– Ich kapus nazywal sie Mis Huggy, nie Mis Fuzzy.
– Tak?
– Czas ucieka. Rolly. Kto daje, ten dostaje.
– Ty pierwszy. Co masz?
Znowu negocjacje. Myron powiedzial mu o hazardowym nalogu Grega. A takze o podejrzeniu szantazu, bo Rolly tez pewnie mial wyciag rozmow telefonicznych. Ale nie o tasmie wideo. To nie byloby w porzadku, najpierw musial porozmawiac z Emily. Dimonte zadal mu kilka pytan.
– Dobra, co chcesz wiedziec? – spytal, zadowolony z odpowiedzi Myrona.
– Znalezliscie cos wiecej w domu Grega?
– Nic. Doslownie. Powiedziales, ze w sypialni byly kobiece drobiazgi, pamietasz? Ciuchy, kosmetyki, te rzeczy.
– Tak.
– No, wiec ktos je zwinal. Ani sladu kobiecych laszkow. Teoria z kochanka w tle znow daje o sobie znac, pomyslal Myron. Kochanka wraca do domu, usuwa krew, zeby ochronic Grega, a potem zaciera swoje slady, aby ich zwiazek nie wyszedl na jaw.
– A co ze swiadkami? Czy w domu, gdzie mieszkala Liz Gorman, ktos cos widzial?
– Nie. Wypytalismy sasiadow. Nikt nic nie widzial. Wszyscy sie uczyli itd. Aha, jeszcze jedno: morderstwo zwachala prasa. Napisali o nim w porannych gazetach.
– Podales im prawdziwe nazwisko Gorman?
– Cos ty glupi? Uznali, ze to kolejne zabojstwo z wlamaniem. Ale dzis rano dostalismy anonimowy cynk. Zasugerowano, zebysmy przeszukali dom Grega Downinga.
– Zartujesz.
– Nie. Dzwonila kobieta.
– Wrabiaja go, Rolly.
– Co ty powiesz, Sherlocku. Na pewno jakas dupa. To morderstwo nie bylo sensacja. Upchneli je na dalszych stronach, jak inne nieefektowne zabojstwa w tym bagnie. Zyskalo nieco rozglosu, bo zdarzylo sie w poblizu kampusu.
– Zbadaliscie ten trop? – spytal Myron.
– Jaki trop?
– Bardzo blisko jest Uniwersytet Columbia. W latach szescdziesiatych zrodlo polowy ruchow kontestacyjnych. W kadrze uniwersyteckiej z pewnoscia nadal sa ich sympatycy. Moze ktorys pomogl Liz Gorman.
Dimonte westchnal dramatycznie.
– Bolitar, czy ty cala policje masz za debili?
– Nie.
– Myslisz, ze tylko ty na to wpadles?
– Mialem opinie zdolnego – odparl Myron.
– Nie w dzisiejszej konkurencji. Trafiony!
– Czego sie dowiedzieliscie?
– Wynajela to mieszkanie od jakiegos popapranca, fanatyka, lewaka, komucha, tak zwanego profesora, niejakiego Sidneya Bowmana.
– Jakis ty tolerancyjny, Rolly.
– Zawsze sie robie taki, gdy opuszczam zebrania Amerykanskiego Zwiazku Obrony Praw Obywatelskich. W kazdym razie, ten lewak udaje Greka. Twierdzi, ze tylko wynajal jej lokal, a ona zaplacila gotowka. Wiemy, ze klamie. Federalni wzieli go w obroty, ale od wykrecenia sie sianem ma cale stado pedalskich, liberalnych papug. Nazwali nas banda nazistowskich swin itd.
– Na wypadek gdybys nie wiedzial, Rolly, to nie jest komplement.
– Dzieki za wskazowke. W tej chwili sledzi go Krinsky. Na razie bez efektu. Ten Bowman to nie debil. Polapal sie, ze za nim chodzimy.
– Co jeszcze o nim wiecie?
