Drzwi byly otwarte.
– Marty, przyszedl Myron – oznajmila.
Marty? Myron? Taki juz tu panowal styl. Wszyscy zwracali sie do siebie po imieniu. Wszyscy byli ubrani z nowoczesnym, eleganckim luzem. Marty – mezczyzna w wieku miedzy piecdziesiatka a szescdziesiatka, z gladko zaczesanymi rzednacymi wlosami, ale jeszcze bez „pozyczki” – mial na sobie dzinsowa koszule, jasno – pomaranczowy krawat, dobrane do niego pomaranczowe skarpetki, kontrastujace z zielonymi, pieknie wyprasowanymi drogimi spodniami firmy Banana Republic, oraz miekkie zamszaki z cholewka.
– Myron! – zawolal, energicznie sciskajac mu dlon. – Jakze milo cie widziec.
– Dzieki, ze tak szybko znalazles dla mnie czas.
Felder gestem zaznaczyl, ze to drobiazg.
– Alez, Myron. Dla ciebie zawsze.
Spotkali sie kilka razy na roznych imprezach dla srodowisk zwiazanych ze sportem. Marty cieszyl sie opinia rzetelnego agenta, twardego – by posluzyc sie frazesem – ale uczciwego, a ponadto mial talent do sciagania uwagi na siebie i sportowcow, ktorych reprezentowal. Wydal dwie ksiazki typu „jak osiagnac sukces”, dzieki czemu rozreklamowal wlasne nazwisko i umocnil reputacje. Na dodatek wygladal jak ulubiony, skromny wujaszek. Wszystkim z miejsca przypadal do serca.
– Napijesz sie czegos? – spytal. – Moze kawy z mlekiem?
– Nie, dziekuje.
Marty Felder usmiechnal sie.
– Od dluzszego czasu chcialem do ciebie, Myron, zadzwonic. Siadaj, prosze.
Sciany gabinetu zdobily dziwaczne rzezby z powyginanych neonow, biurko bylo ze szkla, szuflady z wlokna szklanego. Sladu papierow. Wszystko lsnilo jak na statku kosmicznym. Felder wskazal Myronowi jeden z dwoch foteli przed biurkiem i usiadl w drugim. Pogawedka rownych sobie. Zadnego odgradzania sie bariera, zadnego oniesmielania.
– Nie musze ci mowic – zaczal Felder bez wstepow – ze szybko zdobywasz sobie nazwisko w branzy. Twoi klienci darza cie pelnym zaufaniem. Wlasciciele klubow i menedzerowie szanuja cie i sie ciebie boja – podkreslil, klepnal sie w uda i pochylil do przodu. – Lubisz reprezentowac sportowcow?
– Tak.
– To dobrze. – Marty Felder zwawo skinal glowa. – Grunt to lubic to, co robisz. Wybor zawodu jest najwazniejsza decyzja w zyciu, wazniejsza od wyboru zony. – Wpatrzyl sie w sufit. – Ktos powiedzial, ze mozesz miec dosc ludzi, ale nigdy pracy, ktora kochasz.
– Wink Martindale? – domyslil sie Myron.
Felder zasmial sie i poslal mu niesmialy, powsciagliwy usmiech.
– Ale przeciez nie przyszedles wysluchiwac gledzenia o mojej filozofii zyciowej – rzekl. – Dlatego wyloze karty na stol. Wywale kawe na lawe. Nie popracowalbys dla mojej agencji?
– Tu?
Zasada numer jeden, gdy starasz sie o prace: olsnij szefa blyskotliwymi ripostami.
– Wiesz, czego bym chcial? – spytal Felder. – Chcialbym; zrobic cie wiceprezesem. Hojnie cie wynagrodze. Nadal bedziesz mogl poswiecac nalezyta uwage dotychczasowym klientom, korzystajac ze wszystkich srodkow tej agencji. Przemysl to sobie, Myron. Zatrudniamy ponad setke ludzi. Mamy wlasna agencje podrozy, ktora zadba o wszystko w tej mierze. Mamy – nie wstydzimy sie tego okreslenia – ludzi do wszystkiego, zajmujacych sie wszelkimi szczegolami niezbednymi w branzy, dzieki czemu zyskujesz czas na wazniejsze sprawy. – Podniosl reke, jakby chcial powstrzymac Myrona, choc ten ani drgnal. – Wiem, ze masz wspolpracownice, Esperanze Diaz. Zatrudnie ja oczywiscie razem z toba. Za wyzsza pensje. Podobno konczy w tym roku studia prawnicze. W naszej firmie sa duze mozliwosci awansu. – Podkreslil to gestem i dodal: – Co ty na to?
– Bardzo mi pochlebiles…
– No nie – wpadl mu w slowo Felder. – Dla mnie to decyzja biznesowa. Od razu rozpoznaje, ile kto jest wart. – Pochylil sie do przodu ze szczerym usmiechem. – Niech ktos inny bedzie chlopcem na posylki twoich klientow, Myron. Uwolnie cie od tego, zebys zajal sie tym, do czego jestes stworzony – pozyskiwaniem nowych klientow i negocjowaniem umow.
Chociaz Myron ani myslal rezygnowac z wlasnej firmy, Marty znal sie na skladaniu atrakcyjnych ofert.
– Pozwolisz, Marty, ze sie zastanowie?
– Naturalnie. – Felder uniosl rece w gescie zgody. – Nie chce cie naciskac, Myron. Nie spiesz sie z decyzja. Nie musisz odpowiadac mi juz dzis.
– Doceniam twoja propozycje, przyszedlem jednak w innej sprawie – odparl Myron.
– Prosze bardzo. – Felder polozyl dlonie na udach i usmiechnal sie. – Mow.
– Chodzi o Grega Downinga.
Usmiech Feldera ani drgnal, choc jego promiennosc odrobine przygasla.
– Grega Downinga?
– Tak. Mam kilka pytan.
Felder wciaz sie usmiechal.
– Oczywiscie wiesz dobrze, ze nie ujawnie niczego, co uwazam za poufne.
– Oczywiscie – przyznal Myron. – A czy mozesz mi powiedziec, gdzie jest w tej chwili?
Marty Felder zawahal sie chwile. Skonczylo sie zachwalanie towaru, zaczely negocjacje. Dobry negocjator jest nieskonczenie cierpliwy. Podobnie jak dobry sledczy musi nade wszystko umiec sluchac. Sklonic oponenta do mowienia.
– A dlaczego chcesz to wiedziec? – spytal po kilku sekundach.
– Musze z nim porozmawiac.
– Wolno spytac o czym?
– To sprawa poufna.
Patrzyli na siebie szczerze i przyjaznie, ale jak dwaj oszusci karciani, ktorzy nie chca odkryc swoich kart.
– Zrozum moja sytuacje, Myron – zaczal Felder. – Nie byloby w porzadku, gdybym ci to wyjawil, nie majac pojecia, dlaczego chcesz sie z nim widziec.
Przyszedl czas, by uchylic rabka tajemnicy.
– Do druzyny Smokow dolaczylem nie po to, by wrocic do koszykowki – rzekl Myron. – Clip Amstein wynajal mnie, zebym odnalazl Grega.
Brwi Feldera podskoczyly.
– Odnalazl?! Myslalem, ze zaszyl sie gdzies, zeby wyleczyc staw skokowy.
– Tak powiedzial Clip prasie.
– Rozumiem. – Felder przytknal dlon do brody i wolno skinal glowa. – Probujesz go namierzyc?
– Tak.
– Wynajal cie Clip? Sam cie wybral? To byl jego pomysl?
Myron potwierdzil. Na twarzy Feldera pojawil sie usmieszek, jakby rozbawil go jakis dowcip.
– Na pewno powiedzial ci, ze Gregowi zdarzaly sie juz takie rzeczy.
– Tak.
– A wiec nie ma powodu za bardzo sie tym przejmowac. Doceniam twoja pomoc, Myron, ale nie jest potrzebna.
– Wiesz, gdzie on jest?
Marty Felder zawahal sie.
– Powtarzam, postaw sie w mojej sytuacji. Gdyby ktorys z twoich klientow chcial pozostac w ukryciu, postapilbys wbrew jego zyczeniom czy je uszanowal?
– To zalezy – odparl Myron, czujac, ze Felder blefuje. – Gdyby klient byl w wielkich klopotach, prawdopodobnie zrobilbym wszystko, zeby mu pomoc.
– W jakich wielkich klopotach?
– Na przyklad w zwiazku z hazardem. Greg jest winien mase forsy bardzo nieprzyjemnym typom.
Felder nie zareagowal. Myron uznal to za dobry znak. Wiekszosc ludzi na wiesc, ze ich klient jest winien pieniadze gangsterom, okazalaby zaskoczenie.
– Wiesz o jego zamilowaniu do hazardu, prawda, Marty? Felder odpowiedzial powoli, jakby wazyl kazde slowo na recznej wadze.