– Co roku mamy z tym do czynienia – uznala Laurie.

– Mozliwe, jednak poprosze cie o cos. Moze zadzwonilabys do tej twojej znajomej internistki i zapytala, czy maja wiecej przypadkow?

– Teraz? – spytala, spogladajac na zegarek.

– To taka sama dobra pora jak kazda inna. Bedzie pewnie robila obchod, moze wiec skorzystac z komputera w punkcie informacyjnym na pietrze.

Laurie wzruszyla ramionami i chwycila sluchawke telefonu. Chwile pozniej rozmawiala z przyjaciolka. Zadala pytanie i czekajac, spogladala na Jacka. Martwila sie o niego. Na twarzy mial nie tylko zadrapania, pojawily sie takze wypieki.

– Zadnych nowych przypadkow – powtorzyla do sluchawki, gdy uslyszala odpowiedz od kolezanki. – Dziekuje, Sue. Bardzo mi pomoglas. Do najblizszego spotkania. Czesc! – Odlozyla sluchawke. – Zadowolony?

– Na razie. Posluchaj. Poprosilem George'a, aby przydzielil ci dwa szczegolne przypadki z tego ranka: niejaka Holderness i mezczyzna nazwiskiem Winthrope.

– Jakis specjalny powod? – Zauwazyla, ze Jack zawahal sie.

– Zrob mi te grzecznosc.

– Jasne.

– Chcialbym, zebys sprawdzila, czy na ciele Holderness nie znajdziesz jakichs wlosow czy wlokien. Nastepnie sprawdz to samo u Winthrope'a i jesli cos znajdziesz, porownaj z DNA Winthorpe'a.

Laurie nie byla w stanie nic powiedziec. Po chwili odzyskala glos.

– Sadzisz, ze Winthorpe zabil Holderness? – Jej ton zdradzal brak wiary w podobne przypuszczenie.

Jack spojrzal na nia, westchnal i odparl:

– Niewykluczone.

– Skad wiesz?

– Nazwijmy to niepokojacym przeczuciem. – Chcialby powiedziec Laurie cos wiecej, lecz wobec dopiero co powzietego postanowienia nie zdradzil zadnych szczegolow. Nie zamierzal nikogo wiecej narazac na niebezpieczenstwo.

– Teraz dopiero pobudziles moja ciekawosc – stwierdzila Laurie.

– Chcialbym cie prosic o jeszcze jedna przysluge. Wspomnialas kiedys, ze bylas blisko z detektywem policyjnym, ktory jest teraz twoim przyjacielem.

– Zgadza sie.

– Moglabys do niego zadzwonic? Chcialbym z nim porozmawiac, ale prywatnie, bez protokolow i takich tam.

– Zaczynasz mnie przerazac. Wpadles w jakies powazne tarapaty?

– Laurie, prosze cie, nie zadawaj mi wiecej pytan. Im mniej teraz wiesz, tym lepiej dla ciebie. Jednak uwazam, ze powinienem porozmawiac z kims, kto jest nieco wyzej usadowiony w wymiarze sprawiedliwosci.

– Chcesz, zebym od razu zadzwonila?

– Jezeli mozesz.

Laurie westchnela, zacisnela usta i wykrecila numer do Lou Soldano. Nie rozmawiala z nim od kilku tygodni, wiec uznala, ze telefonowanie w sprawie, o ktorej sama prawie nic nie wie, jest nieco niezreczne. Jednak naprawde martwila sie o Jacka i chciala mu pomoc.

Kiedy dyzurny oficer podniosl sluchawke, Laurie poprosila o polaczenie z Lou. Niestety, okazalo sie, ze nie jest w tej chwili osiagalny. Zostawila wiec wiadomosc z prosba o kontakt.

– Nie moge nic wiecej zrobic, jednak znajac Lou, mozesz byc spokojny. Odezwie sie tak szybko, jak bedzie mogl -powiedziala Jackowi.

– Doceniam pomoc. – Scisnal Laurie lekko za ramie. Mial przyjemne uczucie, ze dziewczyna jest jego przyjaciolka.

Udal sie do swego gabinetu. Chet, ktory dopiero co wszedl, spojrzal na twarz kolegi i gwizdnal.

– To jak musza wygladac tamci faceci – zazartowal.

– Nie mam nastroju – odparl Jack. Zdjal kurtke i przewiesil ja przez oparcie krzesla.

– Mam nadzieje, ze to nie ma nic wspolnego z gangiem, ktory odwiedzil cie w piatek?

Jack wyjasnil wszystko tak jak George'owi i Laurie.

Chet usmiechnal sie krzywo, chowajac swoja kurtke w szafie.

– Jasne, ty przewrociles sie w czasie biegania, a ja umowilem na randke z Julia Roberts. No ale, stary, nie musisz mi mowic, co sie stalo, w koncu jestem tylko twoim przyjacielem.

O to wlasnie chodzi, pomyslal Jack. Sprawdzil, czy nie ma dla niego jakichs wiadomosci, i zaczal zbierac sie do wyjscia.

– Przegapiles wczoraj mila kolacyjke. Teresa takze przyszla. Troche o tobie rozmawialismy. Ona cie lubi, wiesz, tak zreszta jak ja i tak samo martwi sie ta mania w sprawie infekcji, ktora zaczela cie przesladowac.

Jack nawet nie zadal sobie trudu, zeby odpowiedziec. Gdyby Chet albo Teresa wiedzieli, co sie naprawde zdarzylo zeszlego wieczoru, byliby wiecej niz zaniepokojeni.

Jack wrocil na parter i zajrzal do pokoju Janice. Chcial sie dowiedziec czegos o tym przypadku grypy, ktory badal Bingham. Niestety, nie zastal jej. Zszedl do kostnicy i przebral sie w swoj kombinezon ochronny.

Wszedl do sali autopsyjnej i podszedl do jedynego w tej chwili zajetego stolu. Bingham stal po prawej stronie pacjenta, Calvin po lewej, a Vinnie w glowie. Prawie skonczyli.

– Prosze, prosze – odezwal sie Bingham na widok Jacka. – Coz za zaszczyt. Pierwszy ekspert od przypadkow infekcji.

– Moze ekspert chcialby nam powiedziec, z czym to mamy tu do czynienia – wtracil Calvin.

– Slyszalem juz. Grypa.

– Szkoda – odpowiedzial Bingham. – Dobrze byloby zobaczyc pana w akcji. Kiedy rano przywiezli zwloki, przyczyna zgonu nie byla znana. Podejrzewano jakas odmiane wirusowej goraczki krwotocznej. Postawilo to wszystkich na nogi.

– Kiedy zorientowal sie pan, ze to grypa? – zapytal Jack.

– Kilka godzin temu. Jak zaczelismy. To klasyczny przypadek. Chce pan zobaczyc pluca?

– Owszem.

Bingham siegnal do miski i wyjal pluca. Pokazal Jackowi rozcieta powierzchnie.

– Moj Boze, cale pluca zajete! – skomentowal zaskoczony Jack. Byl rzeczywiscie pod wrazeniem.

– Nawet zapalenie miesnia sercowego – dodal Bingham i odlozywszy pluca, wyjal serce i pokazal Jackowi. – Jak pan widzi, rozlegle.

– Wyglada, jakby zostalo gwaltownie przemeczone – zauwazyl Jack.

– Trudno bedzie w taka wersje uwierzyc, biorac pod uwage, ze zmarly mial dwadziescia dziewiec lat, a pierwsze symptomy choroby pojawily sie okolo osiemnastej dnia poprzedniego. Zmarl o czwartej nad ranem. Przypomina mi to przypadek, z ktorym spotkalem sie w czasie pandemii w piecdziesiatym siodmym i osmym – powiedzial Bingham.

Vinnie znaczaco spojrzal na sufit. Bingham mial denerwujacy wszystkich zwyczaj porownywania kazdego przypadku z ktoryms z przeszlosci, ze swojej bogatej i dlugiej kariery zawodowej.

– Wtedy takze bylo to pierwotne nietypowe zapalenie pluc po grypie. Pluca wygladaly identycznie. Kiedy przyjrzelismy sie blizej, z przerazeniem patrzylismy na zakres zniszczen. Nauczylo nas to wtedy, ze grypa moze byc rzeczywiscie powazna choroba.

– Wystapienie takiego przypadku niepokoi mnie – wtracil Jack. – Szczegolnie, jesli spojrzec na niego w swietle innych chorob, z ktorymi mielismy ostatnio do czynienia.

– No, tylko niech mnie pan nie zwodzi na lewe tory – Bingham ostrzegl Jacka, przypominajac mu pewne deklaracje z dnia poprzedniego. – Nie ma w tym nic nadzwyczajnego jak w przypadku dzumy lub nawet tularemii. Mamy okres grypowy. Pierwotne nietypowe zapalenie pluc po grypie nie jest czesto spotykane, to prawda, lecz stykalismy sie juz z tym. Prawde powiedziawszy, to przeciez mielismy taki przypadek w zeszlym miesiacu.

Jack sluchal, ale slowa Binghama w najmniejszym stopniu nie uspokajaly go. Pacjent lezacy na stole zapadl na smiertelna chorobe wywolywana przez czynnik, ktory posiadal zdolnosc prostego przenikania od jednego pacjenta do drugiego niczym burza ogniowa. Jedynym pocieszeniem dla Jacka bylo zapewnienie przyjaciolki Laurie, ze w szpitalu nie ma kolejnych przypadkow zachorowania.

– Nie bedzie pan mial nic przeciwko, jesli wezme kilka probek? – Jack zapytal Binghama.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату