– Wynajmuje mnie pan?
Interesy to interesy. Prowadzenie agencji to nie filantropia.
– Tak, Myron, wynajmuje pana.
– Wobec tego musimy uzgodnic szczegoly. Procenty i podobne sprawy. W wiekszosci standardowe. – Porwania, odcinanie czlonkow, morderstwa… Dla wszechwladnego agenta sportowego nic nie bylo straszne, co pachnialo forsa. – Na razie ani slowa nikomu. Za pare godzin przysle po pana woz. Przed przyjazdem kierowca zadzwoni do pana w hotelu. Zjedzie pan prosto do samochodu. Niech pan nie reaguje na okrzyki dziennikarzy i milczy. Nie usmiecha sie, nie macha reka. Zadnych usmiechow, zadnych pozdrowien. Powaga. Zamordowano czlowieka. Kierowca przywiezie pana do rezydencji Wina i omowimy strategie.
– Dzieki, Myron.
– O nie, Tad, to ja dziekuje.
Profity z morderstwa? Myron wreszcie poczul sie agentem pelna geba.
Pod rezydencja Wina rozbily oboz media.
– Na wieczor wynajalem dodatkowych straznikow – wyjasnil Win z oproznionym kieliszkiem w reku. – Maja strzelac bez pardonu do kazdego, kto zblizy sie do bramy.
– To mi sie podoba.
Win skinal glowa i nalal sobie likieru Grand Marnier. Myton wzial z lodowki yoo-hoo. Usiedli.
– Dzwonila Jessica – rzekl Win.
– Tutaj?
– Tak.
– Dlaczego nie na komorke?
– Chciala mowic ze mna.
– Aha. – Myron potrzasnal yoo-hoo zgodnie z porada na puszce: POTRZASNIJ! TO JEST SWIETNE! Zycie to poezja. – O czym?
– Martwi sie o ciebie.
– Dlaczego?
– Podobno zostawiles jej na sekretarce zagadkowa wiadomosc.
– Powtorzyla jaka?
– Nie. Ale wspomniala o twoim napietym glosie.
– Powiedzialem, ze ja kocham. I ze zawsze bede ja kochal. Win lyknal likieru i skinal glowa, jakby to wyjasnialo wszystko.
– O co chodzi? – spytal Myron.
– O nic.
– No nie. Powiesz mi wreszcie o co?
Win odstawil kieliszek i zlozyl dlonie palcami.
– Kogo probowales przekonac? Ja czy siebie? – spytal.
– O co ci chodzi, do diabla?
– O nic.
Win postukal palcami o palce.
– Wiesz przeciez, jak bardzo kocham Jessice.
– O tak.
– Wiesz, przez co przeszedlem, zeby ja odzyskac.
– O tak.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego do ciebie zadzwonila. Bo mialem napiety glos?
– Niezupelnie. Uslyszala o smierci Jacka Coldrena. Wiec sie zaniepokoila. Poprosila, zebym cie pilnowal.
– Co odpowiedziales?
– Odmowilem.
Zamilkli.
Win podniosl kieliszek. Zakrecil plynem i wciagnal w nos aromat.
– O czym chciales ze mna porozmawiac? – spytal.
– Spotkalem dzis twoja matke.
Win pociagnal lyk i wpatrujac sie w dno kieliszka, pozwolil trunkowi splynac po jezyku.
– Udajmy, ze zaparlo mi dech ze zdziwienia – rzekl, gdy przelknal likier.
– Pragnie przekazac ci wiadomosc.
Na ustach Wina pojawil sie leciutki usmiech.
– Domyslam sie, ze droga mama opowiedziala ci, co zaszlo.
– Tak. Win usmiechnal sie szerzej.
– A zatem wiesz juz wszystko, Myron, hmm?
– Nie.
– Oho, tak latwo sie nie wykpisz. A gdzie wyklad z ulubionej psychologii popularnej? Osmioletni chlopczyk przylapuje mamusie, gdy ta na czworakach kopuluje z mezczyzna. To z pewnoscia go przeraza. Czy to nikczemne przezycie nie decyduje o tym, na kogo wyrosl? Czy epizod ten nie przesadza o jego stosunku do kobiet, odgrodzeniu sie warownym murem od uczuc, o puszczaniu piesci w ruch tam, gdzie inni uzywaja slow? Na pewno wszystko to sobie przemyslales, Myron. Niczego nie ukrywaj. Na pewno bedzie to szalenie odkrywcze i przenikliwe.
Myron odczekal chwile.
– Nie mnie analizowac twoja psyche, Win – odparl.
– Nie?
– Nie.
Spojrzenie Wina stwardnialo.
– W takim razie skoncz z ta wspolczujaca mina.
– Ja ci nie wspolczuje. Martwie sie o ciebie.
– No nie, daruj sobie.
– Nawet jesli zdarzylo sie to cwierc wieku temu, z pewnoscia bolalo. Nawet jesli nie wplynelo na twoj charakter, nawet jesli mimo to wyroslbys na taka sama osobe, to bolalo na pewno.
Win rozluznil miesnie szczeki. Podniosl kieliszek. Dolal sobie likieru.
– Nie chce dluzej o tym mowic – oswiadczyl. – Juz wiesz, dlaczego nie chce miec nic wspolnego z Jackiem Coldrenem i matka. Pomowmy o czym innym.
– Nie przekazalem ci wiadomosci od niej.
– Ach tak, wiadomosci. Wiesz, ze droga mama wciaz przysyla mi prezenty z okazji urodzin i roznych swiat.
Myron skinal glowa. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale wiedzial.
– Zwracam je nierozpakowane. – Win lyknal likieru. – Z ta wiadomoscia postapie chyba podobnie.
– Ona umiera, Win. Na raka. Zostal jej moze tydzien, dwa.
– Wiem.
Myrona wcisnelo w fotel. Poczul suchosc w gardle.
– To cala wiadomosc? – spytal Win.
– Chcialabys wiedzial, ze to twoja ostatnia szansa, zeby z nia porozmawiac.
– No coz, to prawda. Trudno byloby o to po jej smierci.
– Nie oczekuje od ciebie pojednania – zapewnil rozpaczliwie Myron. – Lecz jesli sa jakies sprawy, ktore chcialbys…
Urwal. Win nie znosil zbyt oczywistych, zbednych slow.
– To wszystko? Cala wazna wiadomosc?
Myron skinal glowa.
– W takim razie zamowie cos chinskiego. Chyba nie masz nic przeciwko.
Win wstal z fotela i ruszyl do kuchni.
– Twierdzisz, ze to cie nie zmienilo – rzekl Myron. – Ale czy przed tamtym dniem ja kochales?
– A kto mowi, ze jej nie kocham? – odparl z kamienna twarza Win.