Ni z tego, ni z owego. Oczywiscie, zamurowalo mnie. Bylo ich szesciu albo siedmiu, nie byla pewna. Zbiorowy gwalt w szatni. Spytalem ja kiedy. Odparla, ze przed niespelna godzina. Poszla do szatni futbolistow, zeby sie z kims spotkac. Powiedziala, ze z szantazysta. Bylym… kochasiem, ktory zagrozil, ze ujawni jej przeszlosc. Miala zaplacic mu za milczenie.
Gruba wyplata w gotowce z konta powierniczego, pomyslal Myron.
– Kiedy tam weszla, okazalo sie, ze szantazysta nie jest sam. Towarzyszylo mu kilku kolegow z druzyny, w tym jej inny byly kochas. Nie uderzyli jej. Nie pobili. Nie stawiala oporu. Bylo ich za duzo i byli za silni. – Gordon zamknal oczy i znizyl glos do szeptu. – Gwalcili ja po kolei.
Zamilkl.
– Jak wspomnialem, opowiedziala mi to najzupelniej obojetnym tonem. Spojrzenie miala jasne i zdecydowane. Oswiadczyla, ze jest tylko jeden sposob na pogrzebanie przeszlosci. Raz na dobre. Ze musi jej sie przeciwstawic wprost. Wypchnac ja na slonce, zeby sczezla i skonala jak sredniowieczny wampir. Powiedziala, ze wie, co musi zrobic.
Gordon znowu zamilkl.
– Co? – spytal Myron.
– Postawic przed sadem tych, ktorzy ja zgwalcili. Spojrzec w oczy przeszlosci i zostawic ja za soba, bo w innym razie bedzie ja przesladowala do konca zycia.
– I jak pan zareagowal?
Gordon skrzywil sie. Zgasil papierosa. Zerknal do dolnej szuflady, ale nie wzial nastepnego.
– Poradzilem jej ochlonac. – Zasmial sie na to wspomnienie. – Ochlonac! Jej, tak juz wyciszonej i spokojnej, ze moglaby czytac ksiazke telefoniczna. A ja radzilem jej ochlonac! Chryste Panie!
– A poza tym?
– Powiedzialem, ze nadal jest w szoku. Mowilem serio. Poradzilem, zeby zamiast dzialac pochopnie, co z pewnoscia zaciazy na calym jej zyciu, najpierw wszystko sobie przemyslala, rozwazyla wszelkie opcje. Zeby sie zastanowila, co ujawnienie jej przeszlosci bedzie oznaczac dla rodziny, przyjaciol, narzeczonego i dla niej samej.
– Innymi slowy, probowal ja pan odwiesc od wniesienia oskarzenia.
– Byc moze. Nie zdradzilem jej jednak, co naprawde mysle. Parajaca sie pornografia i wyuzdanym seksem, „puszczajaca sie na prawo i lewo zdzira”, zamierzala oskarzyc o gwalt grupe studentow, w tym dwoch, z ktorymi laczyly ja kiedys bliskie zwiazki. Chcialem, zeby zamiast dzialac pod wplywem chwili, dokladnie wszystko rozwazyla.
– Niech pan tak siebie nie rozgrzesza. Nic pana nie obchodzila. Przyszla do pana po pomoc, a pan myslal o wszystkim tylko nie o niej. O swojej szacownej uczelni. O skandalu. O druzynie futbolowej w przededniu zdobycia mistrzostwa kraju. O wlasnej karierze, o tym, co bedzie, kiedy wyjdzie na jaw, ze pracowala dla pana i ze pozna noca szukala u pana pociechy. Powiazano by pana ze sprawa. Przyjrzano sie blizej panskiemu zyciu i byc moze odkryto wasz niecodzienny uklad malzenski. Gordon wyprostowal sie nagle jak po sojce w bok.
– Jaki uklad malzenski? – spytal.
– Mowi panu cos wyrazenie „raz na dwa miesiace”?
Harrison Gordon wybaluszyl oczy.
– Jak…? – urwal i niemal sie usmiechnal. – Jest pan swietnie zorientowany, mlody czlowieku.
– Wszechwiedzacy – sprostowal Myron. – Jak Bog.
– Na temat mojego malzenstwa nic nie powiem, ale sklamalbym, zaprzeczajac, ze nie kierowalem sie samolubnymi wzgledami, ktore pan wymienil. Niemniej martwilem sie tez o Kathy. Taki blad…
– Gwalt, panie dziekanie. Nie blad. Kathy zgwalcono. Ona nie popelnila „bledu”. Nie padla ofiara wlasnej nierozwagi. Osaczona w szatni przez bande futbolistow, zostala przez nich wykorzystana po kolei wbrew swej woli.
– Upraszcza pan sytuacje.
– To pan ja upraszcza. Dla pana Kathy nic nie znaczy.
– Nieprawda.
Myron pokrecil glowa. Nie bylo czasu na moraly.
– Co sie stalo, gdy udzielil pan jej swojej swiatlej rady? – spytal.
Gordonowi nie udalo sie wzruszyc ramionami.
– Spojrzala na mnie dziwnie, jakbym ja zdradzil, a ja przeciez tylko staralem sie pomoc. A moze dostrzegla w moich slowach to samo, co pan. Nie wiem. Wstala, obiecala wrocic rano, zeby wniesc oskarzenia, i wyszla. Nie mialem o niej zadnych wiesci, az do nadejscia poczta tego pisemka. I telefonu kilka dni temu.
– Jakiego telefonu?
– Pare dni temu, poznym wieczorem, odebralem telefon. Zenski glos – byc moze Kathy – powiedzial: „Milej lektury. Przyjdz i wez mnie. Przezylam”.
– ”Przyjdz i wez mnie. Przezylam”?
– Cos w tym stylu.
– Co miala na mysli?
– Nie mam pojecia.
– Co pomyslal pan na wiesc o jej zniknieciu?
– Ze uciekla, nie wytrzymala. Uznalem, ze kiedy bedzie gotowa, wroci. Tak samo myslala policja, dopoki nie znaleziono majtek. Podejrzewali morderstwo. Ale ja laczylem te majtki z gwaltem, a nie ze zniknieciem Kathy. I dlatego nie zmienilem zdania, ze uciekla.
– Nie wpadlo panu do glowy, ze gwalciciele chcieli zamknac jej usta?
– Owszem, wpadlo. Ale ci chlopcy nie byliby zdolni…
– Gwalciciele! – sprostowal Myron. – Ci „chlopcy” zbiorowo zgwalcili dziewczyne, ktora nic zlego im nie zrobila! Nie pomyslal pan, ze sa zdolni do morderstwa?
– Gdyby chcieli ja zabic, toby jej nie wypuscili – odparowal Gordon. – Tak uwazalem.
– I siedzial pan cicho.
– To byl blad. Teraz to wiem. Spodziewalem sie, ze uciekla na kilka dni, zeby dojsc z soba do ladu. Po tygodniu zrozumialem, ze za pozno na sprostowania.
– Wybral pan zycie w klamstwie.
– Tak.
– W koncu byla tylko studentka. Przyszla do pana po pomoc w najtrudniejszym momencie w zyciu, a pan ja odtracil.
– Mysli pan, ze o tym nie wiem?! – krzyknal Gordon. – Nie dawalo mi to spokoju przez cale poltora roku!
– Pewnie, ludzki z pana czlowiek.
– O co panu chodzi, Bolitar?!
Myron wstal.
– Zeby pan zrezygnowal z funkcji dziekana. Bezzwlocznie.
– A jezeli odmowie?
– To sciagne pana ze stolka i bedzie to bardzo bolesne. Jutro z samego rana prosze zlozyc rezygnacje ze stanowiska.
Podpierajac palcami brode, Gordon popatrzyl na Myrona. Minely sekundy. Twarz mu sie rozluznila jak pod dotykiem masazystki. Zamknal oczy, zgarbil sie i wolno skinal glowa.
– Dobrze – powiedzial. – Dziekuje.
– To nie pokuta. Nie wykreci sie pan z tego sianem.
– Rozumiem.
– Jeszcze jedno: czy Kathy wymienila jakies nazwiska?
– Nazwiska?
– Gwalcicieli.
Gordon zawahal sie.
– Nie.
– Domysla sie pan, kim byli?
– Nie jest to poparte konkretami.
– Slucham.