac co nieco o problemach finansowych AmeriCare, Jack domyslil sie, ze to one sa przyczyna ograniczenia dzialan szpitalnych.

Pchnal wahadlowe drzwi i wszedl do dzialu zaopatrzenia. Nawet tu krzatanina znacznie oslabla. Dostrzegl tylko dwie kobiety stojace przy koncu jednego z regalow siegajacych od podlogi po sufit. Jak wszyscy, ktorych widzial w szpitalu, i one nosily maski. Najwidoczniej rzeczywiscie powaznie potraktowano tu ostatnia serie zachorowan.

Omijajac przejscie miedzy regalami, w ktorym staly kobiety, Jack udal sie do biura Gladys Zarelli. W czasie pierwszej rozmowy zachowywala sie przyjaznie, chetnie udzielala wyjasnien, a ponadto zajmowala kierownicze stanowisko. Trudno byloby Jackowi znalezc w tej chwili kogos bardziej odpowiedniego.

Przechodzac przez magazyn, spogladal z zaciekawieniem na niezliczona liczbe przedmiotow stanowiacych wyposazenie szpitala. Widzac takie bogactwo sprzetow, zastanowil sie, czy jest wsrod nich jakis przedmiot, ktorego uzywaly wszystkie ofiary smiertelnych infekcji. Mysl byla interesujaca, lecz nie potrafil sobie wyobrazic, jak to moglo pomoc w rozwiazaniu zagadki. Pytanie, w jaki sposob pracownice zaopatrzenia mogly zetknac sie z pacjentami i zarazic od nich, ciagle pozostawalo bez odpowiedzi. Jak mu powiedziano, pracownicy tego dzialu widywali chorych niezmiernie rzadko, jezeli w ogole.

Jack zastal Gladys w jej biurze. Rozmawiala przez telefon, ale gdy zobaczyla Jacka, serdecznym gestem zaprosila go do srodka. Usiadl na krzeselku naprzeciwko jej waskiego biurka. Jak przewidywal, Gladys zajeta byla poszukiwaniem osob, ktore zastapilyby zmarle pracownice.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату