– Czesc, kochanie – odpowiedziala mama.

– Czesc, Myron – powiedzial tata.

– Wczesniej wrociliscie z Europy.

Skineli glowami z minami winowajcow.

– Chcielismy zobaczyc, jak grasz – wyjasnila mama tak ostroznie, jakby szla po cienkim lodzie z lampa lutownicza.

– A jak tam wasza wycieczka? – zagadnal.

– Cudowna – odparl tata.

– Wspaniala – dodala mama. – Karmili nas fantastycznie.

– Ale porcje byly male – zaznaczyl tata.

– Male porcje, co ty gadasz? – obruszyla sie mama.

– Ja tylko wyrazam opinie, Ellen. Jedzenie bylo dobre, ale porcje male.

– Wazyles je, mierzyles? Jak to male?

– Mala porcja to mala porcja, widac na pierwszy rzut oka. Te byly male.

– Male! Tak jakby potrzebowal wiekszych! Ten czlowiek je za dwoch! Nie zawadziloby, gdybys zrzucil z piec kilo, Al.

– Ja? Ja nie tyje.

– Nie? Spodnie masz juz tak obcisle jak tancerze w filmie rewiowym.

– Na wycieczce zdejmowalas je ze mnie bez najmniejszego problemu.

Tata mrugnal do mamy.

– Al! – krzyknela, lecz na twarzy miala usmiech. – Nie przy dziecku! Co z toba?!

Tata spojrzal na Myrona i rozlozyl rece.

– Bylismy w Wenecji – rzekl tonem wyjasnienia. – W Rzymie.

– Nic wiecej nie mow – powiedzial Myron. – Prosza. Kiedy przestali sie smiac, mama spytala sciszonym glosem:

– Dobrze sie czujesz, kochanie?

– Nic mi nie jest – odparl.

– Naprawde?

– Naprawde.

– Niezle ci dzis poszlo – zaczal tata. – Kilka razy celnie podales do T.C. pod kosz. To byly piekne podania. Inteligentne.

Myron zawsze mogl liczyc, ze ojciec dostrzeze plusy w jego grze.

– Niestety, zagralem jak noga.

– Myslisz, ze mowie to, zeby ci poprawic samopoczucie?

– Ja to wiem.

– Niewazne – wycofal sie tata. – Nigdy nie bylo wazne. Wiesz o tym.

Myron skinal glowa. Wiedzial. Przez cale zycie spotykal ambitnych ojcow, starajacych sie zrealizowac wlasne niespelnione marzenia za posrednictwem potomstwa, zmuszajac synow do noszenia brzemion, ktorym sami nie podolali. Ale jego ojciec tego nie robil. Nigdy. Al Bolitar nie faszerowal syna pompatycznymi opowiesciami o swej sportowej sprawnosci. Nigdy go do niczego nie zmuszal, cudownie godzac pozorna obojetnosc z wielka troska o niego. Owszem, w jego zdystansowanym przywiazaniu tkwila bezposrednia sprzecznosc, ale jakos godzil jedno z drugim. Niestety, pokolenie Myrona nie zwyklo przyznawac sie do takiego dziwu. Pozostalo nieokreslone – wcisniete pomiedzy pokolenie hipisow a pokolenie X spod znaku MTV, bylo za mlode, gdy falami radiowymi rzadzili trzydziestolatkowie, a za stare dla rowiesnikow bohaterow seriali Beverly Hills 90210 i Melrose Place. Myron sadzil, ze nalezy do „pokolenia winnych”, ktorego zycie bylo seria reakcji i kontrreakcji. W ten sam sposob jak ambitni ojcowie skladali wszystko na barki synow, tak synowie w rewanzu obwiniali za swoje niepowodzenia ojcow. Jego pokolenie nauczono ogladania sie za siebie i wskazywania palcem momentow, w ktorych rodzice zmarnowali im zycie. Ale on tego nie robil. Jezeli spogladal wstecz – analizujac postepki rodzicow – to jedynie z checi rozwiklania ich tajemnic, zanim dochowa sie wlasnych dzieci.

– Zdaje sobie sprawe z tego, jak dzisiaj wypadlem, tato – powiedzial. – I nie za bardzo sie tym przejmuje.

– Wiemy – powiedziala mama, pociagajac nosem. Oczy miala zaczerwienione. Pociagnela nosem jeszcze raz.

– Chyba nie placzesz z powodu… Pokrecila glowa.

– Jestes dorosly – odparla. – Pamietam o tym. Ale kiedy wybiegles na boisko po raz pierwszy po tak dlugim czasie…

Glos ja zawiodl. Tata Myrona odwrocil wzrok. Pod tym wzgledem ich troje niczym sie od siebie nie roznilo. Ciagnelo ich do wspomnien jak kandydatki na gwiazdki do obiektywow paparazzich.

Myron odczekal, az upewnil sie, ze powie to wyraznie.

– Jessica chce, zebym z nia zamieszkal.

Spodziewal sie protestow, przynajmniej ze strony mamy. Nigdy nie wybaczyla Jessice, ze go kiedys porzucila. Watpil, czy kiedykolwiek jej to zapomni. Co prawda tata, jak to on, zachowal – niczym dobry dziennikarz – bezstronnosc, jednakze trudno bylo dociec, jaka opinie skrywa za swoimi wywazonymi pytaniami.

Mama spojrzala na tate, tata na nia i polozyl reke na jej ramieniu.

– Zawsze mozesz tu wrocic – powiedziala.

Myron o maly figiel nie poprosil o wyjasnienie, ale sie powstrzymal i tylko skinal glowa. Usiedli we trojke przy kuchennym stole i zaczeli rozmawiac. Myron przygotowal sobie kanapke ze stopionym serem z rusztu. Mama nie robila mu kanapek. Byla zdania, ze oblaskawiac mozna psy, a nie ludzi. Ucieszyl sie, gdy przestala gotowac. Czulosc okazywala wylacznie slowami, co mu odpowiadalo.

Rodzice opowiedzieli o wycieczce. On zas krotko i bardzo ogolnie wyjasnil, w jaki sposob trafil do zawodowej druzyny koszykowki. Godzine potem zszedl do swojej piwnicy. Mieszkal tam od szesnastego roku zycia, odkad jego siostra wyjechala na studia. Piwnica skladala sie z dwoch pomieszczen: pokoju dziennego, gdzie przyjmowal gosci, dlatego bylo w nim czysto, i sypialni, ktora wygladala jak pokoj nastolatka. Wpelzl do lozka i przyjrzal sie plakatom na scianie. Wiekszosc z nich powiesil w okresie dojrzewania, kolory wyplowialy, przypiete pineskami rogi wystrzepily sie.

Myron od zawsze kochal zespol Celtics – jego ojciec dorastal w poblizu Bostonu – tak wiec jego ulubionymi plakatami byly ten z Johnem Havlickiem, gwiazda Celtow w latach szescdziesiatych i siedemdziesiatych, oraz drugi z Larrym Birdem, gwiazda tego zespolu w latach osiemdziesiatych. Przeniosl wzrok z Havlicka na Birda. W chlopiecych marzeniach roil, ze znajdzie sie na trzecim plakacie na tej scianie. Nie zaskoczylo go wiec, ze Celtics wybrali go do druzyny juz w pierwszym zaciagu. Czuwaly nad tym wyzsze moce. W gorze zapisano, ze stanie sie nastepna legenda druzyny z Bostonu.

A potem wpadl na niego Burt Wesson.

Zalozyl rece za glowe. Oczy oswoily sie ze swiatlem. Kiedy zadzwonil telefon, z roztargnieniem siegnal po sluchawke.

– Mamy, czego szukales – oznajmil elektronicznie znieksztalcony glos.

– Slucham?

– To, co chcial kupic Downing. Bedzie cie kosztowac piecdziesiat tysiecy dolarow. Zbierz pieniadze. Instrukcje przekazemy jutro wieczorem.

Rozmowca przerwal polaczenie. Myron sprobowal zidentyfikowac jego numer, ale dzwoniono spoza miasta. Opuscil glowe na poduszke. A potem utkwil spojrzenie w dwa plakaty, czekajac, az zmorzy go sen.

ROZDZIAL 28

Mieszczaca sie na Madison Avenue w srodmiesciu, niedaleko biura Myrona, firma Martina Feldera nazywala sie pomyslowo Felder Spolka z o.o., tak zeby w tym mateczniku agencji reklamowych bylo jasne, ze nie zajmuje sie reklama. Dziarska recepcjonistka z radoscia wprowadzila goscia do gabinetu szefa.

Вы читаете Bez Sladu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату