jeszcze wyzej? Przede wszystkim uzbroic sie w cierpliwosc. To zas oznaczalo pozostanie w ukryciu. Po drugie, nie mogl go pan wydac osobiscie. Musial go pan wystawic.

– Wystawic wlasnego ojca?

– Tak. Podsunac federalnym trop. Jakis drobiazg. Cos, co ich do niego doprowadzi. Cos, czym bedzie pan mogl manipulowac do woli. Wzorem ojca, przywlaszczyl pan sobie cudza tozsamosc. Co wiecej, zatrudnil sie pan w jego dawnym miejscu pracy, gdzie mogli z nim pana skojarzyc dzieki przebraniu. Kto wie, czy przy okazji nie wciagnal pan w te gre jego wrogow Leksow.

– O czym pan, do diabla, mowi?!

– Wie pan, co mi dalo do myslenia? Panski ojciec zawsze dzialal bardzo ostroznie. A tu raptem pozostawia w szafce w pracy obciazajace dowody. Przed porwaniem wypozycza na karte kredytowa furgonetke i zostawia w niej czerwony but. Brak w tym sensu. Chyba ze ktos go wrabia.

Niedowierzanie na twarzy Gibbsa wypadlo prawie autentycznie.

– Mysli pan, ze to ja zabilem tych ludzi?

– Nie. Zabil ich panski ojciec.

– Wiec co…

– To pan jest Dennisem Leksem.

Stan probowal zrobic Zdumiona mine, ale mu nie wyszlo.

– To pan porwal Jeremy’ego Downinga. Zadzwonil do mnie i podszyl sie pod zabojce Siej Ziarno.

– A to w jakim celu?

– Zeby doprowadzic do bohaterskiego finalu: aresztowania ojca i odzyskania dobrego imienia.

– W jaki sposob, dzwoniac do pana…

– Chcial mnie pan zaintrygowac. Pewnie dowiedzial sie pan, czym sie zajmowalem w przeszlosci. Byl pan pewien, ze podejme sledztwo. Potrzebny byl panu jelen i swiadek. Ktos spoza policji. W roli jelenia wystapilem ja.

– Dyzurnego jelenia – wtracil Win.

Myron spojrzal na niego z wyrzutem. Win wzruszyl ramionami.

– To niedorzeczne!

– Alez skad, ma sens. Dostarcza odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Dlaczego porywacz wybral Jeremy’ego? Poniewaz gdy od pana wyszedlem, pojechal pan za mna i zobaczyl, ze zwijaja mnie federalni. Dlatego wiedzial pan, ze z nimi rozmawialem. Sledzil pan mnie az do domu Emily. Najmarniejszy pismak domyslilby sie, ze chory chlopiec, o ktorym panu wspomnialem, to jej syn. Jego choroba nie byla tajemnica. Sam wiec pan widzi, ze porwanie Jeremy’ego nie bylo przypadkiem.

Gibbs splotl rece na piersi.

– Niczego nie widze – odparl.

– Wyjasnia to rowniez inne zagadki. Na przyklad, dlaczego porywacz wystapil w przebraniu i zawiazal Jeremy’emu oczy? Nie mogl pan dopuscic, zeby chlopiec pana rozpoznal. Dlaczego porywacz nie zabil go od razu, jak poprzednie ofiary? Z tego samego powodu, dla ktorego wlozyl pan przebranie. Nie zamierzal pan go zabic. Jeremy musial wyjsc z porwania bez szwanku. W przeciwnym razie nie zostalby pan bohaterem. Dlaczego porywacz nie zazadal tym razem, by nie zawiadamiac policji? Poniewaz chcial, zeby wkroczyli federalni. Potrzebowal ich pan na swiadkow swojego heroizmu. Bez nich nic by z tego nie wyszlo. Dala mi tez do myslenia obecnosc mediow w Bernardsville, przy letnim domku. To rowniez panska robota. Anonimowy cynk, jak sadze. Po to, zeby kamery utrwalily panski bohaterski wyczyn: obalenie ojca na ziemie, dramatyczne uwolnienie Jeremy’ego Downinga. Wspaniale widowisko. Dobrze zna pan potege uchwyconych na zywo obrazow, ktore oglada caly swiat.

– Skonczyl pan? – spytal po chwili Gibbs.

