Ten dalszy, na prawo. Myron podniosl sluchawke i upewnil sie.

– Halo? – powiedzial i uslyszal siebie w komorce. – Czesc, Myron, milo cie slyszec – rzekl do mikrofonu i na tym poprzestal.

Jeszcze bylo za wczesnie na takie glupoty.

Odwiesil sluchawke i rozejrzal sie. Stolik nieopodal okupowala grupka bywalczyn galerii. Siedzialy sciesnione w opiekunczym kregu niczym kojoty podczas rui.

Najlepszy widok na telefon byl ze Szwedzkich Klopsow Svena. Myron podszedl do stoiska, ktore obslugiwalo dwoch mezczyzn. Smaglych brunetow z wasami a la Saddam Husajn. Na plakietce jednego widnialo imie Mustafa. Na plakietce drugiego imie Achmed.

– Ktory z panow to Sven? – spytal. Nie ubawil ich.

Spytal o automat. Nie pomogli mu. Mustafa burknal, ze zarabia na zycie i nie patrzy na automaty, Achmed zas zrobil gest i zaklal w obcym jezyku.

– Nie jestem poliglota, ale to chyba nie bylo po szwedzku. Przeszyli go morderczymi spojrzeniami.

– Na razie. Zareklamuje wasz lokal wszystkim przyjaciolom – powiedzial i obrocil sie w strone stolika dziewczat.

Wszystkie szybko spuscily oczy, jak sploszone szczury w blasku latarki. Ruszyl ku nim. Zaczely strzelac spojrzeniami tam i siam, sadzac, ze patrza ukradkiem. Doszla go kakofonia sciszonych glosow: „O kurde! Kurde! Kurde! Idzie tu!”.

Zatrzymal sie przy ich stoliku. Siedzialy tam cztery dziewczyny. A moze piec, a nawet szesc. Trudno powiedziec. Zdawaly sie z soba zlewac w niewyrazna platanine wlosow, czarnej szminki, szponow godnych zbrodniczego doktora Fu Mandzu, kolczykow, kolek w nosie, papierosowego dymu, za obcislych topow wiazanych na szyi, nagich brzuchow i gumy balonowej.

Pierwsze podnioslo wzrok dziewcze siedzace w srodku, z fryzura jak Elsa Lancaster w Narzeczonej Frankensteina i z podobna do psiej, nabijana cwiekami obroza na szyi. Inne poszly za jej przykladem.

– Siemka – powitala go Elsa.

Myron uzyl najsympatyczniejszego z krzywych usmiechow, typu Harrison Ford w Odnalezc siebie.

– Pozwolicie, ze zadam wam kilka pytan? – zagadnal.

Dziewczyny wymienily spojrzenia. Poczul, ze sie czerwieni, choc nie wiedzial dlaczego. Stuknely sie lokciami. Zadna nie odpowiedziala.

– Dlugo tutaj siedzicie?

– To jakas ankieta w sprawie galerii?

– Nie – zaprzeczyl.

– Gitnie. Bo te ankiety to fajans, co nie?

– Aha.

– Z takimi to: „Spadaj na drzewo, Poliestrowe Sztany, bo wezme na glany”.

– Aha – powtorzyl Myron i spytal: – Pamietacie, jak dlugo tu siedzicie?

– Ja nie. A ty, Amber?

– Do Szpary zesmy przyszly o czwartej, tak?

– No, do Szpary. Superwyprzedaz.

– Ekstra. Fajna bluzke kupilas, Trish.

– Normalnie ful wypas, co nie, Mindy?

– Dokladnie. Ekstra.

– Dochodzi osma – powiedzial Myron. – Siedzicie tu od godziny?

– Wszyscy w domu? Lekutko.

– Bo to jest nasze miejsce, no nie?

– Normalnie tutaj nikt procz nas nie siada.

– Raz tylko chcialy nam sie wciac wredne fajansiary.

– Ale wiecej sie nie pokazaly.

Zamilkly, utkwiwszy oczy w Myronie. Domyslil sie, ze odpowiedz na jego poprzednie pytanie brzmi „tak”, wiec zaryzykowal nastepne.

– Widzialyscie, zeby ktos korzystal z tego automatu?

– A pan co, z policji?

– Co ty!

– W zyciu.

– I jeszcze dluzej.

– Za fajny na policjanta.

– Taaa? A Jimmy Smits nie jest fajny?

– W telewizji, glupia pipo! Nie w zyciu! W prawdziwym zyciu nie ma fajnych glin!

– No, a Brad? Nie jest w pyte fajny? Normalnie sie w nim bujasz, sieroto.

– No, co ty! A poza tym nie jest glina, tylko ochroniarzem w sklepie Florsheima.

– Ale jest po byku.

– Zadziabisty.

– Ekstrakoles!

– Leci na Shari.

– Fuuuj! Shari?!

– Nie cierpie jej, kurde!

– Ja tez. Gdzie ona sie obsprawia? W butiku Dziwki To My?

– Dokladnie.

– „Halo, Telepogotowie Adidas? Mowi Shari”.

Zachichotaly.

Myron rozejrzal sie za tlumaczem.

– Nie jestem z policji – powiedzial.

– A nie mowilam?

– Fanzolisz.

– Ale mam bardzo wazna sprawe. Sprawe zycia i smierci. Musze wiedziec, czy przed trzema kwadransami ktos dzwonil z tego automatu, tego z prawej. Pamietacie?

– Chwila! – Dziewcze imieniem Amber odstawilo krzeslo. – Odsuncie sie, siory, bo zaraz puszcze pawia jak stad do Alaski.

– Wygladal jak Klaun Paskuda z Simpsonow.

– Groza!

– Totalna groza!

– Dokladnie!

– Puscil oko do Amber!

– Co ty!

– Dokladnie. Fuuuj!

– Pospieszny do Rygi!

– Ale ta zdzira Shari by mu obciagnela.

– Co najmniej.

Zachichotaly.

– Widzialyscie kogos?

– Straszny luj!

– Totalna paskuda!

– Taki „Te, pierzesz se kiedys piora?”.

– Taki „Te, kradniesz kolonska w stacji paliw?”.

Znow zachichotaly.

– Mozecie go opisac? – poprosil Myron.

– Dzinsy normalnie z dyskontu.

– Robocze glany. Na pewno nie timberlandy.

– Zgrywal wielkiego skina, no nie?

Вы читаете Blekitna krew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату