– To ty wyrzuciles jej majtki?
– Nie. Majtki mial inny chlopak. Chcial zachowac je na pamiatke. Kiedy uslyszal, ze zginela, skrewil i je wyrzucil.
– Kto to byl?
– Nie jestem kapusiem.
– No, to bedziesz – rzekl Win i postawil noge na jego zlamanej goleni.
To wystarczylo.
– Dobra, dobra. Jak mowilem, bylo nas szesciu. Trzech ziomali, dwoch bialasow i jeden zoltek.
Rowne prawa dla gwalcicieli wszystkich ras!
– Jednym byl kopacz, Tommy Wu. A poza tym ja, Ed Woods, Bobby Taylor i Willie.
– To pieciu.
Horty zawahal sie.
– Daj zyc, czlowieku. Ten szosty wyrzucil majtki, ale to przyjaciel. Nadal wspomaga mnie kasa, kiedy jestem splukany. Zrobil kariere.
– Jaka kariere?
– Gra zawodowo i tak dalej. Nie podam ci nazwiska. Win lekko nacisnal jego noge. Horty podskoczyl.
– To Ricky Lane – powiedzial. Myron zamarl.
– Napastnik Jetsow?
Glupie pytanie. Ilu grajacych w zawodowej lidze Rickych Lane’ow studiowalo na Uniwersytecie Restona?
– Tak. Czlowieku, nic wiecej nie wiem.
– Masz do niego jeszcze jakies pytania? – spytal Win Myrona.
Myron potrzasnal glowa.
– To odejdz.
Myron sie nie ruszyl.
– Powiedzialem: odejdz.
– Nie.
– Slyszales, co powiedzial. Nie wsadzisz go do pudla. Sprzedaje dzieciom narkotyki, gwalci niewinne kobiety, szantazuje, kradnie i smieje sie z tego.
– O co, kurwa, biega?!
Horty usiadl prosto.
– Odejdz – powtorzyl Win.
Myron sie zawahal.
– Czlowieku, powiedzialem wszystko, co wiem.
Do glosu Horty’ego wkradlo sie drzenie. Myron nie ruszyl sie z miejsca.
– Nie zostawiaj mnie z tym pojebem! – krzyknal Horty.
– Odejdz – powtorzyl Win.
– Nie. – Myron potrzasnal glowa. – Zostane.
Win przyjrzal mu sie uwaznie, skinal glowa i podszedl do Horty’ego, ktory probowal odpelznac, ale nie odpelzl daleko.
– Tylko go nie zabij – przestrzegl Myron.
Win skinal glowa. Zabral sie do dziela z precyzja chirurga Z kamienna twarza. Jesli slyszal krzyki Horty’ego, nie dal tego po sobie poznac.
Niebawem Myron kazal mu przestac. Win niechetnie odstapil od ofiary.
Odeszli.
39
Ricky Lane mieszkal w osiedlu domow w New Jersey podobnym do tego, w ktorym zamieszkal Christian. Win zaczekal w samochodzie. Podchodzac do frontowych drzwi, Myron bardziej poczul, niz uslyszal basy aparatury stereo. Ricky otworzyl mu dopiero po trzech dzwonkach i kilkakrotnym pukaniu.
– Czesc, Myron – powiedzial.
Mial na sobie rozpieta jedwabna koszule – trudno powiedziec, ostatni krzyk mody czy gore od pizamy – ktora odslaniala jego muskularne cialo, zwiazane tasiemka spodnie, a na nogach klapki. Moze stroj ten sluzyl mu do spania. Moze w nim wypoczywal. A moze szykowal sie do odegrania epizodu w
– Musimy porozmawiac – powiedzial Myron.
– Wejdz.
Ogluszajaca muzyka byla tak potworna, ze w porownaniu z nia zespol Wymaz z Szyjki brzmial lagodnie jak Brahms. Salon byl w gladkim nowoczesnym stylu. Mnostwo wlokna szklanego, czerni i bieli. Mnostwo oblych krawedzi. Aparatura stereo na cala sciane – z korektorem blyskajacym swiatlami jak urzadzenie na statku kosmicznym w serialu
Ricky wylaczyl stereo. Zapadla nagla cisza. Myronowi przestaly wibrowac pluca.
– Co sie stalo? – spytal Ricky, ze zdziwieniem w oczach chwytajac w locie szklany sloik.
– Nalej do niego – powiedzial Myron.
– Co?
– Chce, zebys do niego nasikal.
Ricky spojrzal na sloik, a potem na Myrona.
– Nie rozumiem – powiedzial.
– Rozrosles sie. Bierzesz sterydy.
– Cos ty, czlowieku. Nie ja.
– No, to daj mi probke moczu. Zbadaja go w laboratorium.
Ricky wpatrzyl sie w sloik. Nic nie powiedzial.
– No, Ricky. Nie mam calego dnia.
– Jestes moim agentem, Myron, a nie moja matka.
– Owszem. Bierzesz sterydy?
– Nie twoj interes.
– Rozumiem, ze potwierdzasz.
– Rozum to, jak chcesz.
– Kupiles je od Horty’ego? A moze po studiach znalazles innego dostawce?
Zapadla cisza.
– Zwalniam cie, Myron – powiedzial Ricky.
– Jestem zdruzgotany. A teraz opowiedz mi o zgwalceniu Kathy Culver.
Ricky milczal. Z calych sil staral sie zachowac luz, ale jezyk jego ciala mowil co innego.
– Wiem wszystko – ciagnal Myron. – Od twojego kumpla Horty’ego. Nawiasem mowiac, mily gosc. Do rany przyloz.
Ricky cofnal sie. Postawil sloik na lsniacym szescianie, zapewne stole, i sie odwrocil.
– Ja jej nie tknalem – powiedzial ledwo doslyszalnym glosem.
– Trujesz. W szesciu dopadliscie ja w szatni futbolistow i po kolei zgwalciliscie.
– Nie. To nie bylo tak.
Myron czekal. Wciaz zwrocony plecami do niego, Ricky zapial koszule, wyjal z odtwarzacza plyte i schowal do pudelka.
– Owszem, bylem tam – odezwal sie cicho. – W tej szatni. Nawalony. Wszyscy bylismy nawaleni jak swinie. Horty wlasnie dostal nowy towar i…
Reszte zdania dopowiedzial wzruszeniem ramion.
– Zaczelo sie od zakladu. Bylismy pewni, ze do niczego nie dojdzie. Myslelismy, ze sie do tego nie posuniemy. Czekalismy, az ktorys z nas go odwola.
Ricky zamilkl.