– Jeszcze nie. Niestety, przesadzil pan ze sladami. Na przyklad, z tym czerwonym butem w furgonetce. Za dobrze to do siebie pasowalo, za gruba nicia bylo szyte. Wlasnie wtedy zaswitalo mi w glowie, ze zrobil pan ze mnie frajera. Gral pan na mnie jak na stradivariusie. Ale gdybym sie nie napatoczyl, porwalby pan kogo innego. W bambuko robil pan glownie FBI. Koncertowo! Nie przypadkiem jedyne zdjecie w domu, na ktorym pana ojciec stoi przy posagu Diany, ustawil pan frontem do okna. Wiedzial pan, ze federalni pana sledza. Podsunal im pan wiec pod nos prawde o Dennisie Leksie w nadziei, ze pojada do domu opieki w Pine Woods i dodadza dwa do dwoch. A gdyby nie zalapali, to po aresztowaniu i tak dopialby pan jakos swego. W krytycznej chwili, gdy byl pan juz gotow dac ciala i zdradzic ojca, pojawilem sie ja, dyzurny jelen, ktory odkryl prawde o domu opieki. Na pewno pan sie uradowal.

– Bzdury!

– Ktore wyjasniaja wszystkie watpliwosci.

– Co nie znaczy, ze tak bylo.

– W pracy korzystal pan z adresu Davisa Taylora. Czyli adresu panskiego ojca w Waterbury. Dzieki temu moglismy dotrzec do Nathana Mostoniego. Kto moglby tego dokonac, jak nie pan?

– Moj ojciec!

– W jakim celu? Po co mialby zmieniac tozsamosc? Gdyby potrzebowal nowej, pozbylby sie starej. A przynajmniej zmienilby adres. Tylko pan mogl to zaaranzowac, Stan. Bez problemu podlaczyc dodatkowa linie telefoniczna. Panski ojciec byl bardzo chory. W najlepszym razie, otepialy. Porwal pan Jeremy’ego, a potem kazal przyjechac ojcu do domu w Bernardsville. Ojciec spelnil polecenie. Z milosci do pana, demencji? Nie wiem. Wiedzial pan, ze tak sie uzbroi? Watpie. Gdyby Greg zginal, wygladalby pan nieco gorzej. Nie mam jednak pewnosci, jak bylo. Moze dzieki temu, ze zaczal strzelac, wypadl pan bardziej bohatersko. Mysl egoistycznie. Oto dewiza.

Stan Gibbs pokrecil glowa.

– „Pozegnaj sie z tym chlopcem” – zacytowal Myron.

– Slucham?

– Z chlopcem! Tak powiedzial mi przez telefon zabojca Siej Ziarno. Kiedy do mnie zadzwonil, popelnilem blad. Powiedzialem mu, ze pewien chlopiec potrzebuje pomocy. Od tej chwili w rozmowach z Susan Lex, z panem uzywalem juz tylko slowa „dziecko”. Mowilem, ze przeszczepu wymaga trzynastoletnie dziecko.

– No i?

– Wtedy wieczorem w samochodzie spytal mnie pan, do czego zmierzam, jaki mam w tym interes. Pamieta pan?

– Tak.

– Odparlem, ze juz powiedzialem.

– Owszem.

– Spytal pan: „O chlopcu, ktory potrzebuje szpiku?”. „O chlopcu”! Skad pan wiedzial, ze chodzi o chlopca?

Win obrocil sie w strone Gibbsa. Gibbs spojrzal mu w twarz.

– I to ma byc dowod winy? – spytal. – Jak w kryminale z Perrym Masonem? A jesli sie pan pomylil? Albo przeslyszal? Jezeli wywnioskowalem, ze chodzi o chlopca? To zaden dowod.

– Rzeczywiscie, to nie dowod. Ale dalo mi to do myslenia.

– Mysli to nie dowody.

– Jejku! „Mysli to nie dowody” – wtracil Win. – Musze to sobie zapisac.

– Dowod jednak istnieje – dodal Myron. – Dowod niezbity.

– Niemozliwe. – Gibbsowi zadrzal glos. – Jaki?

– Za chwile do tego dojde. Najpierw chcialbym nieco zlagodzic moje oburzenie.

– Nie rozumiem.

– W sumie oczywiscie postapil pan podle. Ale na swoj sposob niemal etycznie. Czesto rozmawiamy z Winem o celach uswiecajacych srodki. Powie pan, ze tak bylo w tym przypadku. Ze probowal pan wydac ojca policji, zanim znowu kogos porwie. Ze zrobil pan wszystko, aby nie skrzywdzil nikogo wiecej. Ze Jeremy’emu nic nie grozilo. Ze nie mogl pan przewidziec postrzelenia Grega. Owszem, wystraszyl pan chlopca, i co z tego. Przeciez to pestka w porownaniu z morderstwami i zlem, ktorych mogl sie dopuscic panski ojciec. Tak wiec zrobil pan cos dobrego. Cele byc moze uswiecaja srodki. Gdyby nie jedno.

Stan Gibbs nie chwycil przynety.

– Przeszczep szpiku kostnego. Bez niego Jeremy umrze. Wie pan o tym. Wie pan rowniez, ze to panski szpik,

Вы читаете Najczarniejszy strach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату