– Po co ci one?
– Lloyd Rennart byl workowym debiutujacego zawodowego golfisty. Nie zarabial kroci.
– No i?
– Moze po przegranej Jacka w mistrzostwach otrzymal niespodziewany zastrzyk gotowki.
Zrozumiala, do czego pije.
– Myslisz, ze ktos mu zaplacil za porazke Coldrena?
– Nie. Ale nie da sie tego wykluczyc.
– Ciezko to bedzie wytropic po tak dlugim czasie.
– Sprobuj. Poza tym dwadziescia lat temu Rennart spowodowal powazny wypadek w Narberth. To niewielkie miasto pod Filadelfia. W tej kraksie zginela jego pierwsza zona. Poszperaj, moze znajdziesz cos na ten temat.
Esperanza zmarszczyla brwi.
– Co na przyklad?
– Na przyklad czy byl pijany. Czy go o cos oskarzono. Czy byly inne ofiary.
– Po co nam te informacje?
– Moze Rennart kogos wkurzyl. Moze rodzina jego pierwszej zony szuka zemsty.
– I czekali na to az dwadziescia lat? – spytala, wciaz marszczac brwi. – Pojechali za Rennartem do Peru, zepchneli go w przepasc, wrocili, porwali Chada, zabili Jacka Coldrena… Nadazasz?
Myron skinal glowa.
– Masz racje. Mimo to zbadaj wszystko, co dotyczy Lloyda Rennarta. Na pewno ma jakis zwiazek z ta sprawa. Tylko musimy ustalic jaki.
– Ja go nie dostrzegam. – Esperanza zatknela za ucho czarny zakrecony kosmyk. – Znacznie pewniejsza podejrzana jest dla mnie Esme Fong.
– Zgoda. Mimo to zbadaj temat. Znajdz, co sie da. Jest jeszcze syn Rennarta, Lany. Siedemnastolatek. Moze sie dowiesz, co z niego za ziolko.
Wzruszyla ramionami.
– Niech ci bedzie, choc to strata czasu. – Wskazala szkole. – Wchodzimy?
– Jasne.
Nim wysiedli, w szybe wozu zastukala lekko wielka piesc. Zaskoczony Myron spojrzal przez okno i zobaczyl usmiechnietego wielkiego Murzyna z fryzura a la Nat King Cole, ktorego poznal przed Zajazdem Dworskim. Kolistym ruchem dloni „Nat” dal mu znak, zeby opuscil szybe. Myron spelnil zyczenie.
– Jak to dobrze, ze znow sie spotykamy – rzekl. – Nie zanotowalem numeru panskiego fryzjera.
Murzyn zasmial sie. Ze zlaczonych kciukow utworzyl ramke i przesunal rece do przodu i tylu jak rezyser filmowy.
– Pan z moja fryzura? – Pokrecil glowa. – Cos mi sie nie widzi.
Nachylil sie i nad ramieniem Myrona wyciagowi reke w strone Esperanzy.
– Carl – przedstawil sie.
– Esperanza.
Uscisnela wyciagnieta dlon.
– Wiem.
Zmruzyla oczy.
– My sie znamy – powiedziala.
– Jasne.
Strzelila palcami.
– Mosambo, Kenijski Zabojca, Krwawe Saftri.
Carl usmiechnal sie.
– Milo, ze pamieta mnie Mala Pocahontas.
– Krwawe Safari? – spytal Myron.
– Carl byl zawodowym zapasnikiem – wyjasnila. – Walczylismy raz wspolnie. Na ringu w Bostonie, zgadza sie?
Carl upchnal sie na tylne siedzenie i pochylil do przodu, wtykajac glowe miedzy prawe ramie Esperanzy i lewe Myrona.
– W Hartford – sprostowal. – W Centrum Miejskim.
– W walkach par mieszanych.
– Tak jest – potwierdzil z naturalnym usmiechem. – Badz tak dobra, Esperanzo, i uruchom woz. Pojedz prosto do trzecich swiatel.
– Mozesz nas oswiecic, o co chodzi? – wtracil Myron.
– Jasne. Widzicie ten samochod za wami? Myron spojrzal w lusterko po stronie pasazera.
– Ten z dwoma bandziorami?
– Tak. Sa ze mna. To bardzo zli ludzie, Myron. Mlodzi zwyrodnialcy. Wiesz, jaka jest teraz mlodziez. Z nimi nie ma rozmowy, tylko bum-bum-bum! We trojke mamy was dostarczyc w pewne miejsce. Prawde mowiac, powinienem trzymac was w tej chwili pod lufa. Ale co tam, jestesmy przyjaciolmi, no nie? Nie ma potrzeby. Wiec pojedzcie prosto. A bandziory za nami.
– Pozwolisz, ze zanim ruszymy, wypuscimy Esperanze? Carl zasmial sie.
– Wylazi z nas seksista?
– Nie rozumiem.
– Gdyby byla mezczyzna, jak na przyklad twoj kolezka Win, tez zdobylbys sie na ten szlachetny gest?
– Czemu nie.
Nawet Esperanza pokrecila na te odpowiedz glowa.
– Przypuszczam, ze watpie. A poza tym, wierz mi, bylby to zly ruch. Te bandziorki, widzac, ze ona wysiada, sprawdzilyby, co sie dzieje. Tych bydlakow swierzbia palce, maja swira w oczach i lubia krzywdzic ludzi. Zwlaszcza kobiety. Byc moze wiec, co wcale nie jest pewne, Esperanza to twoja polisa ubezpieczeniowa. W pojedynke mogloby ci cos wpasc do glowy; z nia moze bedziesz mniej sklonny do glupot.
Esperanza spojrzala na Myrona. Skinal glowa. Ruszyla.
– Na trzecim swietle skrec w lewo – polecil Carl.
– Powiedz mi, czy Reginald Squires ma takiego pierdolca, jak sie slyszy? – zagadnal Myron.
– Mam wpasc w zachwyt nad trafnoscia jego dedukcji? – spytal Carl Esperanze.
– Jasne. Zachwyc sie, bo go strasznie rozczarujesz.
– Tak myslalem. A co do twojego pytania, Myron: Squires nie ma takiego pierdolca… kiedy bierze leki.
– Bardzo pocieszajace.
Przez okragly kwadrans jazdy mlode bandziory siedzialy im na zderzaku. Myron wcale sie nie zdziwil, gdy Carl polecil dziewczynie skrecic w Green Acres Road. Podjechali do ozdobnego wejscia. Zelazne wrota rozwarly sie jak napisy koncowe w serialu Polap sie. Dojazd, biegnacy przez mocno zalesiona posiadlosc, pol mili dalej konczyl sie na polanie z duzym, zwyklym budynkiem, prostokatnym jak sala gimnastyczna w szkole sredniej.
Bylo w nim tylko jedno widoczne wejscie – drzwi do garazu, ktore otworzyly sie same jak na dany znak. Carl kazal Esperanzy wjechac przez nie. Gdy tylko znalezli sie w srodku, polecil jej sie zatrzymac i zgasic silnik. Bandziory wjechaly za nimi i zrobily to samo.
Drzwi garazu opuscily sie w dol, powoli odcinajac slonce. Wewnatrz nie bylo oswietlenia. Pomieszczenie utonelo w ciemnosciach.
– Przyjemnie, jak w nawiedzonym domu w parku rozrywki w Six Flags – odezwal sie Myron.
– Oddaj bron – zazadal Carl.
Myron oddal mu pistolet.
– Wysiadz z wozu.
– Boje sie ciemnosci.
– Ty tez, Esperanzo.
Wysiedli. Dwa bandziory rowniez. Pomieszczenie bylo z pewnoscia bardzo duze, bo po betonowej podlodze nioslo sie echo ich krokow. Lampki w samochodach zapewnily minimum oswietlenia na krotko. Nim zamknely sie drzwi garazu, Myron przestal widziec cokolwiek.
W calkowitych ciemnosciach okrazyl po omacku samochod, odnalazl Esperanze i chwycil ja za reke. Stali bez