zwolnionym tempie. Zauwazyl mnie i mial mnostwo czasu, zeby sie przygotowac, ale to oznaczalo, ze musial puscic szyje dziewczyny. Obrocil sie i stawil mi czolo. Nadal widzialem tylko czarna sylwetke. Zlapal mnie za ramiona, oparl stope o moj brzuch i wykorzystal moj impet, zeby przerzucic mnie nad soba. Przelecialem przez pokoj, wymachujac rekami w powietrzu. Jednak znow mialem szczescie. A przynajmniej tak mi sie zdawalo. Wyladowalem na miekkim fotelu. Przez moment kolysal sie, a potem runal z loskotem. Mocno uderzylem glowa o stolik, a potem o podloge.

Otrzasnalem sie i podnioslem na kleczki. Kiedy zaczalem szykowac sie do nastepnego ataku, zobaczylem cos, co mnie przerazilo jak jeszcze nigdy w zyciu.

Ubrany na czarno napastnik tez wstal. Trzymal w reku noz i szedl w kierunku Katy.

Zdawalo sie, ze czas stanal w miejscu. Wszystko, co wydarzylo sie potem, trwalo zaledwie sekunde lub dwie, ale ja mialem wrazenie, ze dzieje sie to w innym wymiarze. Tak bywa z czasem. Naprawde jest wzgledny. Niekiedy pedzi jak szalony, a innym razem wszystko dzieje sie jak na zwolnionym filmie.

Bylem za daleko, zeby go powstrzymac. Wiedzialem o tym. Pomimo oszolomienia po uderzeniu glowa o stol…

Stol.

Na ktorym polozylem pistolet Squaresa.

Czy zdaze go zlapac i strzelic? Wciaz nie odrywalem oczu od Katy i napastnika. Nie. Od razu stwierdzilem, ze nie zdaze.

Mezczyzna kleknal i zlapal Katy za wlosy.

Rzucilem sie do stolu, zdzierajac tasme z ust. Zdolalem przesunac ja na tyle, aby krzyknac:

– Stoj, bo strzelam!

Obejrzal sie. Ja juz bylem przy stole. Lezalem na brzuchu, czolgajac sie jak komandos. Zobaczyl, ze nie mam broni, i odwrocil sie, chcac skonczyc to, co zaczal. Namacalem bron. Nie mialem czasu celowac. Nacisnalem spust.

Huk go wystraszyl.

Zyskalem na czasie. Obrocilem sie i ponownie nacisnalem spust. Mezczyzna zwinnie przetoczyl sie po podlodze. Ledwie widzialem zarys jego sylwetki. Strzelalem do niej raz po raz. Ile pociskow miescilo sie w magazynku? Ile razy strzelilem?

Odskakiwal, wciaz zmieniajac pozycje. Czy trafilem go chociaz raz?

Skoczyl w kierunku drzwi. Wrzasnalem, zeby sie zatrzymal. Nie usluchal. Chcialem wpakowac mu kule w plecy, ale cos mnie powstrzymalo. Moze odzyskalem zdrowy rozsadek. W koncu juz byl za drzwiami, a ja mialem wieksze zmartwienia.

Spojrzalem na Katy. Lezala nieruchomo.

37

Nastepny policjant – juz piaty z kolei – przyszedl wysluchac mojej opowiesci.

– Najpierw chce sie dowiedziec co z nia – powiedzialem.

Lekarz juz mnie opatrzyl. Na filmach lekarz zawsze broni swojego pacjenta. Mowi glinom, ze nie moga na razie go przesluchiwac, ze pacjent musi odpoczac. Moj lekarz, stazysta z pogotowia, prawdopodobnie Pakistanczyk, nie mial takich zastrzezen. Nastawil mi wybite ramie, kiedy oni zasypywali mnie gradem pytan. Polal jodyna moje otarte przeguby. Zbadal nos. Wzial pilke do metalu – wole nie wiedziec, do czego sluzyla w tym szpitalu – i przepilowal mi kajdanki, podczas gdy oni nieustannie mnie wypytywali. Wciaz mialem na sobie bokserki i gore od pizamy. Na bose stopy wlozyli mi papierowe kapcie.

– Niech pan odpowie na moje pytanie – polecil gliniarz.

To trwalo juz od dwoch godzin. Adrenalina przestala dzialac i bolaly mnie wszystkie kosci. Bylem wykonczony.

– No, dobrze, tu mnie macie – powiedzialem. – Najpierw skulem sobie obie rece. Potem polamalem troche mebli, wpakowalem kilka kul w sciany, prawie udusilem dziewczyne w moim wlasnym mieszkaniu i zadzwonilem na policje.

– Moglo tak byc – odparl policjant. Byl roslym mezczyzna z wypomadowanymi wasami, niczym wloski tenor. Podal mi swoje nazwisko, ale juz trzech gliniarzy wczesniej przestalem zwracac na to uwage.

– Slucham?

– Moze pan to upozorowal.

– Wybilem sobie ramie, pokaleczylem dlonie i polamalem lozko, zeby odwrocic podejrzenia?

– Coz, widzialem kiedys faceta, ktory zabil swoja dziewczyne i odcial sobie fiuta, zeby odwrocic od siebie podejrzenia.

– Powiedzial, ze napadla ich banda czarnoskorych facetow. Rzecz w tym, ze chcial sie tylko skaleczyc, ale obcial go sobie.

– Swietna historia – powiedzialem.

– Tu tez tak moglo byc.

– Moj penis jest w porzadku, dzieki za troske.

– Mowi pan, ze ktos wlamal sie do panskiego mieszkania.

– Sasiedzi slyszeli strzaly.

– Tak.

Obrzucil mnie sceptycznym spojrzeniem.

– A wiec dlaczego zaden z sasiadow nie widzial uciekajacego?

– Poniewaz – tak tylko delikatnie sugeruje – byla druga w nocy?

Wciaz siedzialem na stole zabiegowym. Nogi zwisaly mi i zaczynaly dretwiec. Zeskoczylem.

– Dokad sie pan wybiera? – zapytal policjant.

– Chce zobaczyc sie z Katy.

– Lepiej nie. – Policjant podkrecil wasa. – Sa z nia jej rodzice. Przygladal mi sie, sprawdzajac moja reakcje. Znowu szarpnal wasy.

– Jej ojciec bardzo niepochlebnie sie o panu wyraza powiedzial.

– Z pewnoscia.

– Uwaza, ze to panska sprawka.

– Po co bym to robil?

– Mowi pan o motywie?

– Nie mowie o celu ani korzysci. Sadzi pan, ze chcialem ja zabic? Zalozyl rece na piersi i wzruszyl ramionami.

– Wydaje mi sie to mozliwe.

– No to czemu zadzwonilem po was, kiedy jeszcze zyla? zapytalem. – Zadalem sobie tyle trudu, zeby upozorowac napad, prawda? Dlaczego wiec jej nie zabilem?

– Nie tak latwo udusic czlowieka. Moze myslal pan, ze ona nie zyje.

– Oczywiscie zdaje pan sobie sprawe z tego, ze to zupelny idiotyzm?

Otworzyly sie drzwi i wszedl Pistillo. Obrzucil mnie ciezkim wzrokiem. Zamknalem oczy i pomasowalem nasade nosa kciukiem oraz palcem wskazujacym. Agentowi towarzyszyl jeden z policjantow, ktory przesluchiwal mnie wczesniej. Dal znak swemu wasatemu koledze. Ten wygladal na zirytowanego, ale razem z nim opuscil pokoj. Zostalem sam z Pistillo.

Z poczatku sie nie odzywal. Krazyl po pomieszczeniu, ogladajac szklany sloj z wacikami, szpatulki, pojemnik na toksyczne odpadki. W pomieszczeniach szpitalnych zazwyczaj unosi sie won srodkow antyseptycznych, lecz w tym wisial gesty opar wody kolonskiej. Nie wiedzialem, czy uzywal jej lekarz czy ktorys z policjantow, ale widzialem, ze Pistillo z obrzydzeniem kreci nosem. Ja zdazylem sie juz przyzwyczaic do tego zapachu.

– Powiedz mi, co sie stalo – zazadal.

– Nie wyjasnili ci tego twoi przyjaciele z policji?

– Chce to uslyszec z twoich wlasnych ust – rzekl Pistillo – zanim wpakuja cie do pierdla.

– Musze wiedziec co z Katy. Przez sekunde czy dwie milczal.

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату