– Dlatego wlasnie prosilem o probki. Wlasciwie juz wiemy dosc, ale potrzeba nam ostatecznych dowodow.
– Hmmm – zastanowil sie Igor. – Nie jestem pewien, czy te wyjasnienia mnie przekonuja.
– Chodzi wylacznie o bezpieczenstwo ludzi – zapewnil Jack.
– To brzmi bardziej przekonujaco. Te dane nie sa traktowane jako poufne. Przesylamy liste naszych klientow do kilku producentow sprzetu i wyposazenia laboratoryjnego. Sprawdzmy, co sie uda ustalic.
– Aby ulatwic panu zadanie, podpowiem, ze chodzi o laboratoria z obszaru Nowego Jorku.
– Doskonale – odparl Igor. Jack slyszal stukot klawiszy komputera. Zacznijmy od tularemii. Jest. – Zapadla cisza. – Tak – znowu dal sie slyszec glos Igora. – Wyslalismy tularemie do National Health i do Manhattan General Hospital. To wszystko. Przynajmniej w ostatnich kilku miesiacach.
Jack wyprostowal sie. National Health byl najpowazniejszym przeciwnikiem AmeriCare.
– Potrafi pan powiedziec, kiedy przeslaliscie te kultury?
– Tak sadze. Mam. Przesylka dla National Health wyszla dwudziestego drugiego tego miesiaca, a do Manhattan General pietnastego.
Entuzjazm Jacka nieco oslabl. Przed dwudziestym drugim wykryl tularemie u Susanne Hard.
– Czy mozna takze ustalic, kto byl odbiorca przesylki dla Manhattan General?
– Chwileczke. Komputer pokazuje, ze zlecenie podpisal doktor Martin Cheveau.
Krew w zylach Jacka zaczela szybciej pulsowac. Dowiadywal sie o sprawach, ktore wiele osob zapewne chcialo zachowac w tajemnicy. Zapewne nawet sam Martin Cheveau nie przypuszczal, ze w National Biologicals oznaczaja podatnosc swych kultur na okreslone bakteriofagi.
– A co z dzuma?
– Jedna chwileczke – odparl Igor i poszukal odpowiedniego pliku.
Nastapila kolejna przerwa. Jack slyszal nawet oddech Igora.
– Okay, mam to. Dzumy raczej nie wysylamy na Wschodnie Wybrzeze, chyba ze do laboratoriow uniwersyteckich. Ale osmego mielismy jedna wysylke. Do laboratorium Frazera.
– Nigdy nie slyszalem o takim. Ma pan adres?
– 550 Broome Street.
– Kto zamowil?
– Po prostu laboratorium na wlasne potrzeby.
– Czesto macie z nimi do czynienia?
– Nie wiem. – Igor znowu postukal w klawisze. – Skladali kilka zamowien. To musi byc jakies male laboratorium diagnostyczne. Ale jest cos dziwnego.
– Co takiego?
– Zawsze placa czekiem potwierdzonym. Nigdy sie nie spotkalem z czyms podobnym. Oczywiscie tak mozna, ale nasi klienci zazwyczaj otwieraja u nas konto kredytowe.
– Mam pan ich telefon?
– Nie, tylko adres – odpowiedzial Igor i raz jeszcze go podal.
Jack podziekowal Igorowi za pomoc i pozegnal sie. Wzial ksiazke telefoniczna i sprobowal znalezc laboratorium Frazera. Nie bylo takiego. Zadzwonil wiec do informacji. Skutek byl podobny.
Kolejny raz otrzymal informacje, ktorej nie oczekiwal. Wskazano mu dwa potencjalne zrodla smiercionosnych bakterii. O laboratorium w Manhattan General juz co nieco wiedzial, postanowil wiec najpierw odwiedzic laboratorium Frazera. Jezeli uda mu sie znalezc cos, co laczy to laboratorium ze szpitalem lub Martinem Cheveau, zawiadomi Lou Soldano.
Pierwszy problem dotyczyl jednak osobistego bezpieczenstwa. Poprzedniego wieczoru zdawalo mu sie, ze jest dosc sprytny, by wymknac sie potencjalnym zamachowcom, a okazalo sie, ze Shawn Magoginal jechal za nim caly czas. No, ale ostatecznie Shawn byl zawodowcem. Black Kings nie byli profesjonalistami. Braki w fachowosci pokrywali bezlitosnym dzialaniem. Zdawal sobie sprawe, ze musi zginac w tlumie, zanim bandyci wyzbeda sie resztek skrupulow i zaatakuja go na ulicy.
Rownoczesnie obawial sie spotkania z Warrenem i jego gangiem. Nie wiedzial, co o nich myslec. Kompletnie nie mial pojecia, co Warren mysli o nim po wczorajszych wydarzeniach. Bedzie musial stawic jemu czolo w niedalekiej przyszlosci.
Najlatwiej mozna zgubic sledzacego w miejscu zatloczonym z wieloma wyjsciami. Natychmiast pomyslal o dworcu kolejowym lub autobusowym. Zdecydowal sie na pierwszy, gdyz byl blizej.
Zalowal, ze nie ma polaczenia podziemnego miedzy Zakladem Medycyny Sadowej a metrem. Zdany byl na radiotaxi. Poprosil dyspozytora, by taksowkarz podjechal od tylu i zabral go spod kostnicy.
Wszystko zdawalo sie ukladac idealnie. Samochod przyjechal szybko. Jack wslizgnal sie do wozu chyba nie zauwazony przez nikogo. Udalo im sie bez zatrzymywania minac pierwsze swiatla na Pierwszej Avenue. Siedzial wtulony w siedzenie, dostrzegajac we wstecznym lusterku zdziwione spojrzenia kierowcy. Po chwili wyprostowal sie nieco i obejrzal za siebie. Przez tylna szybe samochodu nie dostrzegl nic podejrzanego. Kazal zatrzymac woz tuz przed wejsciem na dworzec. Gdy taksowka zatrzymala sie, Jack wyskoczyl z niej i wbiegl przez glowne wejscie do hallu dworca. Od razu zmieszal sie z tlumem. Aby na sto procent upewnic sie, ze nie jest sledzony, zszedl do stacji metra i wsiadl do pociagu jadacego na Czterdziesta Druga. Kiedy pociag mial ruszyc i drzwi zaczely sie zamykac, Jack zablokowal je rekami i wyskoczyl na peron. Pobiegl do glownego hallu i wyszedl na ulice, ale nie tym wejsciem, przez ktore wchodzil, lecz innym.
Poczul sie bezpieczny. Pomachal na taksowke. Najpierw poprosil o kurs do World Trade Center. Jadac Piata Avenue, pilnie obserwowal inne samochody, taksowki i furgonetki, starajac sie upewnic, ze nie jest przez nie sledzony. Gdy nic na to nie wskazywalo, zmienil dyspozycje i podal adres: 550 Broome Street.
Rozluznil sie. Usiadl wygodnie i przylozyl dlonie do skroni. Bol glowy nie minal do konca. Jack gotow byl przypisac nieustajace tetnienie w skroniach wczorajszym przejsciom, lecz zaczely ujawniac sie nowe objawy choroby. Czul trudny do okreslenia bol gardla, ktoremu towarzyszyl lekki katar. Byc moze podloze choroby bylo psychosomatyczne, nie wiedzial jednak, jak to sprawdzic, i martwil sie.
Okrazyli Washington Square, skrecili na poludnie w Broadway, a stad na wschod na Houston Street.
Jack uwaznie przygladal sie mijanym ulicom. Nie mial pojecia, gdzie lezy Broome Street, chociaz domyslal sie, ze moze to byc gdzies na poludniu miasta, w okolicach Houston. Ta czesc metropolii, jak i wiele innych, byla mu prawie nie znana. Wiekszosc nazw ulic brzmiala dla jego uszu calkowicie obco.
Z Houston Street skrecili w prawo w Eldridge, a nastepnie w lewo. Jack spojrzal na tabliczke. Wjezdzali w Broome Street. Cztero- lub pieciopietrowe domy w czesci nie byly zamieszkane, okna zabito deskami. Nieprawdopodobne, zeby w takiej okolicy miescilo sie laboratorium medyczne.
Za nastepna przecznica okolica nieco sie zmienila. Zauwazyl sklep z akcesoriami hydraulicznymi z okratowanymi oknami. Wzdluz ulicy ciagnely sie sklepy z narzedziami i materialami budowlanymi i wykonczeniowymi. Nad sklepami byly mieszkania, a moze magazyny.
W polowie ulicy taksowkarz skrecil i podjechal do kraweznika. Staneli przy Broome Street 550. Nie bylo tu zadnego laboratorium. Poczta, lombard, sklep monopolowy i zaklad szewski.
Jack zawahal sie. W pierwszej chwili pomyslal, ze pomylil adres. To bylo jednak malo prawdopodobne. Nie tylko zapisal go na kartce, ale pamietal, ze Igor dwukrotnie go powtorzyl. Zaplacil za kurs i wysiadl.
Jak wszystkie sklepy w okolicy, tak i ten byl zabezpieczony spuszczana na noc krata. W oknie wystawowym lezala mieszanina najprzerozniejszych przedmiotow – obok elektrycznej gitary kilka kamer i bogaty wybor taniej bizuterii. Wielki szyld nad drzwiami informowal: OSOBISTE SKRZYNKI POCZTOWE. Na szybie drzwi wymalowano: REALIZUJEMY CZEKI.
Jack podszedl do okna i zajrzal do wnetrza. Za kontuarem stal wasaty mezczyzna w punkowej fryzurze. Ubrany byl w wojskowy mundur polowy. Z tylu sklepu znajdowala sie kabina z pleksi przypominajaca bankowe stanowisko kasjera. Po lewej stronie w scianie zamontowano kilka rzedow skrzynek pocztowych.
Zaciekawilo to Jacka. Jezeli laboratorium Frazera korzystalo tu ze skrzynki pocztowej, to budzilo to podejrzenia. W pierwszym odruchu chcial wejsc do sklepu i zapytac, lecz rozmyslil sie. Wiedzial, ze obsluga osobistych skrzynek pocztowych miala obowiazek zachowania pelnej dyskrecji w sprawach klientow. Prywatnosc byla glownym powodem zakladania anonimowych skrzynek pocztowych.
Jack chcial nie tylko dowiedziec sie, czy laboratorium Frazera ma tu swoja skrzynke, ale najlepiej zwabic przedstawiciela laboratorium do sklepu. Powoli w jego glowie rodzil sie plan dzialania.
Odszedl od okna, aby nie zauwazyl go wlasciciel sklepu. Przede wszystkim potrzebowal ksiazki telefonicznej.