Rozdzial 34
Szofer wwiozl Tada Crispina przez tylna brame.
Win i Myron ogladali telewizje. Na ekranie pojawila sie reklama plynu do plukania ust. Para malzonkow budzila sie rano i z niesmakiem odwracala sie od siebie. Poranny oddech, informowal glos zza kadru. Potrzebujesz Scope. Scope usuwa poranny oddech.
– Umycie zebow rowniez – skomentowal Myron.
Win skinal glowa.
Myron otworzyl drzwi i wpuscil goscia do salonu. Tad usiadl na kanapie naprzeciwko nich. Rozejrzal sie, lecz nie znalazl nic odpowiedniego, na czym moglby zatrzymac wzrok, i usmiechnal sie lekko.
– Napije sie pan czegos? – spytal Win, gospodarz pelna geba. – Moze rogalika, chrupkie ciasteczko?
– Nie, dziekuje.
Tad Crispin znow lekko sie usmiechnal.
– Niech pan opowie o telefonie od Learnera Sheltona – zaproponowal Myron, pochylajac sie do przodu.
Mlody golfista skwapliwie skorzystal z zachety.
– Pogratulowal mi zwyciestwa. Oswiadczyl, ze Amerykanski Zwiazek Golfa uznal mnie za zwyciezce Otwartych Mistrzostw Stanow.
Tad urwal. Po wypowiedzeniu tych slow oczy zaszly mu mgla. Tad Crispin, mistrz Stanow Zjednoczonych. Wysniony tytul.
– Co jeszcze powiedzial? Oczy Tada znow nabraly wyrazu.
– Na jutrzejsze popoludnie zwolal konferencje prasowa. W Merion. Wrecza mi nagrode i czek na trzysta szescdziesiat tysiecy.
Myron nie tracil czasu.
– Przede wszystkim powiemy mediom, ze nie uwaza sie pan za mistrza Stanow. Jezeli chca tak pana tytulowac, prosze bardzo. Jezeli chce tak pana tytulowac Amerykanski Zwiazek Golfa, niech tytuluje. Lecz panskim zdaniem turniej nie zostal rozstrzygniety. Smierc nie powinna przekreslic wspanialego wyczynu Jacka Coldrena i jego prawa do tytulu. Turniej zakonczyl sie remisem. Remisem. I z panskiego punktu widzenia jestescie zwyciezcami ex aequo. Rozumie pan?
Tad zawahal sie.
– Chyba tak.
– A teraz sprawa czeku. – Myron zabebnil palcami w skraj stolika. – Jezeli upra sie i wrecza panu cala wygrana, polowe Jacka musi pan przeznaczyc na cel dobroczynny.
– Osrodek Praw Ofiar – podpowiedzial Win.
Myron skinal glowa.
– Dobry pomysl. Na jakas organizacje walczaca z przemoca…
– Chwileczke – przerwal mu Tad. Potarl dlonmi uda. – Pan chce, zebym oddal sto osiemdziesiat tysiecy?
– Zostana odpisane od podatku – rzekl Win. – Odda wiec pan tylko polowe tej sumy.
– To betka w porownaniu z pozytywna reakcja mediow na taki gest – dodal Myron.
– Ale ja odrobilem straty. Bylem w sztosie. Wygralbym z nim.
Myron pochylil sie jeszcze bardziej w jego strone.
– Jest pan sportowcem, Tad. Jest pan ambitny i wierzy w siebie. To dobrze. Co ja mowie, to wspaniale! Ale nie w tej sytuacji. Morderstwo Jacka to powazna sprawa. Wykracza poza sport. Dla wiekszosci ludzi bedzie to pierwsze spotkanie z Tadem Crispinem. Musza zobaczyc kogos, kto da sie lubic.
Przyzwoitego, godnego zaufania i skromnego. Jesli zaczniemy wychwalac pana za wspaniala gre w golfa, jesli zamiast tragedia zajmiemy sie panskim sukcesem, zostanie pan uznany za osobe bez serca, za jeszcze jednego bezwzglednego sportowca. Rozumie pan? Tad Crispin skinal glowa.
– Chyba tak.
– Musimy przedstawic pana w odpowiednim swietle. Maksymalnie panowac nad tematem.
– Udzielimy wywiadow?
– Bardzo malo.
– A czy nie chcemy rozglosu?…
– Chcemy. Starannie wyrezyserowanego – podkreslil Myron. – To wystarczajaco glosna historia, nie wolno jej rozdmuchiwac. Lepiej stronic od mediow, Tad. Okazac zatroskanie. Trzeba zachowac umiar. Jesli zadmiemy w traby, wyjdzie na to, ze szukamy poklasku. Jesli udzielimy za duzo wywiadow, wyjdzie na to, ze zerujemy na cudzej smierci.
– Katastrofa – poparl go Win.
– Tak jest. Musimy kontrolowac przeplyw informacji. Podkarmiac prase malutkimi keskami. Wylacznie.
– Moze pan udzielic jednego wywiadu – rzekl Win.
– Na przyklad Bobowi Costasowi.
– Albo nawet Barbarze Walters. I okazac wielki zal.
– Nie wspomnimy o panskiej szczodrej darowiznie.
– Slusznie. I zadnych konferencji prasowych. Jest pan zbyt wielkoduszny jak na taki popis proznosci – powiedzial Win.
Tad sie stropil.
– W jaki sposob zdobedziemy dobra prase, jesli to zataimy? – spytal.
– Posluzymy sie przeciekiem – wyjasnil Myron. – Na przyklad ktos z organizacji dobroczynnej wygada sie wscibskiemu reporterowi. Najwazniejsze, zeby Tad Crispin pozostal osoba skromna, ktora nie afiszuje sie dobrymi uczynkami. Rozumie pan, o co chodzi?
Tad skinal glowa z wiekszym zapalem. Rozkrecal sie. Myron czul sie jak szmata. Przedstawiaj wszystko w jak najlepszym swietle – jeszcze jedna rola wspolczesnego agenta sportowego. To zawod nie dla czysciochow. Czasem czlowiek sie ubrudzi. Nie przepadal za tym, ale robil to bez przymusu. Media przedstawialy wypadki na swoj sposob, on na swoj. Lecz i tak czul sie jak wyszczerzony w falszywym usmiechu strateg polityczny po telewizyjnej debacie, swiadom, ze spadl prawie na samo dno.
Jeszcze przez kilka minut omawiali szczegoly. Tad ponownie odbiegl myslami gdzie indziej. Slawnymi dlonmi znow zaczal pocierac spodnie.
– W wiadomosciach podali, ze jest pan adwokatem Lindy Coldren – szepnal do Myrona, kiedy Win wyszedl z salonu.
– Jednym z adwokatow.
– Jest pan jej agentem?
– Moze nim zostane. A czemu pan pyta?
– A wiec jest pan rowniez prawnikiem, czy tak? Studiowal pan prawo et cetera?
Myronowi niezbyt spodobaly sie te pytania.
– Tak – odparl.
– Moge wiec pana wynajac jako swego adwokata? Nie tylko jako agenta?
Rozmowa zdazala w zdecydowanie niepozadanym kierunku.
– A po co panu adwokat, Tad?
– Nie mowie, ze go potrzebuje. Ale gdybym potrzebowal…
– Wszystko, co pan powie, zostanie miedzy nami – zapewnil Myron.
Tad Crispin wstal. Wyciagnal rece, zacisnal dlonie na wyimaginowanym kiju golfowym i zamachnal sie. Golf na niby. Win gral w niego bez przerwy. Jak wszyscy golfisci. Koszykarze tego nie robili. Myron nie przystawal przed kazda mijana szyba wystawowa i nie sprawdzal przed lustrem, czy dobrze uderza. Golfisci.
– Dziwne, ze pan o tym nie wie – rzekl wolno Tad. Mrowienie w zoladku podpowiedzialo Myronowi, ze byc moze wie.
– O czym nie wiem, Tad? – spytal.
Tad znow zrobil zamach, zamarl na chwile, zeby sprawdzic jego pierwsza faze, a potem ze sploszona mina upuscil wyimaginowany kij na ziemie.
– Zdarzylo sie to raptem dwa razy – wyrzucil z siebie slowa jak srebrne paciorki. – Doprawdy nic wielkiego.