Tanya westchnela i zdjela lancuch. Zarowka w odleglym kacie rzucala slabe swiatlo. Wodzac wzrokiem po tym przygnebiajacym wnetrzu, zastanawialem sie, czy Tanya nie jest tu wiezniem jak Louis Castman. Patrzylem jej w twarz. Skulila sie, jakby moj wzrok mogl ja oparzyc.
– Jak dlugo zamierza go pani tu trzymac? – zapytalem.
– Niczego nie planuje – odrzekla.
Nie zaproponowala mi, zebym usiadl. Zalozyla rece na piersi i czekala.
– Dlaczego przyszla pani na uroczystosc? – zapytalem.
– Chcialam okazac zmarlej szacunek.
– Znala pani Sheile?
– Tak.
– Przyjaznilyscie sie?
Niewykluczone, ze Tanya sie usmiechnela. Jej twarz byla tak oszpecona przez poszarpane blizny biegnace z kacikow ust, ze nie bylem tego pewien.
– Nie znalysmy sie zbyt dobrze.
– Nie bardzo rozumiem… Przechylila glowe na bok.
– Chce pan uslyszec cos dziwnego?
Nie wiedzialem, co na to odpowiedziec, wiec tylko kiwnalem glowa.
– Po raz pierwszy od szesnastu miesiecy wyszlam na dluzej z tego mieszkania.
– Ciesze sie, ze znalazla sie pani na uroczystosci.
Spojrzala na mnie sceptycznie. W pokoju panowala cisza; slyszalem jej bulgoczacy oddech. Nie wiedzialem, co jej dolega, czy byl to skutek brutalnego oszpecenia, czy nie, lecz kazdy jej oddech brzmial tak, jakby jej gardlo bylo cienka slomka z kilkoma kroplami plynu w srodku.
– Prosze mi zdradzic, dlaczego chciala pani pozegnac Sheile.
– Chcialam okazac zmarlej szacunek – odparla i po krotkiej przerwie dodala: – Pomyslalam rowniez, ze moze bede mogla pomoc.
– Pomoc?
Popatrzyla na drzwi do sypialni Louisa Castmana. Powiodlem wzrokiem w slad za jej spojrzeniem.
– Powiedzial mi, po co tu przyszliscie. Pomyslalam, ze moglabym cos dodac.
– Co mowil?
– Ze byl pan zakochany w Sheili. – Tanya podeszla blizej swiatla. Usiadla i dala mi znak, zebym zrobil to samo. – Czy to prawda?
– Tak.
– Zamordowal ja pan? – spytala Tanya. Zaskoczyla mnie tym pytaniem.
– Nie, skadze. Skoro zamierzala pani pomoc, to dlaczego pani uciekla?
– Nie domyslil sie pan?
Zaprzeczylem. Zlozyla dlonie na podolku i lekko kolysala sie do przodu i do tylu.
– Tanya?
– Uslyszalam panskie nazwisko – powiedziala.
– Przepraszam?
– Pytal pan, dlaczego ucieklam. – Przestala sie kolysac. – To dlatego, ze uslyszalam panskie nazwisko.
– Nie rozumiem.
Znowu spojrzala na drzwi.
– Louis nie wiedzial, kim pan jest. Ja tez nie. Squares wyglaszal mowe i uslyszalam panskie nazwisko. Pan jest Will Klein.
– Tak.
– I jest pan – szepnela – bratem Kena. Zamilkla.
– Znala pani mojego brata?
– Poznalismy sie. Dawno temu.
– W jaki sposob?
– Przez Sheile. – Wyprostowala sie i spojrzala na mnie.
Mowi sie, ze oczy sa zwierciadlem duszy. Tymczasem w oczach Tanyi nie dostrzeglem sladu przezytej kleski, smutnej historii jej cierpien. – Louis powiedzial wam o gangsterze, z ktorym zadawala sie Sheila.
– Tak.
– To byl pana brat.
Chcialem zaprotestowac, ale powstrzymalem sie, widzac, ze ma mi wiecej do powiedzenia.
– Sheila nie nadawala sie do takiego zycia. Byla zbyt ambitna. Poznala Kena. Pomogl jej zapisac sie do ekskluzywnego college'u w Connecticut glownie po to, zeby rozprowadzala narkotyki. Widuje sie facetow, ktorzy wypruwaja sobie flaki o miejsce na rogu ulicy. Natomiast w szkole dla bogatych dzieciakow mozesz zgarniac latwy szmal, jesli opanujesz rynek.
– Chce pani powiedziec, ze moj brat robil takie rzeczy? Znow zaczela sie kolysac.
– Naprawde nic pan o tym nie wiedzial?
– Nie.
– Myslalam… – urwala.
– Co?
Potrzasnela glowa.
– Nic takiego…
– Prosze – powiedzialem.
– To po prostu niesamowite. Najpierw Sheila krecila z panskim bratem, teraz spiknela sie z panem. A pan zachowuje sie tak, jakby nie mial o tym pojecia.
Znow nie wiedzialem, jak zareagowac.
– Co stalo sie z Sheila?
– Wie pan lepiej niz ja.
– Nie, ja pytam o to, co bylo dawniej, kiedy byla w college'u Nie widzialam jej po tym, jak stad wyjechala. Zadzwonila pare razy, to wszystko. Potem przestala nawet dzwonic. Tylko ze Ken byl zlym czlowiekiem. Pan i Squares wydaliscie mi sie mili. Pomyslalam, ze moze w koncu spotkalo ja cos dobrego.
– Kiedy jednak uslyszalam pana nazwisko… Wzruszyla ramionami.
– Czy mowi pani cos imie Carly? – spytalem.
– Nie, a powinno?
– Wiedziala pani, ze Sheila miala corke? Tanya znow zaczela sie kolysac. Jeknela:
– O Boze.
– Wiedziala pani? Energicznie pokrecila glowa.
– Nie.
– Poszedlem za ciosem.
– Zna pani Philipa McGuane'a? Wciaz krecila glowa.
– Nie.
– A Johna Asselte? Albo Julie Miller?
– Nie – powiedziala bez namyslu. – Nie znam tych ludzi. – Wstala i odwrocila sie do mnie plecami. – Mialam nadzieje, ze zdolala uciec.
– Bo zdolala – odparlem. – Na jakis czas.
Zgarbila sie i zaczela oddychac z jeszcze wiekszym trudem.
– Zasluzyla na cos lepszego.
Tanya ruszyla w kierunku wyjscia. Nie poszedlem za nia. Popatrzylem na drzwi do pokoju Louisa Castmana i znow pomyslalem, ze oboje sa wiezniami. Tanya zatrzymala sie. Czulem na plecach jej wzrok. Odwrocilem sie do niej.
– Squares zna roznych ludzi – powiedzialem. – Mozemy pomoc w przeprowadzeniu operacji plastycznej.
– Nie, dziekuje.
– Nie moze pani zyc tylko zemsta. Probowala sie usmiechnac.
– Mysli pan, ze tylko o to chodzi? Sadzi pan, ze tkwie tutaj z powodu tego? – Wskazala na swoja oszpecona twarz.