umrze.

Duch ostroznie odlozyl metalowa palke. Siegnal do kieszeni i wyjal petle, uzywana przez Thugow. Jej dluga na dwanascie centymetrow i gruba na trzy raczka byla zrobiona z mahoniu, osmiokatna, z glebokimi wyzlobieniami, ulatwiajacymi chwyt. Do obu jej koncow byla przymocowana pleciona linka z konskiego wlosia.

– On nie ma z tym nic wspolnego – szepnal Ford.

– Posluchaj mnie uwaznie – rzekl McGuane – bo nie bede tego powtarzal. Ford czekal.

– My nigdy nie blefujemy – powiedzial McGuane.

Duch usmiechnal sie. McGuane odczekal chwile, nie odrywajac oczu od Forda. Potem nacisnal przycisk interkomu.

– Tak, panie McGuane.

– Przyprowadz tu pana Cromwella.

– Tak, prosze pana.

Obaj patrzyli na monitor, gdy gruby ochroniarz stanal w drzwiach i skinal na Cromwella. Ten wyprostowal sie, odstawil kawe, wstal i wygladzil marynarke. Poszedl za ochroniarzem do drzwi. Ford obrocil glowe.

– Jestes glupcem – orzekl McGuane.

Duch mocniej chwycil drewniana raczke i czekal.

Ochroniarz otworzyl drzwi. Raymond Cromwell wszedl z przyszykowanym usmiechem. Kiedy zobaczyl krew i lezacego na podlodze szefa, zamarl z grymasem przerazenia na twarzy.

– Co do…?

Duch zaszedl go od tylu i kopnieciem podbil mu nogi. Cromwell z jekiem opadl na kolana. Duch poruszal sie wprawnie, zwinnie i bez wysilku, jak w groteskowym balecie.

Zarzucil linke przez glowe mlodego adwokata. Kiedy owinela sie wokol szyi, gwaltownie szarpnal, jednoczesnie wbijajac mu kolano w plecy. Sznur wpil sie w gladka skore Cromwella. Duch przekrecil raczke, odcinajac doplyw krwi do mozgu. Cromwellowi oczy wyszly na wierzch. Szarpal rekami sznur. Duch nie puszczal.

– Przestancie! – krzyknal Ford. – Powiem! Tamci nie odpowiedzieli.

Duch nie odrywal oczu od ofiary. Twarz Cromwella przybrala sinopurpurowy kolor.

– Powiedzialem…

Ford odwrocil sie do McGuane'a. Ten stal spokojnie, z zalozonymi rekami. Ich spojrzenia spotkaly sie. W ciszy slychac bylo tylko okropne rzezenia wydobywajace sie z ust Cromwella.

– Prosze… – szepnal Ford.

Lecz McGuane tylko pokrecil glowa i powtorzyl swoje wczesniejsze slowa:

– My nigdy nie blefujemy.

Duch jeszcze mocniej przekrecil raczke i nie puszczal.

41

Musialem powiedziec ojcu o tasmie z hipermarketu.

Squares wysadzil mnie na przystanku autobusowym niedaleko Meadowlands. Nie mialem pojecia, co myslec o tym, co przed chwila zobaczylem. Gdzies w poblizu New Jersey Turnpike, patrzac na zrujnowane fabryki, moj mozg przelaczyl sie na autopilota. Tylko dzieki temu moglem nadal dzialac.

Ken rzeczywiscie zyl.

Widzialem go. Mieszkal w Nowym Meksyku pod nazwiskiem Owena Enfielda. Na moment wpadlem w ekstaze. A wiec jest jeszcze szansa na odkupienie, ponowne spotkanie z bratem, moze nawet – czy odwaze sie o tym myslec? – naprawienie wszystkiego.

Potem jednak pomyslalem o Sheili.

Jej odciski palcow znaleziono w domu mojego brata, razem z dwoma cialami. Co Sheila tam robila? Nie mialem pojecia – a moze po prostu nie chcialem spojrzec prawdzie w oczy. Zdradzila mnie. W tych chwilach, kiedy moj mozg znowu mogl sprawnie dzialac, jedyne scenariusze, jakie przychodzily mi do glowy, nieodmiennie wiazaly sie ze zdrada, w takiej czy innej formie. A jesli zbyt dlugo o tym myslalem, jesli pozwolilem sobie pograzyc sie we wspomnieniach: jak podkulala nogi, kiedy rozmawialismy na kanapie, jak odgarniala wlosy, jakby stala pod wodospadem, jak usmiechala sie w tym frotowym szlafroku, kiedy wyszla spod prysznica, jak ubierala sie na noc w moje za duze podkoszulki, jak mruczala mi do ucha w tancu, jak zapieralo mi dech, gdy spojrzala na mnie z drugiego konca pokoju – na mysl, ze wszystko to bylo wyrafinowanym oszustwem…

Autopilot.

Tak wiec brnalem przez to z mozolem, myslac tylko o jednym: zamknac te sprawe. Moj brat i ukochana opuscili mnie nagle, odeszli bez pozegnania. Wiedzialem, ze nie zdolam sie z tym pogodzic dopoty, dopoki nie poznam prawdy. Squares od poczatku ostrzegal mnie, ze moze mi sie nie spodobac to, co odkryje. Mozliwe jednak, ze w koncu okaze sie, iz to wszystko bylo konieczne. Moze powinienem sie zdobyc na odwage. Moze tym razem to ja uratuje Kena, a nie on mnie.

Tak wiec skoncentruje sie na jednym: Ken zyje i jest niewinny. Jesli mialem co do tego jakies watpliwosci, to Pistillo ostatecznie je rozwial. Znowu zobacze brata. A to… sam nie wiem: naprawi przeszlosc, pozwoli matce spoczywac w spokoju, dowiedzie czegos.

Tego dnia, ostatniego zwyczajowej zaloby po matce, ojca nie bylo w domu. Ciotka Selma krecila sie w kuchni. Powiedziala mi, ze poszedl na spacer. Miala na sobie fartuch. Zastanawialem sie, skad go wziela. Czyzby przyniosla go ze soba? Wydawalo sie, ze nigdy nie widzialem jej bez fartucha. Patrzylem, jak czysci zlew. Selma, cicha siostra Sunny, pracowala metodycznie. Przyjmowalem jej istnienie za pewnik. Selma po prostu… byla. Nalezala do tych ludzi, ktorzy wioda spokojne zycie, jakby obawiali sie zwrocic na siebie uwage losu. Ona i wuj Murray nie mieli dzieci. Nie wiem dlaczego, chociaz kiedys slyszalem, jak rodzice wspominali o poronieniu. Stalem i patrzylem na nia, jakbym widzial ja po raz pierwszy; oto jeszcze jedna istota ludzka starajaca sie jak najlepiej przezyc kazdy dzien.

– Dziekuje – powiedzialem. Selma kiwnela glowa.

Zamierzalem powiedziec jej, ze ja kocham, doceniam i chce, szczegolnie teraz, kiedy zabraklo mamy, zebysmy poznali sie blizej, bo mama na pewno by tego chciala. Nie moglem. Zamiast tego usciskalem ja. W pierwszej chwili zesztywniala, zaskoczona moim nieoczekiwanym wybuchem czulosci, ale zaraz sie odprezyla.

– Bedzie dobrze – powiedziala.

Znalem ulubiona trase spacerowa ojca. Przeszedlem przez Coddington Terrace, przezornie omijajac z daleka dom Millerow. Wiedzialem, ze ojciec tez tak zrobil. Zmienil te trase juz przed laty. Przeszedlem przez podworka Jarata i Arnaya, a potem ruszylem sciezka wiodaca przez Meadowbrook do boisk miejskiej druzyny juniorow. Teraz, po sezonie, byly puste, a moj ojciec siedzial sam na najwyzszej z metalowych lawek. Pamietalem, jak bardzo lubil trenowac. Wkladal bialy podkoszulek z zielonymi rekawami i nazwa „Senators” na piersi oraz za ciasna zielona czapeczke z litera „S”. Uwielbial siedziec na laweczce, niedbale zarzuciwszy rece na zakurzone porecze, wietrzac plamy potu pod pachami. Opieral jedna noge o drewniany stopien, druga o beton i jednym plynnym ruchem zdejmowal czapeczke, ocieral czolo przedramieniem, po czym umieszczal czapke na glowie. Twarz jasniala mu w takie wieczory, szczegolnie kiedy gral Ken. Trenowal druzyne razem z panem Bertillo i Horowitzem, dwoma najlepszymi przyjaciolmi i kolegami od kufla. Obaj umarli na serce, zanim dozyli szescdziesiatki. Siadajac teraz obok niego, wiedzialem, ze wciaz ma w uszach oklaski, glosne spiewy i ten slodki zapach nawierzchni boiska.

Spojrzal na mnie i usmiechnal sie.

– Pamietasz ten rok, kiedy twoja matka sedziowala?

– Moze troche. W ktorej bylem wtedy klasie, w czwartej?

– Tak, chyba tak. – Pokrecil glowa, wciaz z usmiechem, pograzony we wspomnieniach.

To bylo w szczytowym okresie jej fascynacji ruchem wyzwolenia kobiet. Nosila podkoszulki z nadrukiem „Miejsce kobiety jest w domu i w senacie” lub podobnymi sloganami. Trzeba pamietac, ze bylo to, jeszcze zanim dziewczetom pozwolono grac w lidze. Pewnego dnia twoja mama uswiadomila sobie, ze nie ma sedziow – kobiet.

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату