Z wysoko podniesiona glowa ruszyla tym samym krokiem, jaki zobaczyl na tasmie. Wszedl za nia do jasnej bialej kuchni ze lsniacymi kafelkami. Wiekszosc ludzi pewnie marzyla o takim wystroju, ale jemu kojarzyl sie on z pisuarem w luksusowej restauracji.
Emily wyjela modna zaparzarke do kawy.
– Na pewno sie nie napijesz? To Starbucks. Hawajska mieszanka Kona.
Myron pokrecil glowa. Emily zdazyla odzyskac zmysly. Znow nad soba panowala. Nie przeszkadzal jej w tym. Kto nad soba panuje, wiecej mowi, a mniej mysli.
– Zastanawiam sie, od czego zaczac. – Wlala goraca wode do zaparzarki. W kuchni natychmiast zapachnialo kawa. Gdyby grali w reklamowce, jedno z nich w tej chwili juz wzdychaloby „Aaaach!”. – Tylko nie ponaglaj mnie, bo zaczne krzyczec.
Podniosl rece na znak, ze nic takiego nie zrobi. Nacisnela tlok, napotkala opor, znowu nacisnela.
– Ktoregos dnia podeszla do mnie w supermarkecie – ciagnela. – Ni stad, ni zowad. Siegam po mrozone bajgle, a ta nagle oznajmia mi, ze odkryla cos, co moze zniszczyc mojego meza. Grozi, ze jezeli nie zaplace, pojdzie z tym do gazet.
– Co odpowiedzialas?
– Spytalam, czy potrzebuje cwierc dolara na telefon. – Emily zasmiala sie, przerwala tloczenie i wyprostowala sie. – Wzielam to za zart. Odparlam, ze prosze bardzo, niech zniszczy tego drania. Skinela glowa i powiedziala, ze sie skontaktuje.
– To wszystko?
– Tak.
– Kiedy to bylo?
– Czy ja wiem. Dwa, trzy tygodnie temu.
– A kiedy odezwala sie ponownie?
Emily otworzyla szafke i wyjela kubek z jakas postacia z kreskowki i napisem NAJWSPANIALSZA MAMA NA SWIECIE.
– Kawy wystarczy na dwoje – powiedziala.
– Nie, dziekuje.
– Na pewno?
– Tak. Co bylo potem?
Pochylila sie i zajrzala do zaparzarki jak do szklanej kuli.
– Kilka dni pozniej Greg zrobil mi cos… – Urwala. – Jak ci juz mowilam – podjela zmienionym tonem, wypowiadajac slowa ostrozniej i wolniej – zrobil cos strasznego. Szczegoly nie sa wazne.
Myron skinal glowa, lecz nic nie powiedzial. Nie bylo sensu mowic jej o nagraniu z hotelu i zbijac z tropu. Nalezalo ulatwic zwierzenia.
– Tak wiec kiedy sie do mnie zglosila, informujac, ze Greg gotow jest duzo zaplacic za milczenie, odparlam, ze dam jej wiecej za mowienie. Uslyszalam, ze bedzie mnie to slono kosztowalo. Powiedzialam, ze nie dbam o to ile. Probowalam zaapelowac do niej jak kobieta do kobiety. Posunelam sie do tego, ze opisalam jej, jak sie sprawy maja, ze Greg chce mi odebrac dzieci. Chyba mi wspolczula, ale dala do zrozumienia, ze nie moze sobie pozwolic na filantropie. Za informacje musze zaplacic.
– Wymienila sume?
– Sto tysiecy dolarow.
Myron wstrzymal sie od gwizdniecia. Podwojne oskubanie. Albo Liz Gorman zamierzala ciagnac pieniadze od obojga i doic ich tak dlugo, jak sie da, albo walnac ich po kieszeni raz a dobrze, przewidujac, ze znow bedzie musiala sie ukryc. Tak czy siak, z jej punktu widzenia nalezalo wycisnac dolary od wszystkich zainteresowanych – Grega, Clipa i Emily. Wziac forse za milczenie. Wziac forse za mowienie. Szantazysci sa tak lojalni jak politycy w roku wyborow.
– Wiesz, czym szantazowala Grega? – spytal.
– Nie powiedziala.
– Ale bylas gotowa zaplacic jej sto tysiecy.
– Tak.
– Nawet nie wiedzac za co?
– Tak.
– Skad wiedzialas, ze nie masz do czynienia z wariatka? – Wzmocnil to pytanie gestem.
– Szczerze? Nie wiedzialam. Ale grozilo mi, ze utrace dzieci! Bylam w desperacji.
Pomyslal, ze Liz Gorman wykorzystala jej desperacje do maksimum.
– I nadal nie wiesz, czym go szantazowala?
– Nie.
– Moglo chodzic o hazard Grega?
Jej oczy sie zwezily.
– W czym rzecz? – spytala zdezorientowana.
– Wiedzialas, ze Greg uprawial hazard?
– Jasne. I co z tego?
– Wiedzialas, jak wysoko gral?
– Nie bardzo. Raz na jakis czas jezdzil do Atlantic City. Obstawial za piecdziesiat dolarow zaklady futbolowe.
– Tak myslalas?
Powiodla oczami po jego twarzy, probujac odgadnac, co mysli.
– Co chcesz przez to powiedziec? – spytala.
Myron spojrzal przez okno. Basen wciaz byl zakryty, ale gromada drozdow powrocila z pielgrzymki na poludnie. Z tuzin ptakow, z opuszczonymi glowami i skrzydlami chodzacymi wesolo jak psie ogony, obsiadlo karmnik.
– Greg jest nalogowym hazardzista. W ciagu lat przegral miliony. Felder nie sprzeniewierzyl pieniedzy. Greg je przegral.
– Niemozliwe. – Emily pokrecila glowa. – Zylam z nim blisko dziewiec lat. Cos bym zauwazyla.
– Hazardzisci umieja sie kryc z nalogiem. Klamia, oszukuja, kradna… robia wszystko, byleby grac dalej. Sa uzaleznieni.
Oczy jej rozblysly.
– I tym szantazowala go ta kobieta? Ze jest hazardzista?
– Chyba tak – powiedzial Myron. – Nie jestem pewien.
– Ale hazardowal sie na pewno? Dopoki nie stracil pieniedzy?
– Tak.
Na twarzy Emily zaplonela nadzieja.
– W takim razie zaden sedzia nie odda mu pod opieke dzieci – ucieszyla sie. – Wygram!
– Predzej odda je hazardziscie niz morderczyni – zgasil ja Myron – czy kobiecie, ktora podrzuca falszywe dowody.
– Juz mowilam, ze ten dowod jest prawdziwy.
– To ty tak twierdzisz. Ale wrocmy do szantazystki. Zazadala od ciebie stu tysiecy.
Emily znow zajela sie zaparzarka.
– Tak.
– Jak mialas jej zaplacic?
– Kazala mi czekac w sobote wieczorem przy automacie przed supermarketem Grand Union. Mialam sie tam stawic o polnocy, z gotowka. Zadzwonila punktualnie o dwunastej i podala adres na Sto Jedenastej Ulicy. Polecila przyjechac o drugiej.
– I pojechalas o drugiej w nocy na Sto Jedenasta ze stoma tysiacami dolarow? – spytal, starajac sie ukryc niedowierzanie w glosie.
– Zebralam tylko szescdziesiat tysiecy.
– Wiedziala o tym?
– Nie. Wiem, ze wyglada to bardzo glupio, ale zrozum, bylam zdesperowana. Gotowa na wszystko.
Myron zrozumial. Widzial z bliska, do czego zdolne sa matki. Kazda milosc wypacza, a milosc matczyna