– Do czego zmierzasz, Jess? – spytal.
– Nie widzisz nic dziwnego w tym morderstwie? Nie dostrzegasz zadnego zwiazku pomiedzy nim a zniknieciem Kathy?
Paul cofnal sie o krok, jakby jej slowa lekko go odepchnely.
– Zwiazku? Twoja siostra zniknela z kampusu. Twojego ojca jakis bandzior zabil poltora roku pozniej. Gdzie tutaj widzisz zwiazek?
– Naprawde uwazasz, ze nic nie laczy tych spraw? Ze pioruny przypadkiem trafily dwa razy w to samo miejsce?
Paul wsunal rece do kieszeni.
– Jesli pytasz, czy, moim zdaniem, twoja rodzine spotkaly dwie straszne, ale oddzielne tragedie, to odpowiem, ze tak. Nic w tym nadzwyczajnego, Jess. Zycie rzadko jest sprawiedliwe. Bog nie rozdziela nieszczesc rowno. Niektore rodziny przechodza przez zycie niedrasniete. A inne obrywaja w dwojnasob. Tak jak twoja.
– Zatem to zly los. To chcesz mi powiedziec? Przeznaczenie.
Paul Duncan uniosl rece.
– Przeznaczenie, pioruny trafiajace w to samo miejsce – to twoje slowa. Jestes pisarka. Ja natomiast nazywam to tragedia. Tragicznym, nieco dziwacznym zbiegiem okolicznosci. Widzialem o wiele dziwniejsze przypadki. Twoj tata rowniez.
W tym momencie otworzyly sie drzwi i stanela w nich matka Jessiki.
– Co sie dzieje? – spytala.
– Nic, nic, Carol. Rozmawiamy sobie.
– Jessica?
Carol przyjrzala sie corce, wpatrujacej sie badawczo w Paula.
– Rozmawiamy, mamo.
Jessica weszla do domu. Obserwujacy ja Paul Duncan odetchnal. Podejrzewal, ze moze z nia byc problem. Nigdy nie akceptowala latwych rozwiazan, nawet jesli odpowiedz byla prosta. Wprawdzie liczyl sie z klopotami z jej strony, ale mial nadzieje, ze mu ich nie sprawi.
Teraz nie bardzo wiedzial, co robic.
Polnoc.
O dziesiatej Christian Steele wsunal sie pod koc, przez dziesiec minut czytal, a potem zgasil swiatlo. Lezal bez ruchu na wznak w ciemnosciach i wpatrywal sie w sufit bez zludzen, ze szybko zasnie.
– Kathy – powiedzial na glos.
Myslami bladzil bez celu, przysiadal na chwile to tu, to tam niczym motyl i lecial dalej, spowity mrokiem, lecz nie cisza. Na obozie futbolowym cos takiego jak cisza nie istnialo. Docieraly do niego odglosy rzucania puszkami po piwie, glosna muzyka, smiech, spiewy i przeklenstwa. Przez sciane slyszal ryki dwoch ofensywnych stoperow, Charlesa i Eddiego. Nigdy nie byli cicho, glosy mieli nastawione na caly regulator jak radio z urwanymi galkami. Christian wprawdzie nie unikal imprez i tez pil tak, ze wpadal w objecia bialej muszli i rzucal pawia. Ale nie dzis.
Nie dzis!
– Kathy – powtorzyl.
Czy to mozliwe? Po takim czasie…
Tyle sie naraz dzialo. Skonczyl studia. Pojutrze zaczynalo sie zgrupowanie druzyny Tytanow. Zainteresowanie mediow przeszlo wszelkie oczekiwania. Lubil byc w centrum uwagi, trafiac na okladki
Christian byl podniecony, a zarazem pelen obaw. Wiedzial, ze musi myslec o przyszlosci. Na sportowcow czyhaly niebezpieczenstwa, a slawa trwala czasem bardzo krotko, czego najlepszym przykladem byl Myron Bolitar. Twoja sportowa kariera potrwa najwyzej dziesiec lat, podkreslil, dlatego wazne, bys zarobil na tym od razu. Stawka byla duza. Ogromna. W tej chwili cieszyl sie slawa, ale pomiedzy slawa amatorska a zawodowa istniala wielka roznica. Ta go dopiero czekala. Prawdziwa slawa, rywalizacja i pieniadze, a nie tylko akademickie kopertowe, wreczane po kryjomu z reki do reki…
I co z tego?
