– Mamy na to tylko dwa dni? – zapytala Alice.
– Obawiam sie, ze tak. Moze uda mi sie wydebic jeszcze dzien, ale nie liczylabym na to. Musimy dac z siebie wszystko.
Rozlegly sie pomruki niedowierzania w powodzenie.
– Wiem, ze prosze o wiele, ale fakty sa takie, jak juz wam mowilam, ze spotkalismy sie z sabotazem dzialu finansowego. Otrzymalysmy nawet poufna wiadomosc, ze po naszym blamazu maja zamiar wystapic z 'gadajacymi glowami', ze zaprosili nawet kogos znanego z programu telewizyjnego. Czekaja wiec na nasza kompromitacje, ale nie wiedza, ze wystapimy z nowym pomyslem – wyjasnila Teresa.
– Jesli o mnie chodzi, to pomysl z czekaniem i tak wydaje sie lepszy od tego z czystoscia – stwierdzila Alice. – Bylismy zmuszeni do zbyt technicznego potraktowania problemu i to cale zawracanie glowy z aseptyka. Ludzie na pewno uznaja, ze oszczednosc czasu to lepszy pomysl.
– Poza tym mozna potraktowac problem na wesolo – dodal ktos inny.
– Mnie takze bardziej podoba sie ten pomysl z czekaniem; sama nie znosze czekac u ginekologa. Zanim mnie przyjmie, jestem napieta jak struna w banjo – wtracila jedna z projektantek, wywolujac ogolny smiech.
– O to mi chodzilo. To do roboty, moi drodzy. Pokazmy im, ze przyparci do muru, potrafimy sie bronic.
Wszyscy ruszyli do wyjscia, aby bez dalszej zwloki zaczac prace przy deskach.
– Chwileczke! – zawolala nagle za nimi Teresa. – Jeszcze jedna sprawa. Obowiazuje nas tajemnica. Nie informujcie nawet kolegow zaangazowanych w inne projekty, nad czym pracujecie, jezeli nie bedzie to absolutnie konieczne. Nie chce, zeby ktos nabral najmniejszych podejrzen, ze sprawy nie ida po ich mysli. Jasne?
Odpowiedzial jej pomruk akceptacji i zrozumienia.
– Swietnie. Dluzej was nie zatrzymuje.
Pokoj opustoszal, jakby ogloszono alarm pozarowy. Teresa opadla na fotel Colleen, wyczerpana emocjami calego dnia. Jak co dzien prace w reklamie zaczynala wczesnie rano na wysokich obrotach, by pod koniec padac z nog. Teraz znajdowala sie gdzies posrodku.
– Zapalili sie. Bylas swietna. Szkoda, ze nie bylo przy tym kogos z National Health – pochwalila Terese Colleen.
– Coz, to dobry pomysl na kampanie reklamowa. Pytanie tylko, czy zdolaja z tego cos skleic.
– Postaraja sie z calych sil. Pobudzilas w nich prawdziwa motywacje.
– Boze, mam nadzieje, ze sie nie mylisz. Nie moge pozwolic Barkerowi na wystawienie jakichs glupawych 'gadajacych glow'. Cofnelibysmy sie do czasow barbarzynskich. Musielibysmy sie mocno wstydzic, gdyby klientowi spodobalo sie cos takiego i trzeba by zamowienie wykonac.
– Boze bron – wyrazila gorace zyczenie Colleen.
– W takim wypadku wypadlybysmy z tego interesu -stwierdzila Teresa.
– Nie popadajmy w skrajny pesymizm.
– Och, co za dzien. Na dodatek pogniewalam sie na Jacka.
– Za co?
– Oznajmil, ze jedzie do Manhattan General.
– Ho, ho – skomentowala Colleen. – Czy nie przed tym wlasnie ostrzegal go ten gang?
– No wlasnie. Ale sprobuj dogadac sie z Bykiem. Jest tak cholernie uparty i lekkomyslny. Nie musial tam isc. Maja specjalnych ludzi do chodzenia po szpitalach i sprawdzania wszystkiego. Pewnie w gre wchodzi jakas samcza duma, musi odgrywac bohatera czy co. Sama nie wiem. Nie rozumiem go.
– Czyzbys zaczela sie do niego przywiazywac? – zapytala z ozywieniem Colleen, zdajac sobie sprawe, ze temat dla Teresy jest drazliwy. Wiedziala dosc o szefowej, aby miec pewnosc, ze unika romantycznych pulapek, chociaz chyba sama nie potrafilaby powiedziec dlaczego.
Teresa jedynie westchnela.
– Cos mnie do niego ciagnie i rownoczesnie odpycha. Pomieszal moje szyki obronne, ale i mnie udalo sie go nieco odblokowac. Zdaje sie, ze oboje dobrze czujemy sie, rozmawiajac z kims, kto nas slucha.
– Brzmi zachecajaco – skwitowala Colleen.
Teresa wzruszyla ramionami i usmiechnela sie.
– Oboje dzwigamy spory bagaz osobistych doswiadczen. Ale dosc o mnie. A jak twoja znajomosc z Chetem?
– Znakomicie. Naprawde odpowiada mi ten facet.
Jack mial wrazenie, ze po raz trzeci oglada ten sam film. Kolejny raz stal na dywaniku w gabinecie Binghama i znosil przedluzajaca sie tyrade szefa o tym, jak to musi wysluchiwac gorzkich narzekan wszystkich urzednikow rady miejskiej po kolei, skarzacych sie na Jacka Stapletona.
– Wiec co tym razem moze pan powiedziec na swoje usprawiedliwienie? – Bingham zakonczyl wystapienie dramatycznym pytaniem. Wygladal na rozzloszczonego nie na zarty, az brakowalo mu oddechu.
– Nie wiem, co powiedziec – przyznal sie Jack. – Moge jedynie zapewnic, ze moim zamiarem nie bylo rozdraznianie tych ludzi. Po prostu szukalem informacji. Pojawilo sie zbyt wiele pytan, na ktore nie potrafie odpowiedziec.
– Jest pan jakims cholernym paradoksem – odpowiedzial Bingham. Najwyrazniej uspokajal sie. – Najpierw stawia pan znakomite diagnozy, a po chwili przyprawia czlowieka o bol glowy. Bylem pod wrazeniem, kiedy Calvin opowiadal mi, jak stwierdzil pan tularemie i goraczke Gor Skalistych. Jakby siedzialo w panu dwoch roznych facetow. Co ja mam zrobic?
– Wyrzucic tego wkurzajacego, a zatrzymac porzadnego -zasugerowal Jack.
Bingham zdusil w sobie smiech. Nie okazal nawet sladu rozbawienia.
– Patrzac z mojej perspektywy, glownym problemem wydaje sie panska krnabrnosc. Nie tylko zlekcewazyl pan moje polecenie, ale zrobil pan to dwukrotnie.
– Przyznaje sie do winy – odparl Jack, unoszac rece w gescie poddania sie.
– Czy to wszystko wynika z checi osobistej zemsty na AmeriCare?
– Nie. Od tego sie zaczelo, jednak sprawy osobiste dawno juz zniknely z pola widzenia. Ostatnim razem zwrocilem panska uwage, ze dzieje sie tam cos dziwnego. Teraz czuje to nawet silniej, a ludzie tam pracujacy coraz bardziej przyjmuja postawe defensywna.
– Defensywna, mowi pan? Przeciez obrazil pan kierownika laboratorium oskarzeniem o celowe rozprzestrzenianie zarazy?
– Ta historia zostala wyolbrzymiona – zaprotestowal Jack. Wyjasnil, ze przypomnial jedynie kierownikowi jego wlasne stwierdzenia o niezadowoleniu wywolanym obcieciem budzetu laboratorium przez szefow AmeriCare. – Zachowal sie jak osiol. Probowalem zapytac go o opinie w sprawie mozliwosci rozprzestrzeniania sie tych chorob, ale nie zamierzal nawet dac mi szansy i w koncu mnie rozzloscil. Mozliwe, ze nie powinienem mowic tego, co powiedzialem, czasami jednak nie potrafie sie powstrzymac.
– Wiec jest pan przekonany do tej swojej teorii? – zapytal Bingham.
– Nie wiem, czy jestem przekonany. Trudno mi jednak wszystko to uznac za zwykly zbieg okolicznosci. Do tego dochodzi dziwne zachowanie pracownikow szpitala, poczynajac od szefa az po nizszy personel. – Jack przez chwile zastanawial sie, czy nie powiedziec o napadzie, pobiciu i probie zastraszenia, ale w koncu zrezygnowal. Uznal, ze mogloby to go do reszty pograzyc.
– Po rozmowie z pania Markham, poprosilem ja, aby skontaktowala ze mna szefa epidemiologii, doktora Abelarda. Gdy zadzwonil, spytalem go, czy uwaza, ze jest to celowe dzialanie. Chce pan wiedziec, co odpowiedzial?
– Nie moge sie doczekac – odparl Jack.
– Powiedzial, ze z wyjatkiem dzumy, ktorej ciagle nie potrafia wyjasnic, choc usilnie pracuja nad tym w Centrum Kontroli Chorob, pozostale przypadki da sie racjonalnie wytlumaczyc. Ta Hard miala kontakt z dzikimi krolikami, a Lagenthorpe przebywal na pustyni w Teksasie. No a jesli chodzi o meningokoki to niestety mamy wlasnie na nie sezon.
– Nie uwazam, zeby sekwencje czasowe pasowaly do tego scenariusza. Rowniez przebieg choroby z klinicznego punktu widzenia nie zgadza sie z…
– Wystarczy – przerwal Bingham. – Prosze pozwolic mi przypomniec, ze doktor Abelard jest epidemiologiem. Jest nie tylko lekarzem medycyny, ale ma specjalizacje i doktorat. Cale zawodowe zycie poswiecil wyjasnianiu, dlaczego i jak powstaja choroby zakazne.