Przecisnalem sie obok niego i pchnalem drzwi blaszanego baraku. Spojrzalem w prawo.
Katy tam byla.
W uszach wciaz rozbrzmiewal mi smiech Ducha. Podskoczylem do niej. Miala otwarte oczy, zasloniete opadajacymi kosmykami wlosow. Siniaki na jej szyi zmienily barwe na zjadliwie zolta. Rece miala przywiazane do krzesla, ale nie byla ranna.
Nachylilem sie i odgarnalem jej wlosy z czola.
– Nic ci sie nie stalo? – zapytalem.
– Nie.
Wzbierala we mnie wscieklosc.
– Zrobil ci krzywde?
Katy Miller potrzasnela glowa. Powiedziala drzacym glosem:
– Czego on od nas chce?
– Pozwolcie, ze sam odpowiem na to pytanie.
Odwrocilismy sie do wchodzacego Ducha. Zostawil otwarte drzwi. Podloga byla zaslana szklem z rozbitych butelek po piwie. W kacie stala stara szafka na akta. Na niej laptop. Opodal ustawiono trzy skladane metalowe krzesla, jakich uzywa sie na szkolnych zebraniach. Na jednym siedziala Katy. Duch zajal drugie i wskazal mi ostatnie, stojace po jego lewej rece. Nie usiadlem. Duch westchnal i znowu wstal.
– Potrzebuje twojej pomocy, Will. – Zwrocil sie do Katy. – Pomyslalem sobie, ze obecnosc panny Miller moze… – poslal mi ten budzacy dreszcz zgrozy usmiech -…ze jej obecnosc bedzie stymulujaca.
Zacisnalem zeby.
– Jesli ja skrzywdzisz, jesli chocby ja tkniesz…
Duch nie napial miesni, nie zamachnal sie, tylko blyskawicznym ciosem uderzyl mnie w szyje kantem dloni. Zabulgotalem. Mialem wrazenie, ze zmiazdzyl mi krtan. Zachwialem sie i zgialem wpol. Duch niespiesznie pochylil sie i uderzyl mnie piescia w okolice nerek. Opadlem na kolana, prawie sparalizowany tym ciosem. Popatrzyl na mnie.
– Twoja gadanina zaczyna mi dzialac na nerwy, Will. Mialem wrazenie, ze zaraz zwymiotuje.
– Musimy skontaktowac sie z twoim bratem – ciagnal. Dlatego tu jestes. Podnioslem glowe.
– Nie wiem, gdzie on jest.
Duch odszedl na bok. Stanal za plecami Katy. Delikatnie, niemal zbyt delikatnie, polozyl dlonie na jej ramionach. Skrzywila sie. Wyprostowal oba wskazujace palce i dotknal siniakow na jej szyi.
– Mowie prawde – powiedzialem.
– Och, wierze ci – rzekl.
– – No to czego chcesz?
– Wiem, jak skontaktowac sie z Kenem. Bylem oszolomiony.
– Co takiego?
– Widziales kiedys jeden z tych starych filmow, w ktorych zbieg pozostawia wiadomosci w rubryce towarzyskiej?
– Byc moze.
Duch usmiechnal sie, jakby byl zadowolony z mojej odpowiedzi.
– Ken usprawnil ten sposob. Wykorzystuje internetowy kanal dyskusyjny. Scisle mowiac, pozostawia i otrzymuje wiadomosci pod adresem
– Skad o tym wiesz? – zapytalem.
Znowu usmiechnal sie i przesunal dlonie ku szyi Katy.
– Zbieranie informacji – powiedzial – to moja specjalnosc.
Puscil Katy. Dopiero wtedy zdalem sobie sprawe z tego, ze wstrzymywalem oddech. Siegnal do kieszeni i znow wyjal petle.
– Zatem do czego jestem ci potrzebny?
– Twoj brat nie chcial spotkac sie ze swoim adwokatem – odparl Duch. – Sadze, ze domyslil sie, ze to pulapka. Mimo to wyznaczylismy termin nastepnej rozmowy. Mamy nadzieje, ze namowisz go, zeby sie z nami spotkal.
– A jesli nie?
Pokazal mi linke. Byla zakonczona raczka.
– Wiesz, co to jest? Nie odpowiedzialem.
– To lasso z Pendzabu – wyjasnil, jakby zaczynal wyklad. – W Indiach poslugiwali sie nimi Thugowie, inaczej nazywani cichymi zabojcami. Niektorzy sadza, ze zostali wybici w dziewietnastym wieku. Inni… hm… nie sa tego pewni. Popatrzyl na Katy i potrzasnal linka. – Czy musze mowic dalej, Will?
– On sie zorientuje, ze to zasadzka – powiedzialem.
– Musisz go przekonac, ze nie. Jesli zawiedziesz… Popatrzyl na mnie z usmiechem.
– No coz, przynajmniej zobaczysz na wlasne oczy, jak przed laty cierpiala Julia. Czulem, ze krew odplywa mi z twarzy.
– Zabijecie go – powiedzialem.
– Och, niekoniecznie.
Wiedzialem, ze klamie, lecz jego twarz miala zatrwazajaco szczery wyraz.
– Twoj brat nagral tasmy, zebral obciazajace dowody, ale na razie nie pokazal ich federalnym. Ukrywal je przez te wszystkie lata. Jesli zechce wspolpracowac, to nadal bedzie tym Kenem, ktorego znamy i kochamy. Ponadto… – urwal i po namysle dodal: – On ma cos, co chce miec.
– Co? – zapytalem.
Zbyl mnie machnieciem reki.
– Oto umowa: jesli odda nam dowody i obieca, ze znowu zniknie, nic zlego sie nie wydarzy.
Klamal. Wiedzialem o tym. Zabije Kena. Zabije nas wszystkich. Nie mialem co do tego cienia watpliwosci.
– A jesli ci nie uwierze?
Duch z usmiechem zarzucil petle na szyje Katy. Krzyknela.
– Czy to ma jakies znaczenie?
– Sadze, ze nie.
– Sadzisz?
– Zgadzam sie.
Puscil petle, ktora niczym okropny naszyjnik zawisla na szyi Katy.
– Nie zdejmuj jej – polecil. – Mamy godzine. Przez ten czas patrz na jej szyje, Will, i mysl.
54
McGuane byl zaskoczony.
Zobaczyl, jak agenci FBI wpadaja do budynku. Tego nie przewidzial. Znikniecie Joshuy Forda mialo wywolac zaskoczenie, mimo ze zmusili go, by zadzwonil do zony i powiedzial jej, ze wezwano go poza miasto w jakiejs „delikatnej sprawie”. Ale taka gwaltowna reakcja? Wydawala sie przesadna.
Niewazne. McGuane zawsze byl przygotowany. Slady krwi wywabiono nowym utleniaczem, tak ze nawet ultrafiolet niczego nie ujawni. Wlosy i kawalki tkanek rowniez usunieto, a nawet gdyby jakies zostaly, to co z tego? Nie zamierzal zaprzeczac, ze Ford i Cromwell go odwiedzili. Chetnie przyzna, ze tak, i powie, ze stad wyszli. Moze to udowodnic, bo jego ochrona juz zastapila oryginalna tasme spreparowana, na ktorej Ford i Cromwell opuszczaja budynek.
McGuane nacisnal guzik kasujacy pliki i formatujacy twardy dysk. Niczego nie znajda. Komputer McGuane'a automatycznie wysylal pliki przez poczte elektroniczna. Co godzina przesylal je do tajnej skrzynki pocztowej. W ten sposob pliki bezpiecznie spoczywaly w cyberprzestrzeni. Tylko McGuane znal ten adres. Mogl je odzyskac,