– Kathy…
Zadzwonil telefon.
Christian zerwal sie z lozka. Serce bilo mu jak krolikowi. Szybkie reakcje czasem szkodza. Spokojnie, to tylko telefon. Moze dzwoni Charles albo Eddie z zaproszeniem na impreze. Obaj zalapali sie na kontrakty. Charles w drugiej rundzie do Dallas, a Eddie w piatej do Rams.
– Halo? – powiedzial do sluchawki.
Nikt sie nie odezwal.
– Halo? – powtorzyl.
Cisza trwala, ale telefonujacy nie odlozyl sluchawki. Trzymal ja przy uchu.
– Kto dzwoni? Zadnej reakcji.
Christian przerwal polaczenie. Juz sie kladl, gdy telefon zadzwonil ponownie.
– Halo?
Pilniej wsluchal sie w cisze. Nic. A moze… czyzby to byl oddech? Sploszyl sie. Nie umial powiedziec dlaczego. Jakis kawalarz dzwonil na jego zastrzezony numer. Byc moze Eddie lub Charles. Nie powinien sie denerwowac.
A jednak sie denerwowal.
Odchrzaknal.
– Czego chcesz? – spytal.
Cisza.
– Zadzwonisz jeszcze raz, to zawiadomie policje.
Z trzaskiem odlozyl sluchawke. Drzala mu reka. Juz mial sie polozyc, kiedy o czyms sobie przypomnial.
Gwiazdka. Szesc. Dziewiec.
Cos mu dzisiaj przyslali z telefonow. W telewizji byly reklamy z kobieta w ciazy. Szla przez pokoj do dzwoniacego telefonu, ktory w chwili, gdy do niego docierala, milkl. A potem? Podnosila sluchawke i Cliff Robertson lub ktos o podobnym glosie mowil zza kadru cos takiego:,,Nie zdazylas podniesc sluchawki? Czy to byl wazny telefon? Dzwonil ktos, z kim chcialas rozmawiac? Jest sposob, zeby to sprawdzic. Wcisnij gwiazdke, a nastepnie szesc i dziewiec”. Po czym, na wypadek, gdyby ktos nie wiedzial, jak obchodzic sie z telefonem, demonstrowano to na ekranie, a glos dodawal: „Polaczymy cie z osoba, ktora dzwonila, nawet jesli jej numer jest w tej chwili zajety. Bedziemy wykrecali go za ciebie, nie blokujac ci linii i innych rozmow”.
A potem dzwonil telefon i kobieta w ciazy laczyla sie z mezem, pracujacym przy desce kreslarskiej.
Christian wystukal gwiazdke, szostke i dziewiatke.
Telefon zadzwonil.
Christian potarl brode. Po chwili uslyszal nagrany glos telefonistki:
– W tej chwili numer jest zajety. Oddzwonimy, kiedy linia bedzie wolna. Dziekuje.
Odlozyl sluchawke, usiadl prosto i czekal. Imprezy w akademiku trwaly w kilku miejscach. Ktos krzyknal: „Jahuuuu!”. Trzasnelo rozbite okno. Rozlegly sie wiwaty. Jego koledzy z druzyny zabawiali sie w rzucanie puszkami piwa, ktorymi ciskali tak, jak sie rzuca dyskiem.
Na dzwiek dzwonka Christian chwycil sluchawke niczym zgubiona pilke z murawy. Polaczono go – tak jak ciezarna kobiete z reklamy – z numerem, z ktorego telefonowano. Po czwartym dzwonku rozlegl sie glos.
Nagrany na sekretarke.
– Czesc. W tej chwili nie ma nas w domu. Po sygnale prosze zostawic wiadomosc, na pewno oddzwonimy. Dziekuje.
Sluchawka wypadla Christianowi z reki. Na karku poczul pieszczotliwy dotyk lodowatej dloni. Zakrztusil sie. Probowal cos powiedziec, ale nie mogl.
Nagrany na sekretarke glos nalezal… do Kathy.