– Pocieszam cie?! Byles do bani. Do bani!!! Zagrales zalosnie. Wstydzilam sie, ze cie znam. Wchodzac tu, zakrywalam twarz.
Pochylil sie i pocalowal ja w policzek. Wytarla go wierzchem dloni.
– Teraz bede musiala wziac zastrzyk na wszy.
– Nie mam wszy. Slowo.
– Ani mnie to ziebi, ani grzeje.
Zadzwonil telefon. Podniosla sluchawke.
– RepSport MB… A, tak, Jason, jest tu. Chwileczke. – Zakryla mikrofon dlonia. – Jason Blair.
– Ten patafian, co powiedzial, ze masz ladny tylek?
Skinela glowa.
– Przypomnij mu o moich nogach – dodala.
– Porozmawiam z gabinetu. Co to? – zainteresowal sie, dostrzegajac zdjecie na wierzchu pliku dokumentow lezacych na biurku.
– Akta Brygady Kruka – wyjasnila.
Wzial gruboziarniste zdjecie zrobione w roku tysiac dziewiecset siedemdziesiatym trzecim, jedyne, na ktorym byla cala siodemka. Szybko odnalazl Liz Gorman. Nie przyjrzal jej sie dobrze, ale jeden rzut oka wystarczyl do stwierdzenia, ze nikt nie moglby rozpoznac w niej Carli.
– Moge je zatrzymac na kilka minut? – spytal.
– Prosze bardzo.
Wszedl do gabinetu i odebral telefon.
– O co chodzi, Jason? – spytal.
– Gdzie sie wloczysz, jak rany?
– U mnie jako tako. A u ciebie?
– Nie pogrywaj ze mna, Myron. Powierzyles sprawe, mojego kontraktu tej malej i go spaprala. Mam ochote odejsc z MB.
– Uspokoj sie, Jason. Jak to spaprala?
– To ty nie wiesz?
Blairowi z niedowierzania zalamal sie glos.
– Nie.
– Dopinamy moj kontrakt z Red Sox, tak?
– Tak.
– Chce pozostac w Bostonie. Obaj to wiemy. Ale trzeba narobic halasu, ze odchodze. Zeby podbic wysokosc kontraktu. Sam powiedziales: „Niech mysla, ze chcesz zmienic zespol”. Jestem wolnym elektronem. Tak musimy zrobic, nie?
– Tak.
– Nie moga sie dowiedziec, ze chce pozostac w druzynie, tak?
– Owszem. Do pewnego stopnia.
– Chrzanic stopien! Nastepnego dnia moj sasiad kibic dostaje list od Sox, w ktorym prosza, zeby odnowil abonament. Zgadnij, czyje zdjecie jest w reklamowce przy informacji o moim powrocie? No? Domysl sie.
– Twoje, Jason?
– Jasne, ze moje! Dzwonie wiec do tej zgrabnej dupci…
– Procz tego ma swietne nogi.
– Co?!
– Nogi. Nie jest wysoka, wiec nie sa dlugie, ale zgrabne.
– Dosc tych pierdol, Myron. Posluchaj. Mowi mi, ze Skarpety zadzwonily z prosba, czy moga zamiescic moje zdjecie w reklamie, choc nie podpisalem kontraktu. A ta co? Zamieszczajcie! Zamieszczajcie smialo, kurwa mac! I co sobie mysla te dupki z Red Sox, ha? Powiem ci. Mysla, ze podpisze z nimi kontrakt tak czy siak! Stracilismy przez nia srodki nacisku!
– Przyszedl dzis rano – powiedziala Esperanza, wchodzac bez pukania i rzucajac Myronowi na biurko kontrakt Jasona.
Myron przebiegl go wzrokiem.
– Daj mi ten ptasi mozdzek na glosnik – zazadala.
Myron wlaczyl glosnik.
– Jason.
– Zejdz z linii, Esperanza. Rozmawiam z Myronem.
– Nie zasluzyles na te wiadomosc, ale wiedz, ze sfinalizowalam twoj kontrakt – odparla, nic sobie z niego nie robiac. – Masz wszystko, czego chciales, a nawet wiecej.
Blair przystopowal.
– Czterysta tysiakow wiecej rocznie?
– Szescset tysiecy. Plus cwierc miliona za podpis na kontrakcie.
– Jak… co…
– Skarpety pokpily sprawe – odparla. – Z chwila zamieszczenia twojego zdjecia w folderze reklamowym kontrakt byl gotowy.
– Jak to?
– To proste. W folderze bylo twoje zdjecie. Sklania to ludzi do zakupu karnetow. Zadzwonilam wiec do dyrekcji klubu i powiedzialam, ze zdecydowales sie podpisac kontrakt z Rangers. Nadmienilam, ze umowa z Teksasem jest prawie gotowa. – Esperanza poprawila sie w fotelu. – Wyobraz sobie, ze zarzadzasz Red Sox. Jak postapisz? Jak wyjasnisz karnetowiczom, ze Jason Blair, ktorego zdjecie widnieje w najnowszym folderze, nie zagra, poniewaz Texas Rangers przebili twoja oferte?
Zapadlo krotkie milczenie.
– Pal szesc twoj tyleczek i nogi – przerwal jej Jason. – Takiej kiepely jak twoja w zyciu nie widzialem.
– To wszystko, co do mnie masz? – spytal Myron.
– Potrenuj, Myron. Tak wczoraj zagrales, ze ci sie przyda. Chce omowic z Esperanza szczegoly.
– Z mojego telefonu – powiedziala.
Myron kazal mu zaczekac.
– Dobrze to rozegralas – pochwalil ja.
Wzruszyla ramionami.
– Jakis mlody z marketingu Skarpet schrzanil sprawe. Bywa.
– Swietnie to wyczailas.
– Moje falujace lono rosnie z dumy – odparla umyslnie bezbarwnym tonem.
– Idz, dokoncz rozmowe. Zapomnij, ze cokolwiek mowilem.
– O nie, chce byc taka jak ty.
– Nic z tego, takiego tylka jak ja miec nie bedziesz.
– Co racja, to racja – przyznala.
Kiedy wyszla, Myron wzial zdjecie Brygady Kruka. Rozpoznal troje jej czlonkow wciaz przebywajacych na wolnosci – Glorie Katz, Susan Milano i najslawniejszego z nich, tajemniczego przywodce Krukow, Cole’a Whitemana, ktory sciagnal na siebie najwieksze gromy i zainteresowanie prasy. Kruki zeszly do podziemia, gdy Myron chodzil do podstawowki, ale do dzis pamietal, co o nich pisano. Wywodzacy sie z zamoznej rodziny blondyn o arystokratycznych rysach, Cole, moglby ujsc za brata Wina. W przeciwienstwie do niechlujnych, dlugowlosych towarzyszy ze zdjecia, byl porzadnie ostrzyzony, gladko ogolony, a o pewnym ustepstwie na rzecz mody lat szescdziesiatych swiadczyly tylko nieco dluzsze baczki. Nie wygladal na radykalnego lewicowca z hollywoodzkiego filmu. Ale Win byl najlepszym przykladem, ze wyglad moze bardzo mylic.
Odlozyl zdjecie i zadzwonil do Dimonte’a w komendzie na Police Plaza l. Kiedy ten warknal do sluchawki „halo”, Myron spytal go, czy ma cos nowego.
– Myslisz, ze jestesmy partnerami, Bolitar? – uslyszal.
– Jak Starsky i Hutch.
– Boze, jak mi ich brakuje. Ta ich bryka. Konszachty z Misiem Fuzzy.
– Z Misiem Huggy.
– Co?