panujacego w przedsionku, w tej czesci laboratorium panowala cisza i spokoj. Slychac bylo jedynie przytlumione odglosy pracujacych urzadzen i popiskiwanie czujnikow. W polu widzenia nie pojawil sie zaden technik.

Jack bez zastanowienia poszedl wprost do laboratorium mikrobiologicznego. Mial nadzieje natknac sie albo na szefa technikow Richarda, albo na pelna zycia i energii Beth Holderness. Ale nie zastal nikogo. Laboratorium mikrobiologiczne wydawalo sie opuszczone tak jak inne pomieszczenia.

Jack podszedl do miejsca, gdzie podczas ostatniej wizyty pracowala Beth. Tam znalazl cos zachecajacego. Palnik Bunsena palil sie. Obok niego lezala tacka z wymazami i naczynia z pozywka dla bakterii. Na podlodze stal plastykowy pojemnik na smieci zapelniony odpadkami.

Czujac, ze Beth musi znajdowac sie gdzies w poblizu, Jack zaczal jej szukac. Laboratorium zajmowalo kwadratowe pomieszczenie o boku mniej wiecej dziewieciu metrow, przedzielone dwoma szeregami stolow laboratoryjnych z polkami. Jack przeszedl srodkowym przejsciem. Pod tylna sciana stalo kilka stanowisk bioseptycznych. Skrecil w prawo i zajrzal do malego pomieszczenia. Bylo w nim biurko i szafa z segregatorami. Na tablicy ogloszen wisialo kilka fotografii. Nawet nie podchodzac blizej, na kilku z nich rozpoznal Richarda, szefa laborantow.

Idac dalej, minal kilkoro wypolerowanych, aluminiowych, hermetycznie zamykanych drzwi, wygladajacych jak drzwi do lodowek. Zerkajac na druga strone pomieszczenia, dostrzegl normalne drzwi, ktore, jak sadzil, mogly prowadzic do magazynu. Juz zamierzal skierowac sie w tamta strone, gdy nagle jedne z hermetycznych drzwi otworzyly sie z lekkim trzaskiem, na ktory Jack az podskoczyl.

Wyszla przez nie Beth Holderness i omal nie zderzyla sie z Jackiem. Za nia dalo sie wyczuc smuge goracego, wilgotnego powietrza.

– Przeraziles mnie na smierc! – zawolala, przyciskajac rece do piersi.

– Nie jestem pewien, kto kogo bardziej – odpowiedzial Jack. Przypomnial jej, kim jest.

– Nie martw sie, dobrze cie pamietam. Wywolales male zamieszanie i nie jestem pewna, czy powinienes tu przychodzic.

– Och! – westchnal niewinnie Jack.

– Doktor Cheveau jest naprawde wsciekly na ciebie -zapewnila go Beth.

– Czyzby? Zauwazylem, ze to raczej nieprzystepny czlowiek.

– Jest nieznosny – przytaknela Beth. – Ale Richard wspomnial cos o tym, ze oskarzyles szefa o roznoszenie tych bakterii, ktore sprawiaja nam tyle klopotu w szpitalu.

– Prawda jest taka, ze nigdy o nic nie oskarzalem twojego szefa – sprostowal Jack. – To byla jedynie ukryta sugestia, ktora rzucilem, kiedy mnie zirytowal. Przyszedlem tu, zeby z nim porozmawiac. Naprawde chcialem uslyszec jego opinie na temat prawdopodobienstwa wystapienia wzglednie rzadkich chorob w jednym miejscu, blisko siebie i o tej porze roku. Lecz z powodow mi nie znanych, byl w rownie niegoscinnym nastroju jak w czasie poprzedniej wizyty.

– No coz, musze przyznac, ze zaskoczyl mnie sposob, w jaki cie wtedy potraktowal – przyznala Beth. – Podobnie zreszta jak pan Kelley i doktor Zimmerman. Odnioslam wrazenie, ze chcesz tylko pomoc.

Jack ledwo sie powstrzymal od zlapania tej uroczej, mlodej damy w objecia. Wygladalo na to, ze jest jedyna osoba na calej planecie, ktora docenia jego wysilki.

– Przykro mi z powodu twojej kolezanki Nancy Wiggens. Domyslam sie, ze dla was wszystkich musialo to byc trudne.

Oblicze Beth posmutnialo, w oczach zalsnily lzy.

– Moze nie powinienem tego mowic – dodal, widzac reakcje dziewczyny.

– W porzadku – powiedziala. – Ale to byl prawdziwy szok. Boimy sie oczywiscie takich wypadkow i bierzemy je pod uwage, ale jednak wydawalo sie nam, ze nic podobnego sie nie zdarzy. Nancy byla taka ciepla osoba, nawet jesli przy tym nieco nierozwazna.

– Jak to?

– Nie byla tak ostrozna, jak byc powinna. Ryzykowala, nie uzywajac oslon, gdy to bylo Wskazane, nie zakladajac okularow ochronnych, kiedy wszyscy je zakladali.

