– Przez kilka dni beda ja bolaly miesnie szyi i krtan, ale poza tym nic jej nie jest. Zamknalem oczy i poczulem gleboka ulge.
– Mow – zazadal Pistillo.
Zrelacjonowalem mu, co zaszlo. Nie odzywal sie, dopoki nie doszedlem do tego, jak Katy zawolala „John”.
– Domyslasz sie, kto to moze byc? – zapytal.
– Mozliwe.
– Slucham.
– Facet, ktory chodzil ze mna do szkoly. Nazywa sie John Asselta.
– Dlaczego sadzisz, ze mowila o Asselcie?
– Bo to on zlamal mi nos.
Opowiedzialem mu o wlamaniu do mojego mieszkania. Pistillo nie wygladal na uszczesliwionego.
– Asselta szukal twojego brata?
– Tak mowil.
Pistillo poczerwienial.
– Do diabla, dlaczego nie powiedziales mi o tym wczesniej?
– Taak, to dziwne – odparlem. – Przeciez zawsze moglem liczyc na twoja pomoc i ufac ci jak prawdziwemu przyjacielowi.
Wciaz byl zly.
– Co wiesz o Johnie Asselcie?
– Wychowalismy sie w tym samym miasteczku. Nazywalismy go Duchem.
– To jeden z najniebezpieczniejszych psycholi, jacy chodza po ziemi – rzekl Pistillo. Potrzasnal glowa. – To nie mogl byc on.
– Dlaczego tak twierdzisz?
– Poniewaz oboje zyjecie. Milczelismy chwile.
– To zawodowy zabojca.
– Dlaczego wiec nie siedzi w wiezieniu?
– Nie badz naiwny. Jest dobry w tym, co robi.
– W zabijaniu ludzi?
– Tak. Mieszka za granica, nikt nie wie gdzie. Pracowal dla rzadowych szwadronow smierci w Ameryce Srodkowej. Pomagal tyranom w Afryce. – Pistillo pokrecil glowa. – Nie, gdyby Asselta chcial ja zabic, juz lezalaby w prosektorium.
– Moze miala na mysli innego Johna – zauwazylem. Albo zle uslyszalem.
– Moze. – Zastanowil sie. – Nie rozumiem jednego.
– Jesli Duch czy ktos inny chcial zabic Katy, to czemu tego nie zrobil? Po co zadawal sobie tyle trudu, zeby przykuwac cie do lozka?
Mnie rowniez niepokoil ten fakt, ale znalazlem jedyne prawdopodobne wyjasnienie.
– Moze chcial mnie wrobic. Zmarszczyl brwi.
– Jak to?
– Zabojca przykuwa mnie do lozka. Dusi Katy, potem… Na sama mysl wlosy zjezyly mi sie na glowie. – Potem pozoruje, ze to moja robota.
Spojrzalem na niego. Pistillo zmarszczyl brwi.
– Chyba nie zamierzasz powiedziec: „Tak samo jak bylo z moim bratem”, co?
– Wlasnie – mruknalem. – Chyba zamierzam.
– Bzdura.
– Zastanow sie, Pistillo. Jednego nigdy nie zdolaliscie wyjasnic: dlaczego na miejscu zbrodnii znaleziono slady krwi mojego brata?
– Julie Miller stawiala opor.
– Sam w to nie wierzysz. Krwi bylo za duzo. – Przysunalem sie do niego. – Przed jedenastoma laty Ken zostal wrobiony i moze tej nocy ktos chcial to powtorzyc.
– Bez melodramatow. Pozwol, ze cos ci powiem. Policja nie kupuje tej bajeczki o tym, jak uwolniles sie z kajdankow niczym Houdini. Uwazaja, ze probowales ja zabic.
– A ty? – zapytalem go.
– Jest tu ojciec Katy. Wkurzony jak wszyscy diabli.
– Trudno mu sie dziwic.
– To daje do myslenia.
– Wiesz, ze ja tego nie zrobilem, Pistillo, i dobrze wiesz, ze nie zabilem Julie.
– Ostrzegalem cie, zebys trzymal sie od tej sprawy z daleka.
– Nie zamierzam sluchac twoich ostrzezen.
Pistillo halasliwie wypuscil powietrze z pluc i pokiwal glowa.
– Dobrze, twardzielu, a wiec rozegramy to tak. – Podszedl blizej i usilowal zmusic mnie do odwrocenia wzroku. Nawet nie mrugnalem. – Pojdziesz siedziec.
– Chyba przekroczylem juz moje dzienne zapotrzebowanie na pogrozki.
– To nie jest grozba, Will. Jeszcze tej nocy zostaniesz przewieziony do aresztu.
– Swietnie, wobec tego zadam adwokata. Spojrzal na zegarek.
– Za pozno. Spedzisz te noc w areszcie. Jutro staniesz przed sadem pod zarzutem usilowania morderstwa i powaznego uszkodzenia ciala. Prokuratura stwierdzi, ze mozesz probowac uciec – powolujac sie na przypadek twojego brata – i zwroci sie do sedziego o odrzucenie wniosku o zwolnienie za kaucja. Mysle, ze sad przychyli sie do prosby prokuratury.
Chcialem cos powiedziec, ale powstrzymal mnie machnieciem reki.
– Chociaz to ci sie nie spodoba, nie obchodzi mnie, czy to zrobiles, czy nie. Zamierzam znalezc dosc dowodow, zeby cie skazac. Jesli ich nie znajde, sam je stworze. W porzadku, mozesz powiedziec o tym swojemu prawnikowi. Wszystkiemu zaprzecze. Jestes podejrzanym o morderstwo, ktory przez jedenascie lat pomagal ukrywac sie bratu – zabojcy. Ja jestem jednym z najbardziej szanowanych pracownikow wymiaru sprawiedliwosci w kraju. Jak myslisz, komu uwierza?
Spojrzalem na niego.
– Dlaczego to robisz?
– Powiedzialem ci, zebys trzymal sie z daleka.
– A co ty bys zrobil na moim miejscu? Gdyby chodzilo o twojego brata?
– Nie chciales mnie sluchac. Twoja dziewczyna nie zyje, a Katy Miller ledwie uszla z zyciem.
– Ja nie skrzywdzilem zadnej z nich.
– Wlasnie, ze tak. To twoja sprawka. Gdybys mnie usluchal, myslisz, ze cos by im sie stalo? Moze mial troche racji, ale nacieralem dalej.
– A ty, Pistillo? Gdybys nie ukryl powiazania smierci Laury Emerson…
– Sluchaj, nie przyszedlem tu grac z toba w pytania i odpowiedzi. Pojdziesz siedziec. I nie
ludz sie, dopilnuje, zebys zostal skazany. Ruszyl do drzwi.
– Pistillo! – zawolalem, a kiedy odwrocil sie, zapytalem: – O co tak naprawde ci chodzi? Odwrocil sie i nachylil tak, ze wargami prawie dotykal mojego ucha.
– Zapytaj swojego brata – szepnal i wyszedl.
38
Spedzilem reszte nocy w policyjnym areszcie Midtown South przy Zachodniej Trzydziestej Piatej. Cela smierdziala uryna, wymiotami oraz skwasniala wodka, wypocona przez pijaczkow. Jednak byla lepsza od cuchnacej woda kolonska szpitalnej salki. Mialem dwoch wspollokatorow. Jednym byla meska dziwka, transwestyta, ktory wciaz plakal i nie mogl sie zdecydowac, czy ma stac, czy siedziec, kiedy korzysta z metalowego sedesu. Drugi, czarnoskory, przez caly czas spal. Nie mam do opowiedzenia zadnej wstrzasajacej