– Niestety, koniec z gra w kosza – powiedzial.

– Jakos to przezyjesz.

– To takie latwe?

– A kto mowi, ze latwe.

– No, tak.

– W zyciu sa rzeczy wazniejsze od koszykowki. Choc czasem o tym zapominam.

Greg znow skinal glowa i opuscil ja.

– Slyszalem, ze znalazles dawce – powiedzial. – Nie wiem, jak ci sie udalo.

– Niewazne.

Greg podniosl wzrok.

– Dziekuje.

Myron, nie bardzo wiedzac, co powiedziec, milczal. I wtedy Greg zaszokowal go pytaniem:

– Wiesz o wszystkim, prawda?

Myronowi zamarlo serce.

– Dlatego pomogles – dodal Greg bezbarwnym glosem. – Emily powiedziala ci prawde.

Myron poczul, jak sciska go w gardle. W glowie mu szumialo.

– Zbadales krew? – spytal Greg.

Myron zdolal skinac glowa. Greg zamknal oczy. Myron przelknal sline.

– Od dawna…? – zaczal.

– Nie jestem pewien. Ale chyba od razu – odparl Greg.

On wie! Slowa te spadly na Myrona jak krople deszczu i splynely po nim, nie przenikajac do wnetrza. Zawsze wiedzial…

– Przez jakis czas oszukiwalem sie, wmawialem sobie, ze to nieprawda – ciagnal Greg. – Zadziwiajace, do czego zdolny jest umysl. Ale kiedy Jeremy mial szesc lat, wycieto mu wyrostek. Zobaczylem wtedy na jego karcie grupe krwi. I potwierdzilo sie to, o czym wiedzialem od poczatku.

Myron nie umial nic na to powiedziec. Prawda zwalila sie na niego i zmiotla dlugie miesiace blokowania uczuc niczym stos dzieciecych zabawek. Istotnie zadziwiajace, do czego zdolny byl umysl. Spojrzal na Grega i po raz pierwszy zobaczyl go we wlasciwym swietle. To wszystko zmienialo. Jeszcze raz pomyslal o ojcach. O prawdziwym poswieceniu. O bohaterach.

– Jeremy to dobry dzieciak – dodal Greg.

– Wiem.

– Pamietasz mojego ojca? Gdy krzyczal przy liniach jak wariat?

– Tak.

– W koncu stalem sie taki jak on. Kropla w krople podobny do mojego starego. Mialem go we krwi. Nie znalem bardziej okrutnego drania – rzekl Greg. – Pokrewienstwo nigdy dla mnie wiele nie znaczylo – dorzucil.

Pokoj wypelnil sie dziwnym echem. Odglosy w tle scichly. Zostali sami i patrzyli na siebie z dwoch brzegow osobliwej przepasci.

Greg ruszyl do lozka.

– Zmeczylem sie, Myron – powiedzial.

– Powinnismy o tym pomowic.

– Tak. – Greg polozyl sie i troche za mocno zacisnal powieki. – Moze pozniej. W tej chwili naprawde jestem zmeczony.

Pod koniec dnia Esperanza weszla do gabinetu Myrona i powiedziala:

– Nie za bardzo znam sie na wartosciach rodzinnych ani na tym, od czego zalezy szczescie rodzinne. Nie wiem, jak nalezy wychowac dziecko, jak zapewnic, zeby bylo szczesliwe i „dobrze przystosowane”, cokolwiek to znaczy, do zycia spolecznego. Nie wiem, czy lepiej byc jedynakiem, czy miec mnostwo rodzenstwa, byc wychowanym przez oboje rodzicow czy przez jednego, a moze przez pare gejow, lesbijek albo otylego albinosa. Ale wiem jedno.

Myron wpatrzyl sie w nia i czekal.

– W zyciu nie skrzywdzilbys dziecka.

Wstala i pojechala do domu.

Kiedy Myron i Win zatrzymali sie na podjezdzie, Stan Gibbs bawil sie wlasnie na podworku z synkami. Jego zona – Myron domyslal sie, ze to zona – przygladala im sie z lezaka. Jeden chlopczyk dosiadal ojca jak konia, drugi pokladal sie ze smiechu na trawie.

Win zmarszczyl brwi.

– Sielanka jak z obrazka Rockwella – powiedzial.

Wysiedli z samochodu. Kon Stan podniosl wzrok. Na ich widok jego usmiech zwiadl co nieco na brzegach. Gibbs zdjal synka z plecow i powiedzial do niego cos, czego Myron nie doslyszal. „Oooch, tato” – westchnal chlopczyk. Gibbs zerwal sie na nogi i zmierzwil mu czupryne. Win znowu zmarszczyl brwi. Stan podbiegl do nich, a jego usmiech zanikl jak koniec piosenki.

– Co panowie tu robia? – spytal.

– Wrocilismy do zony? – spytal Win.

– Probujemy.

– Wzruszajace.

– O co chodzi?

– Niech pan powie dzieciom, zeby weszly do domu – odparl Myron.

– Slucham?

Na podjezdzie zatrzymal sie drugi woz, prowadzony przez Ricka Pecka. Obok niego siedziala Kimberly Green. Gibbs pobladl. Spojrzal na Myrona.

– Zawarlismy umowe! – powiedzial.

– Powiedzialem, ze po odkryciu tej powiesci mial pan dwa wyjscia. Pamieta pan?

– Nie jestem w nastroju…

– Uciec albo wyznac prawde.

Maska spokoju Gibbsa opadla i po raz pierwszy Myron zobaczyl na jego twarzy gniew.

– Nie wspomnialem o trzecim. O wyjsciu, ktore wymienil pan, kiedy sie poznalismy. Mogl pan powiedziec oskarzycielom, ze porywacz Siej Ziarno jest nasladowca. Ze przeczytal te powiesc. Mogloby to panu pomoc. Nieco ostudzic emocje.

– Nie moglem tego zrobic.

– Bo to doprowadziloby FBI do panskiego ojca?

– Tak.

– Ale pan nie wiedzial, ze to on ja napisal. Prawda? Nie mial pojecia o jej istnieniu. Zapamietalem to z naszej pierwszej rozmowy. To samo powiedzial pan w telewizji. Stwierdzil pan, iz nie mial pojecia, ze ojciec jest jej autorem.

– Zgadza sie – potwierdzil Gibbs, znow z maska spokoju na twarzy. – Ale, czy ja wiem, moze podswiadomie cos podejrzewalem. Nie umiem tego wyjasnic.

– Dobre – powiedzial Myron.

– Diablo dobre – zawtorowal Win.

– Szkopul w tym, ze pan nie mogl sie przyznac do jej przeczytania. Bo gdyby sie pan przyznal, okazalby sie pan plagiatorem. I wszystkie wielkie plany, wszystkie zabiegi, by odzyskac dobre imie, poszlyby na marne. Bylby pan skonczony.

– Juz o tym mowilismy.

– Nie, Stan. W kazdym razie nie o tym aspekcie sprawy.

Myron wyjal torebke na dowody. Byla w niej kartka papieru.

Gibbs zacisnal szczeki.

– Wie pan, co to jest? – spytal Myron.

Gibbs nie odpowiedzial.

Вы читаете Najczarniejszy strach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату