– Wejdz – wybakal.

– Dzieki. – Win wreczyl mu papierowa teczke. – Pomyslalem, ze zechcesz do niej zajrzec.

Z lazienki wyszla Jessica – w ciasniej zawiazanym szlafroku. Recznikiem wycierala wlosy.

– Co sie stalo? – spytala.

– To policyjny wykaz grzechow Freda Nicklera, alias Nicka Fredericksa – wyjasnil Win.

– Lebski pseudonim – rzekl Myron.

– Lebskiego jegomoscia.

– Tego wydawcy pism pornograficznych? – upewnila sie Jessica, siadajac na lozku.

Myron skinal glowa. Zaczynajacy sie od najswiezszych dat wykaz nie byl dlugi. Zawieral wykroczenia drogowe, dwie jazdy po pijanemu, aresztowanie za oszustwo pocztowe.

– Rok tysiac dziewiecset siedemdziesiaty osmy – podpowiedzial Win.

Myron przesunal oczami w dol. 30 czerwca 1978 roku Freda Nicklera zatrzymano za naruszenie dobra dziecka. Skarge wycofano.

– I co? – spytal.

– Pan Nickler bawil sie w pornografie dziecieca – wyjasnil Win. – Byl wtedy szeregowym fotografem. Przylapano go, ze tak powiem, z reka w konfiturach. A dokladniej, na robieniu zdjec osmiolatkowi.

– Chryste Panie – jeknela Jessica.

Myron przypomnial sobie spotkanie z Nicklerem, „uczciwym biznesmenem uczciwie zarabiajacym na zycie”.

– Wlasnie.

– Dlaczego wycofano skarge? – spytala.

– I tu – Win dzgnal palcem powietrze – zaczyna byc ciekawie. Pod wieloma wzgledami to banalna historia. Fred Nickler byl tylko fotografem. Plotka. Wladze zas chcialy zlapac grubsza rybe i plotka im ja wydala. W zamian za lagodne potraktowanie.

– Calkowicie wycofaly oskarzenia? Nawet o wykroczenie?

– Tak. Zdaje sie, ze pan Nickler zgodzil sie od czasu do czasu pomagac policji.

– A jakie to ma znaczenie?

– Umowe te zawarl z policjantem prowadzacym sledztwo. – Win zerknal na Jessice. – A policjantem tym byl twoj znajomy, Paul Duncan.

38

– To on – powiedzial Win. – Pan Junior Horton.

Horty wygladal na bylego futboliste. Poteznie zbudowanymi szeroki w barach, same miesnie i zyly. Rece niczym konary drzewa. Ciuchy jak z raperskiego wideoklipu. Tradycyjna bejsbolowa koszulka Kardynalow z Saint Louis, wylozona na workowate, siegajace za kolana spodnie. Na bosych noga czarne reeboki z cholewka. Na glowie bejsbolowka chicagowskich White Sox. Ciemne okulary i tona bizuterii.

Byla dziewiata rano. Cicha Sto Trzydziesta Dziewiata Ulica na Manhattanie. Horty wlasnie dokonywal transakcji. Wiele razy siedzial w wiezieniu. Najdluzej bawil na wolnosci, kiedy gral w druzynie futbolowej Uniwersytetu Restona. Do wiezienia trafial glownie za narkotyki. Raz za napad z bronia. Dwukrotnie za gwalt. Ten dwudziestoczteroletni skonczony opryszek w zamknieciu, jak wiekszosc wiezniow, dzwigal ciezary. Cwiczyl ze sztanga. W naszych zakladach karnych najbardziej brutalni zboje nabieraja krzepy, tak zeby po wyjsciu z nich jeszcze skuteczniej okaleczac i zastraszac. Mily system.

Jessiki z nimi nie bylo. Pakowala rzeczy w biurze ojca – to znaczy, w kostnicy – szukajac dodatkowych rewelacji. My odwiodl ja od rozmowy z Paulem Duncanem do czasu, zbiora nieco wiecej informacji. Sluchala go jak zwykle nie chetnie.

Horty dokonczyl transakcje z chlopaczkiem wygladajacymi najwyzej na dwanascie lat, przybil mu piatke i ruszyl na zachod. Szedl bez walkmana, ale takim krokiem, jakby go sluchal. Caly podrygiwal. Oczy mial zaczerwienione. Co kilka krokow wciagal nosem powietrze i ocieral go wierzchem dloni.

– Na jakim paliwie jedzie, dzieci? Na koce czy coli?

– Pewnie ma grype – odparl Win.

– Aha, kolumbijke.

Cofneli sie, schodzac muz oczu. Kiedy doszedl do wylotu ulicy, Myron zastapil mu droge.

– Junior Horton?

Horton obrzucil go pogardliwym spojrzeniem dziecka ulicy.

– A kto sie, kurwa, pyta? – odparl.

– Gites odzywka.

– Zejdz mi z drogi, bo ci skopie dupe. Obu skopie dupe – dodal Horty, spostrzegajac Wina.

– Dupy – poprawil go Win. – Jedna dupa. Dwie dupy. Liczba mnoga.

– Kurwa jego…

– Chcemy z toba pogadac.

– Pierdol sie, frajerze!

– Trafil nam sie kosior – rzekl Myron do Wina.

– Widze – odparl Win. – Zaraz sie zsikam.

Horty przystapil do niego. Byl co najmniej pietnascie centymetrow wyzszy i trzydziesci kilo ciezszy. Uznal pewnie, ze zastraszenie takiego kurdupla to madre zagranie.

– Rozjebie cie w drobny mak – zagrozil.

Myron stlumil usmiech.

– Przeklniesz jeszcze raz, to bede zmuszony cie uciszyc – ostrzegl tonem belfra Win.

– Ty?! – Horty zasmial sie serdecznie, zgial i pochylil tak nisko, ze nosem prawie dotknal jego nosa. – Taki wymuskany bialy wypierdek ma mi zamknac twarz?! Kurwa two…

Prawie niewidocznym ruchem Win otwarta dlonia uderzyl go w splot sloneczny i w ulamku sekundy cofnal reke. Horty zatoczyl sie do tylu, lapiac oddech i nie mogac wtloczyc powietrza do pluc.

– Powiedzialem: nie przeklinaj.

Pol minuty pozniej Junior Horton doszedl do siebie i od nowa zaczal trzaskac dziobem.

– Pieprzony skurwielu! – zaklal, wstajac.

Kiedy rzucil sie na Wina z wyciagnietymi rekami, jak obronca szarzujacy na napastnika, ten odstapil w bok i zamaszystym, szybkim jak blyskawica kopniakiem znow trafil go w splot. Horty zgial sie i upadl. Widac bylo, ze jest zly, zaskoczony i, naturalnie, zmieszany. Rozejrzal sie dookola, czy nikt nie patrzy. Badz co badz, manto spuszczal mu mikry bialas.

– W ciele jest dwiescie szesc kosci – oznajmil spokojnie Win. – Nastepnym razem jedna ci zlamie.

Horty go nie sluchal. Wybaluszal oczy, twarz wykrzywiala mu wscieklosc, a z rozsadkiem byl calkiem na bakier. Wstal chwiejnie z chodnika, jakby oberwal mocniej, niz udawal. Liczyl, ze zaskoczy Wina. Gdy znalazl sie blisko niego, zaatakowal.

Albo faktycznie nawalil sie koka, albo byl strasznie glupi. Prawdopodobnie jedno i drugie.

Win odchylil sie i kopnal go z boku w golen. Trzasnelo jak nadepnieta sucha galazka. Horty krzyknal i upadl. Win uniosl noge, by poprawic z gory, ale Myron powstrzymal go, krecac glowa.

– Zostalo ci dwiescie piec – rzekl Win i wolno opuscil stope.

– Zlamales mi noge, kur… – Horty urwal, trzymajac sie za podudzie i tarzajac. – Zlamales mi noge!

– Prawy piszczel.

– Coscie, ku… coscie za jedni?

– Zadamy ci kilka pytan – odparl Myron – a ty na nie odpowiesz.

– Moja noga, czlowieku! Potrzebuje lekarza!

– Kiedy skonczymy.

– Pracuje dla Terrella. Ten rewir mam od niego. Jak macie jakies waty, to gadajcie z nim.

– Mamy do ciebie inny romans.

– Czlowieku, zlituj sie! Moja noga!

Вы читаете Bez Skrupulow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату