– Jezeli dysponuje odpowiednim zasobem gotowki lub kredytem bankowym.

– W jaki sposob przysylaja kultury bakterii?

– Zazwyczaj poczta. Ale jezeli potrzebujesz ich natychmiast, przesylaja poczta kurierska, oczywiscie za dodatkowa oplata.

Jack byl zaskoczony, ukrywal jednak swoje uczucia. Czul sie nawet zaklopotany wlasna naiwnoscia.

– Mozesz mi podac numer telefonu do National Biologicals? – zapytal.

Beth otworzyla szuflade z zawieszkami, przejrzala ich tytuly i wyjela odpowiednia teczke. Otworzyla ja i wyjela kartke, wskazujac na nadruk.

Jack przepisal numer telefonu, a nastepnie spojrzal na aparat.

– Nie bedziesz miala nic przeciwko temu, ze skorzystam? -zapytal.

Beth przesunela telefon w jego strone, spogladajac jednoczesnie na zegarek.

– Jeszcze tylko sekundke – zapewnil ja Jack. Ciagle nie wierzyl w to, co uslyszal.

Wykrecil przepisany numer. Odpowiedziala mu automatyczna sekretarka, przedstawiajac firme i proszac o wybranie wlasciwego numeru wewnetrznego. Wykrecil dwojke do dzialu sprzedazy. Tym razem przywital go czarujacy glos kobiecy i zapytal, w czym mozna mu pomoc.

– Jestem doktor Billy Rubin i chcialbym zlozyc u was zamowienie.

– Czy ma pan konto w National Biologicals?

– Jeszcze nie – odpowiedzial. – To zamowienie chcialbym pokryc karta kredytowa American Express.

– Bardzo mi przykro, ale przyjmujemy wylacznie karte Visa lub MasterCard – wyjasnila jego rozmowczyni.

– To zaden problem, moge zaplacic karta Visa.

– Doskonale. Czy moge otrzymac panskie zlecenie?

– Chcialbym dostac od was meningokoki.

Kobieta rozesmiala sie.

– Musi byc pan bardziej precyzyjny. Potrzebuje grupe serologiczna, serotyp i podgrupe. Mamy tu setki odmian gatunkowych.

– Aha – odpowiedzial Jack, udajac, iz ktos go wola. – Przepraszam, ale bede musial zadzwonic pozniej, mam wezwanie z izby przyjec.

– Bardzo prosze – odpowiedziala kobieta. – Prosze dzwonic o kazdej dogodnej porze. Jak pan zapewne wie, pracujemy cala dobe.

Odlozyl sluchawke. Byl zaskoczony.

– Mam wrazenie, ze nie uwierzyles mi – odezwala sie Beth.

– Nie uwierzylem – przyznal. – Nie zdawalem sobie sprawy, ze tak latwo zdobyc taki material. Mimo wszystko chcialbym, abys miala oczy szeroko otwarte i rozejrzala sie, czy te zbrodnicze zarazki nie zostaly gdzies tu ukryte. Mozesz to zrobic?

– Mysle, ze tak – odpowiedziala jednak bez entuzjazmu.

– Ale prosze rownoczesnie o dyskrecje. I ostroznosc. Niech to zostanie miedzy nami.

Wyjal jedna z wizytowek i na odwrocie napisal swoj domowy numer. Wreczyl ja dziewczynie.

– Dzwon o kazdej porze dnia i nocy, jesli cokolwiek odkryjesz lub z mojego powodu wpadniesz w jakies tarapaty. Zgoda?

Beth wziela wizytowke, rzucila na nia okiem i szybkim ruchem wsunela do kieszeni fartucha.

– Zgoda.

– Nie bedziesz miala nic przeciwko, jezeli poprosze cie takze o twoj numer? Moge miec jeszcze kilka pytan. Mikrobiologia nie jest moja najmocniejsza strona.

Beth zastanowila sie i po chwili wyjela kartke i zapisala na niej numer telefonu. Jack schowal ja do portfela.

– Lepiej, zebys juz poszedl.

– Juz znikam. Dziekuje za pomoc.

– Nie ma za co – odpowiedziala. Znowu byla soba.

Zaklopotany wyszedl z laboratorium mikrobiologicznego i skierowal sie do pomieszczenia, w ktorym pobierano wymazy. Ciagle nie mogl uwierzyc, jak latwo mozna bylo otrzymac bakterie.

Kilka metrow przed wahadlowymi drzwiami laczacymi wlasciwe laboratorium z pomieszczeniem zewnetrznym Jack zatrzymal sie jak zamurowany. Za drzwiami, tylem do niego stal ktos postura do zludzenia przypominajacy Martina. Mezczyzna trzymal tace pelna pobranych wymazow.

Jack poczul sie jak przestepca zlapany na goracym uczynku. Przez ulamek sekundy zapragnal zniknac, ukryc sie gdzies. Jednak irytacja wywolana absurdalnym strachem nakazala mu pozostac na miejscu.

Martin przytrzymal przez chwile drzwi przed druga osoba, ktora okazal sie Richard. On takze niosl tace pelna wymazow. I to on wlasnie pierwszy zauwazyl Jacka.

Martin rozpoznal Jacka pomimo maski.

– Czesc, chlopcy – przywital sie jowialnie Jack.

– Pan…! – zawolal Martin.

– Tak, to ja – potwierdzil Jack. Aby rozwiac wszelkie watpliwosci, zlapal za gorna krawedz maski dwoma palcami i odslonil twarz.

– Ostrzegano pana przed weszeniem tutaj – syknal Martin. – Nie znosimy intruzow.

– Nic z tego – odparl Jack i wyjal swa odznake lekarza sadowego. Podsunal ja Martinowi pod nos. – To oficjalna wizyta. W waszym szpitalu doszlo do kilku kolejnych przypadkow smiertelnej infekcji. Chociaz tym razem udalo wam sie postawic wlasciwa diagnoze.

– Sprawdzimy, czy to na pewno wizyta urzedowa – ostrzegl Martin. Polozyl tace z wymazami na najblizszym stole i szybkim ruchem chwycil sluchawke telefonu. Zazadal polaczenia z Charlesem Kelleyem.

– A tak z czystej ciekawosci, moze powiedzialby mi pan, dlaczego podczas pierwszego spotkania byl pan tak mily, a podczas nastepnych zachowuje sie pan tak nieuprzejmie?

– Dowiedzialem sie o panskim zachowaniu wobec pana

Kelleya oraz o tym, ze panska pierwsza wizyta nie zostala zlecona przez przelozonych.

Jack zamierzal odpowiedziec, ale zadzwonil telefon. Zorientowal sie, ze to sam Kelley. Martin poinformowal rozmowce, ze w laboratorium znalazl znowu myszkujacego doktora Stapletona.

Gdy Martin sluchal instrukcji Kelleya, Jack przesunal sie i oparl o stol laboratoryjny. Richard tymczasem stal jak wmurowany, ciagle trzymajac swoja tace z wymazami.

W czasie monologu szefa Martin pozwolil sobie jedynie na kilka przytakniec i zakonczyl rozmowe ostatnim: 'Tak jest, prosze pana'. Odkladajac sluchawke, obdarzyl Jacka lekcewazacym usmiechem.

– Pan Kelley kazal mi pana poinformowac – oswiadczyl z wyzszoscia – ze osobiscie zadzwoni do burmistrza, do panskiego szefa i wszystkich stosownych wladz. Zlozy oficjalna skarge na pana za uporczywe nekanie personelu szpitalnego, ktory doklada wszelkich staran, aby zapanowac nad nadzwyczajnie trudna sytuacja. Kazal takze powiedziec, ze za chwile nasza straz szpitalna wyprowadzi pana poza teren szpitala.

– To niezwykle uprzejme z jego strony – odparl Jack. – Ale doprawdy nie trzeba mi wskazywac drogi do wyjscia. Prawde powiedziawszy, to wlasnie wychodzilem, kiedy sie spotkalismy. Zycze panom milego dnia.

Rozdzial 25

Poniedzialek, godzina 15.15, 25 marca 1996 roku

– Tak sie rzeczy maja – powiedziala Teresa, spogladajac na zespol pracujacy nad zamowieniem National Health.

Do tej prezentacji Teresa i Colleen wciagnely najlepszych pracownikow, zwalniajac ich od biezacych zadan.

– Wszystko jasne? – zapytala Teresa.

Wszyscy stali scisnieci w biurze Colleen. Stloczeni jak sardynki, glowa przy glowie. Teresa wyjasnila, ze nowy pomysl, ktory zaprezentowaly, bazuje na sugestiach Jacka.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату