– Nie podwazam jego kompetencji, jedynie wnioski. Od samego poczatku nie zrobil na mnie dobrego wrazenia.
– Jest pan wyjatkowo zawziety – stwierdzil Bingham.
– W czasie poprzednich wizyt moglem stracic panowanie nad soba – przyznal Jack – ale dzisiaj porozmawialem tylko z kierowniczka dzialu zaopatrzenia i jedna z laborantek z mikrobiologii.
– Z telefonow, ktore otrzymalem, wynikalo, ze skutecznie utrudnial pan prace nad opanowaniem epidemii wywolanej przez meningokoki.
– Bog mi swiadkiem – zaklal sie Jack, unoszac reke w gescie przysiegi. – Pozwolilem sobie wylacznie na rozmowy z paniami Zarelli i Holderness, ktore akurat okazaly sie mile i chetne do wspolpracy.
– Potrafi pan draznic ludzi. Chyba zdaje sobie pan z tego sprawe?
– Zazwyczaj osiagam podobny efekt tylko wobec tych, ktorych zamierzam sprowokowac.
– Zaczynam odnosic wrazenie, ze jestem jednym z nich -zauwazyl Bingham.
– Wrecz przeciwnie. Zirytowanie pana bylo absolutnie nie zamierzone.
– Chcialbym w to wierzyc.
– W rozmowie z pania Holderness, technikiem laboratoryjnym, odkrylem interesujaca rzecz. Otoz kazdy, kto posiada uzasadniony powod, moze zadzwonic i przez telefon zamowic potrzebne bakterie. Firma wysylajaca nie dokonuje zadnego sprawdzenia klienta.
– Nie potrzeba licencji ani zezwolenia? – zapytal Bingham.
– Doslownie nic.
– Coz, o tym nie pomyslalem.
– Ani ja. Nie trzeba dodawac, ze ta informacja zmusza do zastanowienia.
– Rzeczywiscie – zgodzil sie Bingham. Zamyslil sie nad tym, co uslyszal. Nagle ocknal sie z zadumy. – Zdaje sie, ze znowu sprowadzil pan rozmowe z zasadniczego toru – zauwazyl, przyjmujac grozna postawe. – Zastanawiam sie, co z panem zrobic.
– Zawsze moze mnie pan wyslac na Karaiby. O tej porze roku jest tam niezwykle przyjemnie.
– Dosc juz tego impertynenckiego poczucia humoru. Staram sie z panem rozmawiac powaznie.
– Bede uwazal. Rzecz w tym, ze przez ostatnie piec lat mego zycia cynizm przerodzil sie w odruchowy sarkazm.
– Nie wyrzuce pana. Musze jednak po raz kolejny ostrzec, ze niebezpiecznie zblizyl sie pan do takiej decyzji. Prawde powiedziawszy, gdy odebralem telefon z biura burmistrza, zamierzalem sie panem rozstac. Zmienilem jednak zdanie. Na razie. W jednej sprawie musimy jednak sie porozumiec: Ma sie pan trzymac z daleka od Manhattan General. Czy to jest w koncu jasne?
– Mysle, ze ta sprawa zostala juz zalatwiona – zgodzil sie Jack.
– Jezeli bedzie pan potrzebowal wiecej informacji, prosze poslac asystenta. Przeciez, psiakrew, od tego ich tu trzymamy.
– Bede o tym pamietac – przyrzekl Jack.
– Dobrze. Niech juz pan stad idzie – powiedzial Bingham, odsylajac go gestem dloni.
Jack wstal i z ulga opuscil gabinet szefa. Udal sie prosto do siebie. W pokoju zastal Cheta rozmawiajacego z George'em Fontworthem. Przecisnal sie miedzy nimi, zdjal kurtke i powiesil ja na oparciu swojego krzesla.
– No i? – zapytal Chet.
– No i co?
– Jak to co? Pytanie dnia: Pracujesz jeszcze z nami?
– Niezwykle zabawne – skwitowal Jack. Jego uwage przykuly cztery duze, szare koperty lezace na stole. Wzial jedna do reki. Miala z piec centymetrow grubosci. Nie byla w zaden sposob oznakowana. Otworzyl ja i wyjal zawartosc. Okazalo sie, ze ma przed soba kopie kartoteki szpitalnej Susanne Hard.
– Widziales sie z Binghamem? – zapytal Chet.
– Wlasnie od niego wrocilem. Byl slodki. Pragnal mnie pochwalic za zdiagnozowanie goraczki Gor Skalistych.
– Gowno prawda! – zawolal Chet.
– Naprawde. Oczywiscie zmyl mi przy okazji glowe za wyprawe do General. – Nie przerywajac rozmowy, Jack sprawdzil zawartosc pozostalych szarych kopert. Mial przed soba wszystkie kartoteki pacjentow otwierajacych kazda kolejna serie zgonow.
– Warta byla tego wizyta w szpitalu?
– Co rozumiesz przez 'warta byla'?
– No, czy dowiedziales sie czegos, co usprawiedliwialoby wzniecanie kolejnej burzy? Slyszelismy, ze znowu wszystkich tam wnerwiles.
– Niewiele da sie tu ukryc – skomentowal Jack. – Ale rzeczywiscie dowiedzialem sie czegos, czego nie wiedzialem. – Jack wyjasnil Chetowi i George'owi procedure zamawiania kultur bakterii.
– Wiedzialem o tym – powiedzial George. – W czasie studiow pracowalem w wakacje w laboratorium mikrobiologicznym. Pamietam, jak nasz kierownik zamawial bakterie cholery. To wlasnie ja je odbieralem. Ciarki mi chodzily po grzbiecie.
Jack spojrzal na George'a.
– Ciarki? Jestes bardziej niepojety, niz myslalem.
– Powaznie. Wielu z nas mialo takie same odczucia. Biorac pod uwage, ile bolu, cierpienia i smierci moga te male zyjatka wywolac, a moze juz wywolaly, obcowanie z nimi stawalo sie rownoczesnie przerazajace i podniecajace, a trzymanie ich w reku po prostu mnie porwalo.
– Zdaje sie, ze mowiac o ciarkach przechodzacych po grzbiecie, mamy na mysli nieco inne odczucia – zauwazyl Jack. Wrocil do kartotek i uporzadkowal je chronologicznie. Na wierzchu znalazla sie kartoteka Nodelmana.
– Mam nadzieje, ze latwy dostep do bakterii chorobotworczych nie utwierdza cie w tych twoich paranoicznych podejrzeniach. Moim zdaniem nie stanowi to pozytywnego dowodu dla teorii o spisku – stwierdzil Chet.
– Umm hmm – mruknal Jack. Zaczal juz studiowac otrzymane dokumenty. Postanowil je najpierw szybko przeczytac. Nastepnie dopiero wroci do poczatku i wszystko zbada dokladnie, detal po detalu. Szukal, czy cztery badane przypadki mozna by w jakikolwiek sposob polaczyc ze soba. Przekonalby wszystkich, ze nie przypadek rzadzil rozwojem wypadkow.
Chet i George widzac, iz Jack jest pochloniety praca, wrocili do przerwanej rozmowy. Pietnascie minut pozniej George wstal i wyszedl. Gdy tylko zostali sami, Chet wstal podszedl do drzwi i zamknal je.
– Jakas chwile temu dzwonila do mnie Colleen – oznajmil.
– Ciesze sie razem z toba – odpowiedzial Jack, probujac sie skoncentrowac na kartotekach.
– Powiedziala, co zaszlo w agencji. Mysle, ze to smierdzi. Nie potrafie sobie wyobrazic, zeby jeden dzial firmy niszczyl inny. To nie ma sensu.
Jack podniosl wzrok znad dokumentow.
– Mentalnosc biznesmenow. Zadza wladzy jest najsilniejsza motywacja.
Chet usiadl.
– Colleen powiedziala rowniez, ze poddales Teresie znakomity pomysl na nowa kampanie reklamowa.
– Nie przypominaj. – Znowu skupil uwage na kartach chorych. – Nie chce byc czescia tej sprawy. Nie rozumiem, dlaczego mnie o to prosila. Przeciez wie, co sadze o reklamach w medycynie.
– Powiedziala takze, ze ty i Teresa nawiazaliscie ze soba kontakt.
– Naprawde?
– Powiedziala, ze nawet zwierzaliscie sie sobie. Mysle, ze pasujecie do siebie.
– A podala jakies szczegoly? – zapytal Jack.
– Nie odnioslem takiego wrazenia.
– Dzieki Bogu! – westchnal z ulga Jack.
Kiedy zamiast odpowiedzi na kolejne kilka pytan Chet uslyszal tylko nieartykulowane mrukniecia, uznal, ze Jack znowu pograzyl sie w lekturze, wiec dal spokoj i zabral sie do swojej pracy.
Przed siedemnasta trzydziesci Chet mogl oglosic fajrant. Wstal i glosno sie przeciagnal, majac nadzieje, ze Jack odpowie tym samym. Tak sie nie stalo. Przez ostatnia godzine nie ruszyl sie nawet, nie liczac przewracania stron i robienia notatek.
Chet zdjal kurtke z uchwytu gornej szuflady szafy z dokumentami i kilkakrotnie chrzaknal. Ciagle bez