– Rozwiedziony, dwoje dzieci. Wyklada egzystencjalne pierdoly, nieprzydatne w normalnym zyciu. Wedlug Krinsky’ego, wiekszosc czasu spedza, pomagajac bezdomnym. Przesiadywanie z wloczegami w parkach i schroniskach to jego codzienny rytual. Jak mowilem, popapraniec.
Do gabinetu wszedl bez pukania Win, skierowal sie do kata i otworzyl szafe z duzym lustrem na drzwiach. Przejrzal sie w nim, przygladzil fryzure, z ktorej nie odstawal ani jeden wlos, rozstawil lekko nogi i opuscil rece. Sciskajac w nich wyimaginowany kij golfowy, powoli zamachnal sie zza glowy, sprawdzajac w lustrze, czy reka z przodu jest wyprostowana, a chwyt swobodny. Robil to bez przerwy, nawet przed wystawami sklepow na ulicy. Myron podejrzewal, ze jest to golfowy odpowiednik nawyku ciezarowcow, prezacych miesnie, ilekroc widza swoje odbicia. Strasznie go to irytowalo.
– Masz jeszcze cos, Rolly?
– Nie. A ty?
– Nic. Pogadamy pozniej.
– Nie moge sie doczekac, Hutch – odparl Dimonte. – Wiesz co? Krinsky jest taki mlody, ze nie pamieta tego serialu. Smutne, nie?
– Ta dzisiejsza mlodziez. Za grosz kultury.
Myron zakonczyl rozmowe.
– Wprowadz mnie w sytuacje – poprosil Win, nie przestajac podziwiac w lustrze swoich uderzen.
Myron zrelacjonowal mu wypadki.
– Ta Fiona, byla dziewczyna miesiaca, to chyba idealna kandydatka na przesluchanie jej przez Windsora Horne’a Lockwooda Trzeciego? – zagadnal Win.
– Mhm – mruknal Myron. – Ale moze najpierw opowiesz mi o przesluchaniu Maggie Lomot przez Windsora Horne’a Lockwooda Trzeciego.
Patrzac na siebie w lustrze, Win zmarszczyl brwi i poprawil chwyt.
– Nie byla elokwentna – odparl. – Wiec obralem specjalna taktyke.
– Jaka?
Win strescil mu rozmowe w hali. Myron pokrecil glowa.
– Pojechales za nia, Win?
– Tak.
– No i?
– Niewiele mam do powiedzenia. Po meczu udala sie do T.C. Zostala na noc. Z jego domu nie przeprowadzono zadnych waznych rozmow. Albo nasza pogawedka wytracila ja z rownowagi, albo ta kobieta nic nie wie.
– Lub spostrzegla, ze ja sledzisz.
Win znow zmarszczyl brwi. Moze nie spodobala mu sie ta sugestia, a moze wykryl jakis blad w zamachu kijem. Pewnie to drugie. Odwrocil sie od lustra i spojrzal na biurko Myrona.
– To Brygada Kruka? – spytal.
– Tak. Jeden z nich przypomina ciebie. Myron wskazal Cole’a Whitemana.
Win przyjrzal sie zdjeciu.
– Ten czlowiek jest bardzo przystojny, lecz brak mu mojego wyczucia stylu i uderzajaco dobrej prezencji.
– Nie wspominajac o skromnosci.
– Nic dodac, nic ujac – skonstatowal Win.
Myron znow spojrzal na zdjecie, wrocil myslami do slow Dimonte’a o codziennym zwyczaju profesora Sidneya Bowmana i nagle go oswiecilo. W zylach poczul lod. W wyobrazni zmienil nieco rysy Cole’a, dodajac deformacje powstale wskutek domniemanych operacji plastycznych i uplywu dwoch dziesiecioleci. Podobienstwo nie bylo zupelne, niemniej jednak spore.
Liz Gorman zmylila pogonie, zmieniajac najbardziej charakterystyczna ceche swojego wygladu. Czy zasadne bylo wiec przypuszczenie, ze Cole Whiteman zrobil to samo?
– Myron?
– Chyba wiem, gdzie znalezc Cole’a Whitemana – powiedzial Myron, podnioslszy wzrok.