Jack potrafil zrozumiec podobne zachowanie.

– Nie zazywala nawet antybiotykow przepisanych jej przez doktor Zimmerman po tym przypadku z dzuma.

– Jakze nierozmyslnie! To przeciez moglo uratowac ja przed goraczka Gor Skalistych.

– Wiem – powiedziala Beth. – Zaluje, ze nie naciskalam na nia mocniej. Sama bralam, a nie sadze, abym byla wystawiona na niebezpieczenstwo zarazenia sie.

– Czy wspomniala moze, ze w przypadku probek od Lagenthorpe'a postapila inaczej? – zapytal.

– Nie. Dlatego wlasnie podejrzewamy, ze zarazila sie tu, w laboratorium, podczas badania probek. Riketsje w laboratoriach sa wyjatkowym zagrozeniem.

Jack zamierzal cos odpowiedziec, lecz spostrzegl, ze Beth zaczyna sie denerwowac i z niepokojem zerka w przestrzen za nim. Obrocil sie i takze spojrzal w tym kierunku, lecz niczego nie dostrzegl.

– Naprawde powinnam juz wrocic do pracy – powiedziala Beth. – No i nie powinnam z toba rozmawiac. Doktor Cheveau specjalnie na to zwrocil uwage.

– Nie wydaje ci sie to dziwne? – zapytal. – W koncu jestem miejskim patologiem. Zgodnie z prawem moge badac przyczyny smierci przywiezionych do nas pacjentow.

– Sadze, ze tak – zgodzila sie. – Ale co moge powiedziec? Ja tylko tu pracuje. – Przeszla obok Jacka i podeszla do swojego stanowiska.

Jack podazyl za nia.

– Nie chcialbym byc intruzem – zaczal – ale intuicja podpowiada mi, ze w tym szpitalu dzieje sie cos dziwnego. Dlatego ciagle tu wracam. Wielu ludzi przyjelo postawe defensywna, wlaczajac w to twojego szefa. Oczywiscie mozna to wyjasnic. AmeriCare i ten szpital to interes, a takie wypadki w sposob skrajnie niekorzystny potrafia wplynac na kondycje finansowa. Dla wielu ludzi to wystarczy, aby zaczac sie dziwnie zachowywac. Wedlug mnie jednak chodzi o cos wiecej.

– Wiec co mialabym dla ciebie zrobic? – zapytala Beth. Usiadla na stolku i zaczela przekladac bakterie z wymazow do naczyn z pozywka.

– Chce cie poprosic, abys dokladnie wszystkiemu sie przygladala. Jezeli chorobotworcze drobnoustroje sa roznoszone celowo, to musza skads pochodzic, a laboratorium mikrobiologiczne jest doskonalym miejscem do rozpoczecia poszukiwan. Znajduje sie tu dosc odpowiedniego sprzetu i materialu. Zarazki dzumy to nie jest cos, co mozna znalezc wszedzie.

– To znowu nie takie niemozliwe znalezc zarazki dzumy w jakims zwyklym laboratorium – odpowiedziala Beth.

– Tak? – zapytal Jack. Sadzil, ze poza Centrum Kontroli Chorob i moze kilkoma akademickimi laboratoriami zarazki dzumy sa rzadkoscia.

– Laboratoria musza miec kultury najrozniejszych bakterii do testowania skutecznosci odczynnikow – wyjasnila Beth, nie przerywajac pracy. – Antyciala, ktore sa czesto glownym skladnikiem wspolczesnych odczynnikow, moga ulec zniszczeniu, a jezeli tak sie stanie, testy beda prowadzic do falszywych wynikow.

– Och, rozumiem, oczywiscie – zgodzil sie Jack. Poczul sie glupio. Powinien byl o tym wszystkim pamietac. Wszystkie testy laboratoryjne musialy byc ciagle sprawdzane. – Skad bierzecie, dajmy na to, zarazki dzumy?

– Z Wirginii, z National Biologicals.

– Co musisz zrobic, aby otrzymac material?

– Po prostu dzwonie i zamawiam.

– Kto jest do tego upowazniony?

– Kazdy.

– Zartujesz – powiedzial z niedowierzaniem. Sadzil, ze w tych sprawach przestrzega sie przynajmniej tych samych zasad bezpieczenstwa co w przypadku niektorych lekow, jak na przyklad morfiny.

– Nie zartuje. Robilam to wiele razy.

– Nie potrzebujesz specjalnego pozwolenia?

– Na zamowieniu, ktore wysylam, musze miec jedynie podpis dyrektora laboratorium. Wymagaja jednak tego tylko jako gwarancji, ze szpital zaplacil za przesylke.

– Popraw mnie, jesli sie myle – poprosil Jack. – Kazdy moze do nich zadzwonic i poprosic, aby przyslali mu bakterie wywolujace dzume?

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату