Odpowiedz wymijajaca, niejasna, niekonkretna.

– Jakiej prawdy?

– Niech pan nie udaje glupiego! – udal oburzenie Myron. – Czyzby naprawde zamierzal pan wypisac czek na jej ulubiona organizacje charytatywna?

– Alez ja nic nie zrobilem – odparl piskliwie Gordon. – Kathy tamtej nocy uciekla. I tyle ja widzialem. Co w takiej sytuacji moglem myslec, co moglem poczac?

Z braku lepszego pomyslu Myron spojrzal na niego z niedowierzaniem. Zastosowal taktyke Jake’a: „Nic nie mow i licz na to, ze delikwent sam zalozy sobie petle na szyje”. Najlepiej sprawdzala sie ona w przypadku pragmatykow. Urodzonych z wadliwym chromosomem, ktory nie pozwalal im milczec.

– Musi zrozumiec, ze zrobilem, co moglem – ciagnal Gordon. – Zniknela. Co mialem poczac? Isc na policje? Czy tego chciala? Bylem skolowany. Myslalem o niej. Mogla zmienic zdanie. Chcialem bronic jej interesow. Pogubilem sie.

Po tym ostatnim zdaniu Myronowi latwiej bylo udawac niedowiarka. Bardzo chcial wiedziec, o czym tamten, do licha, mowi. Siedzieli, wpatrujac sie w siebie. Wtem z twarza Gordona cos sie stalo. Trudno bylo okreslic co, ale nagle przygasl. Bolesnie zmruzyl oczy. Potrzasnal glowa.

– Dosc tego – rzekl cicho.

– Czego?

Gordon zamknal ksiazeczke czekowa.

– Nie zaplace. Niech pan jej powie, ze spelnie wszystkie jej zyczenia. Popre ja, niezaleznie od tego, ile mnie to kosztowac. Za dlugo to trwa. Nie moge tak dalej zyc. Nie jestem zlym czlowiekiem. Ta dziewczyna jest chora. Potrzebuje pomocy. Chce jej pomoc.

– Na pewno?

Myron nie tego oczekiwal.

– Tak. Bardzo chce.

– Chce pan pomoc bylej kochance?

Gordon poderwal glowe.

– Co takiego?!

Myron slizgal sie na oslep po cienkim lodzie. Jego ostatnie pytanie podzialalo jak plomien z lutownicy.

– Powiedzial pan „kochance”?! Masz babo placek!

– Pana nie przyslala Kathy. Ona nie ma z panem nic wspolnego.

Myron nie odpowiedzial.

– Kim pan jest? Jak pan sie naprawde nazywa?

– Myron Bolitar.

– Jak?

– Myron Bolitar.

– Jest pan policjantem?

– Nie.

– Wiec kim?

– Menedzerem sportowym.

– Kim?!

– Reprezentuje sportowcow.

– Pan… wiec, co pan ma z tym wspolnego?

– Jestem znajomym Kathy – odparl Myron. – Probuje ja odnalezc.

– Czy ona zyje?

– Nie wiem. Ale pan, widze, tak sadzi.

Harrison Gordon wysunal dolna szuflade, wyjal papierosa i zapalil.

– Szkoda zdrowia – rzekl Myron.

– Rzucilem palenie piec lat temu. A przynajmniej wszyscy tak mysla.

– Jeszcze jedna mala tajemnica?

Gordon usmiechnal sie smutno.

– Pan przyslal mi to pismo?

– Nie.

– Wiec kto?

– Nie mam pojecia. Staram sie to ustalic. Wiem, ze je panu przyslano. Wiem rowniez, ze ukrywa pan cos w zwiazku ze zniknieciem Kathy.

Gordon zaciagnal sie gleboko i wydmuchal dym.

– Moge zaprzeczyc. Moge zaprzeczyc wszystkiemu, co tu dzis powiedzialem.

– Moze pan. Mam jednak to pisemko. I nie musze klamac. A ponadto znam szeryfa Jake’a Courtera. Niemniej ma pan racje, ostatecznie moje slowo bedzie przeciwko panskiemu.

Dziekan Gordon zdjal okulary i potarl oczy.

– Nie, nie dojdzie do tego – rzekl wolno. – Mowi powaznie. Pragne jej pomoc. Musze jej pomoc!

Myron nie wiedzial, co myslec. Wydawalo sie, ze ten czlowiek autentycznie cierpi, ale w swoim zyciu ogladal juz takie wystepy, ze schowalby sie Laurence Olivier. Czy Gordon naprawde poczuwal sie do winy? Czy za tym naglym katharsis staly wyrzuty sumienia, czy moze instynkt samozachowawczy? Nie byl tego pewien. Zreszta nie dbal o to, zalezalo mu jedynie na poznaniu prawdy.

– Kiedy po raz ostatni widzial pan Kathy? – spytal.

– Tej nocy, kiedy zniknela.

– Przyszla do pana domu?

Gordon skinal glowa.

– Bylo pozno. Okolo jedenastej, wpol do dwunastej. Siedzialem w gabinecie. Zona lezala juz w lozku na pietrze. Zadzwoniono do drzwi. Kilka razy, natarczywie. Dzwonki przeplataly sie z waleniem. To byla Kathy.

Mowil to takim glosem, jakby po raz kolejny czytal dziecku dobrze znana bajke.

– Plakala, a wlasciwie lkala bez opamietania. Tak silnie, ze nie byla w stanie mowic. Wprowadzilem ja do gabinetu. Nalalem jej brandy i otulilem welnianym kocem. Wydala sie… – urwal, szukajac slow -…taka mala. Bezradna. Usiadlem naprzeciwko i wzialem ja za reke. Wyrwala ja. I wtedy przestala plakac. Nie stopniowo, ale od razu, jak za nacisnieciem guzika. Zamilkla. Na jej twarzy nie bylo nic, zadnych uczuc. A potem zaczela mowic.

Gordon siegnal do szuflady po nastepnego papierosa i wlozyl go do ust. Zapalka zapalila sie za czwartym razem.

– Glos miala zadziwiajaco spokojny. Nie chwial sie i nie lamal. Niesamowite, zwazywszy histerie sprzed paru chwil. To, co mowila, klocilo sie jednak z jej opanowaniem. Opowiedziala mi historie… – Znow zamilkl, krecac glowa. – Lagodnie mowiac, zaskakujace. Znalem Kathy od blisko roku. Uwazalem ja za zyczliwa, mila, przyzwoita dziewczyne. Nie oceniam jej moralnosci. W moim mniemaniu byla osoba staroswiecka. A tu raptem przychodzi do mnie i opowiada historie, od ktorych zaplonilby sie marynarz. Zaczela od tego, ze dawniej byla taka, za jaka ja mialem. Porzadna, dobrze wychowana dziewczyna. Lubiana przez wszystkich. Ale sie zmienila. W „puszczajaca sie na prawo i lewo zdzire”, jak sama okreslila. Zaczela od chlopcow z liceum. Szybko jednak przerzucila sie na grubsza zwierzyne. Doroslych, nauczycieli, znajomych rodzicow. Spolkowala z Murzynami, z kobietami, we troje, a nawet uczestniczyla w orgiach. Ze wszystkimi przygodnymi znajomymi robila sobie zdjecia. Dla potomnosci, jak oswiadczyla mi szyderczo.

– Wymienila jakies nazwiska? Nauczycieli, doroslych, kogokolwiek?

– Nie. Zadnych nazwisk. Dziekan zamilkl, wyczerpany.

– A co zdarzylo sie potem? – zagadnal Myron.

Harrison Gordon podniosl glowe tak wolno, jakby kosztowalo go to mnostwo wysilku.

– Jej zycie zmienilo sie na lepsze. Uswiadomila sobie, ze postepuje glupio i zle. Zaczela pracowac nad swoimi problemami. Wlasnie wtedy spotkala Christiana i sie zakochala. Pragnela odciac sie od przeszlosci, ale nie bylo to latwe. Przeszlosc nie chciala odejsc. Kathy naprawde bardzo sie starala, a potem…

Gordon urwal.

– Potem co? – ponaglil Myron.

– Spojrzala na mnie – nigdy nie zapomne jej wzroku – i powiedziala: „Dzis wieczorem mnie zgwalcili”. Nagle.

Вы читаете Bez Skrupulow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×