Jack sprobowal wyjac gazete, ale nie udalo mu sie. Zabezpieczajaca tasma okazala sie zbyt mocna, by rozerwac ja golymi rekami. Podszedl do kontuaru recepcji i poprosil zaspanego recepcjoniste o przeciecie tasmy i sprzedaz jednego egzemplarza 'Daily News'. Zaplacil za gazete pieniedzmi, ktore natychmiast zniknely w kieszeni marynarki recepcjonisty.

Idac w strone windy, zaszokowany ogladal siebie na zdjeciu na stronie trzeciej. Z restauracji 'Positano' wyprowadzal go pod reke Shawn. Nie mogl sobie przypomniec, kto i kiedy zrobil zdjecie. Pod fotografia widnial podpis: Doktor Jack Stapleton, patolog z zakladu medycyny sadowej, prowadzony przez detektywa Shawna Magoginala po probie nieudanego zamachu na jego zycie. Zamachowiec, czlonek nowojorskiego gangu, zostal smiertelnie postrzelony w czasie zajscia.

Jack przeczytal artykul. Nie byl dlugi. Skonczyl czytac, zanim doszedl do pokoju. W jakis sposob dziennikarz dowiedzial sie, ze Jack mial juz wczesniej klopoty z gangiem. Tekst az nadto wyraznie sugerowal jakas skandalizujaca historie. Jack zmial i rzucil gazete na podloge. Poczul sie zdegustowany niespodziewanym rozglosem. Martwil sie tez, czy nie przeszkodzi mu to w zalatwieniu jego spraw. Mial przed soba pracowity dzien, wiec nie zyczyl sobie klopotow wywolanych przypadkowa reklama.

Umyl sie, ogolil, wyczyscil zeby. Poczul sie jak nowo narodzony, choc bolala go glowa i miesnie nog. Rowniez krzyz. Nie potrafil przestac myslec, ze byc moze sa to pierwsze objawy grypy. Nie musial przypominac sobie o zazyciu leku.

Jack poprosil taksowkarza, zeby wysadzil go od strony kostnicy. Chcial w ten sposob uniknac ewentualnego spotkania z dziennikarzami, ktorzy mogli czekac przed glownym wejsciem.

Od razu skierowal sie na gore do pokoju kierownika zmiany. Z niepokojem oczekiwal informacji z nocy. Kiedy wszedl do pokoju, Vinnie opuscil gazete.

– Czesc, doktorze. Zgadnij, co sie stalo. Jestes bohaterem porannej prasy.

Jack zignorowal uwage i ruszyl w strone gabinetu George'a.

– Nie jestes zainteresowany? Wydrukowali nawet zdjecie.

– Widzialem. Drugi profil mam lepszy.

– Powiedz, co sie wydarzylo – nalegal Vinnie. – Do diabla, przeciez to jak w kinie czy co. Dlaczego ten facet chcial cie zabic?

– Pomylil mnie z kims.

– O nie! Chcesz powiedziec, ze chcial strzelic do kogos innego?

– Cos w tym rodzaju. – Jack zakonczyl rozmowe i wszedl do biura George'a. Zapytal, czy w nocy przywieziono jakies ofiary grypy.

– Naprawde ktos do ciebie strzelal? – zapytal George, jakby nie slyszal pytania Jacka. On takze interesowal sie ta sprawa. Cudze nieszczescia maja magiczna sile przyciagania uwagi.

– Czterdziesci, moze piecdziesiat razy. Na szczescie strzelali takim duzym karabinem, no wiesz, na pileczki pingpongowe. Jednak nie zawsze udawalo mi sie bezbolesnie odbijac je glowa.

– Domyslam sie, ze nie chcesz o tym rozmawiac – trafnie zauwazyl George.

– Masz racje, George. No, gadaj, sa jakies nowe ofiary grypy?

– Cztery.

Serce zabilo Jackowi szybciej.

– Gdzie sa?

George stuknal palcem w plik teczek.

– Przeznaczylem dwoje dla ciebie, ale Calvin zadzwonil i kazal mi zadysponowac ci kolejny papierkowy dzien. Zdaje sie, ze takze czytal gazety. Prawde powiedziawszy, to nie wiedzial nawet, czy zjawiles sie juz w pracy, czy jeszcze nie.

Jack nie odpowiedzial. Mial tyle do zrobienia, ze decyzje Calvina uznal za prawdziwy dar niebios. Otworzyl teczki i szybko przeczytal nazwiska ofiar. Chociaz mogl zgadnac, kim byli, przeczytanie czarno na bialym ich nazwisk wywolalo szok. Kim Spensor, George Haselton, Gloria Hernandez i William Pearson, technik laboratoryjny z wieczornej zmiany, wszyscy zmarli w nocy z powodu zespolu ostrego wyczerpania oddechowego. Obawy, ze wirus grypy moze byc naprawde grozny, przestaly istniec, teraz bylo to niezbitym faktem. Zmarli byli zdrowymi, doroslymi osobami, ktore po mniej wiecej dwudziestu czterech godzinach od zetkniecia sie z wirusem zeszly ze swiata. Trwoga wywolana prawdopodobienstwem wybuchu epidemii odzyla w Jacku ze zdwojona sila. Mial tylko nadzieje, ze nie mylil sie co do zrodla choroby zlokalizowanego w nawilzaczach, wszystkie bowiem ofiary bezposrednio zetknely sie z tym urzadzeniem. Jednak zadna z nich nie zachorowala po kontakcie z chorym, a to bylby kluczowy dowod, ze epidemia sie zaczela.

Jack szybko wyszedl z pokoju, nie zwracajac uwagi na kolejne pytania Vinniego. Nie wiedzial, od czego zaczac. Po doswiadczeniach z dzuma uznal, ze najpierw powinien porozmawiac z Binghamem, a on dopiero bedzie musial zawiadomic wladze miejskie. Z drugiej strony zagrozenie zwiekszalo sie z kazda minuta i w zwiazku z tym nie chcial tracic czasu.

– Doktorze Stapleton, bylo do pana wiele telefonow! -zawolala za przechodzacym Marjorie Zankowski. Pracowala na nocnej zmianie jako telefonistka w centrali. – Niektorzy zostawili wiadomosci na panskiej automatycznej sekretarce, a tu mam pelna liste. Mialam zamiar zaniesc panu do biura, ale skoro juz pan tu jest… – Podala Jackowi plik rozowych karteczek z zapisanymi informacjami. Jack wzial je i poszedl przed siebie.

W windzie przejrzal karteczki. Kilka razy dzwonila Teresa, ostatni raz o czwartej nad ranem. To, ze dzwonila tyle razy, wywolalo w Jacku poczucie winy. Powinien byl zatelefonowac do niej z hotelu, lecz prawde powiedziawszy, nie mial ochoty na rozmowe z kimkolwiek.

Ku swemu najwyzszemu zdziwieniu zobaczyl, ze jest rowniez wiadomosc od Clinta Abelarda i Mary Zimmerman. W pierwszej chwili pomyslal, ze Kathy McBane powtorzyla im wszystko, co uslyszala od niego. Jezeli tak, to informacje od Abelarda i Zimmerman nie mogly nalezec do przyjemnych. Zadzwonili kolejno po sobie po szostej rano.

Najbardziej intrygujace i trapiace zarazem byly telefony od Nicole Marquette z Centrum Kontroli Chorob. Pierwszy okolo polnocy, drugi za kwadrans szosta.

Wpadl do biura, zrzucil plaszcz, usiadl na biurku i oddzwonil do Nicole. Wydawala sie wyczerpana. Tak przynajmniej brzmial jej glos.

– To byla dluga noc – stwierdzila. – Probowalam sie z panem polaczyc kilka razy. Dzwonilam do pracy i do domu.

– Przepraszam. Powinienem podac pani zapasowy numer.

– Kiedy zadzwonilam do panskiego mieszkania, odebral mezczyzna, ktory przedstawil sie jako Warren. Mam nadzieje, ze to znajomy. Jednak jego glos nie brzmial przyjacielsko.

– To moj przyjaciel – odpowiedzial Jack, chociaz wiadomosc zaniepokoila go. Spotkanie twarza w twarz z Warrenem nie zapowiadalo sie przyjemnie.

– Wlasciwie nie wiem, od czego zaczac. Pewne jest, ze tej nocy pozbawil pan snu wiele osob. Probki z wirusem grypy, ktore pan przyslal, wywolaly u nas prawdziwy ogien. Przetestowalismy je na wszystkich antycialach, jakie mamy w laboratorium. Nie zadzialaly w najmniejszym stopniu. Innymi slowy albo musi to byc nowy szczep, albo stary, i to sprzed tylu lat, ze nie mozemy miec antycial.

– To zdaje sie nie jest dobra wiadomosc?

– Nie bardzo – przyznala Nicole. – Raczej przerazajaca. Szczegolnie jesli uwzgledni sie zjadliwosc badanego szczepu. Zdaje sie, ze wirus zabil juz piec osob?

– Skad pani wie? Sam dopiero co dowiedzialem sie o czterech nowych zgonach.

– Przez cala noc bylismy w kontakcie z miejscowymi wladzami odpowiedzialnymi za dzialania w takich przypadkach. To zreszta jeden z powodow, dla ktorych tak usilnie chcialam sie z panem skontaktowac. Sadzimy, ze grozi nam wybuch epidemii. Nie chcialam, aby poczul sie pan wykolegowany ze sprawy. Otoz widzi pan, w koncu znalezlismy cos, co zadzialalo na probki. Mowie o zamrozonej surowicy, w ktorej, jak sadzimy, powinny byc przeciwciala wirusa grypy odpowiedzialnej za epidemie w latach tysiac dziewiecset osiemnascie, tysiac dziewiecset dziewietnascie.

– Dobry Boze! – zawolal Jack.

– Gdy tylko to odkrylam, natychmiast powiadomilam mojego szefa, doktora Hirose Nakano. On z kolei zadzwonil do dyrektora Centrum Kontroli Chorob. Skontaktowal sie z lekarzem dyzurnym kraju. Wywolalismy tu prawdziwa wojne. Potrzebujemy szczepionki i to bardzo szybko. Ciagle mamy w pamieci swinska grype z siedemdziesiatego szostego.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату