– Dokad, chlopie?

Podal taksowkarzowi adres Esme Fong, rozsiadl sie wygodnie i wpatrzyl tepo w okno. W zamazane, ciche miasto przesuwajace sie za szyba.

Rozdzial 30

Kiedy uznal, ze nie zdradzi sie tonem glosu, zadzwonil z komorki do Wina.

– Koszmarna sprawa z tym Jackiem – rzekl Win po krotkim przywitaniu.

– Podobno sie przyjazniliscie.

Win odchrzaknal.

– Myron?

– Co?

– O niczym nie masz pojecia. Pamietaj. Tak bylo.

– Zjemy dzis razem kolacje?

– Oczywiscie – odparl Win po chwili.

– W domu goscinnym. Wpol do siodmej.

– Dobrze.

Win rozlaczyl sie. Myron sprobowal o nim nie myslec. Mial pilniejsze zmartwienia.

Esme Fong spacerowala po chodniku przed wejsciem do hotelu Omni na rogu Chestnut Street i Czwartej Ulicy. Bialy kostium, biale ponczochy, zabojcze nogi. Nerwowo sciskala dlonie.

Myron wysiadl z taksowki.

– Dlaczego czeka pani tutaj? – spytal.

– Chcial pan ze mna porozmawiac w cztery oczy. Na gorze jest Norm – wyjasnila.

– Mieszkacie w jednym pokoju?

– Nie, w sasiednich apartamentach.

Skinal glowa. Randka w zaplutym motelu nabrala wiekszego sensu.

– Za malo spokoju, co?

– Nie za wiele. – Usmiechnela sie niesmialo. – Ale nie szkodzi. Lubie Norma.

– Nie watpie.

– O co chodzi, panie Bolitar?

– Slyszala pani o Jacku Coldrenie?

– Oczywiscie. Norm i ja jestesmy wstrzasnieci. Zszokowani.

Myron skinal glowa.

– Przejdzmy sie – zaproponowal.

Ruszyli Czwarta Ulica. Kusilo go, by pozostac na Chestnut Street, lecz musieliby minac Independence Hall, co odrobine za mocno tracilo mu banalem. Czwarta Ulica tez datowala sie z czasow kolonii. Mnostwo cegiel. Ceglane chodniki, ceglane mury i identyczne ceglane budynki o nieoszacowanej wartosci historycznej. Wzdluz chodnika rosly jesiony amerykanskie. Skrecili do parku, w ktorym mial swoja siedzibe Drugi Bank Stanow Zjednoczonych. Na jego murze widniala tablica z wizerunkiem pierwszego prezesa. Jednego z przodkow Wina. Myron nie dopatrzyl sie jednak podobienstwa miedzy nimi.

– Probowalam dodzwonic sie do Lindy – powiedziala Esme. – Ale linia jest zajeta.

– A dzwonila pani na numer Chada?

Cos przemknelo po jej twarzy i ucieklo.

– Numer Chada?

– Ma w domu wlasny telefon. Przeciez pani to wie.

– Niby skad?

Wzruszyl ramionami.

– Myslalem, ze zna pani Chada.

– Znam – odparla wolno i czujnie. – Bylam w domu Coldrenow kilka razy.

– Mhm. A kiedy go pani ostatnio widziala? Dotknela dlonia podbrodka.

– Gdy odwiedzilam ich w piatek wieczorem, chyba go nie bylo – odparla wciaz bardzo powoli. – Doprawdy nie wiem. Pewnie pare tygodni temu.

Myron zabuczal.

– Zla odpowiedz

– Slucham?

– Nie rozumiem, Esme.

– Czego?

Nie przerwal marszu. Esme dotrzymywala mu kroku.

– Ma pani ile… dwadziescia cztery lata?

– Dwadziescia piec.

– Jest pani inteligentna. Atrakcyjna. Odnosi sukcesy. Ale zeby z nastolatkiem… o co tu chodzi?

Zatrzymala sie.

– O czym pan mowi?

– Nie wie pani?

– Nie mam zielonego pojecia.

Wwiercil sie spojrzeniem w jej oczy.

– Pani. Chad Coldren. Zajazd Dworski. Wystarczy?

– Nie.

– No, wie pani!

Zrobil sceptyczna mine.

– Powiedzial to panu Chad?

– Esme…

– Klamie. Moj Boze, nie zna pan nastolatkow? Jak pan mogl uwierzyc w takie bzdury?

– Sa zdjecia, Esme

Twarz jej zwiotczala.

– Co?!

– Zatrzymaliscie sie przy bankomacie w sasiedztwie motelu, pamieta pani? Sa tam kamery. Utrwalily pani twarz.

Zablefowal, i to bardzo udanie. Na krotko ugiely sie pod nia nogi. Rozejrzala sie, opadla na lawke, odwrocila i spojrzala na opasany rusztowaniami budynek w stylu kolonialnym. Przyszlo mu na mysl, ze rusztowania psuja efekt, jak wlosy pod pachami pieknej kobiety. Niby nie powinno sie to liczyc, a jednak sie liczylo.

– Prosze nic nie mowic Normowi – powiedziala nieobecnym glosem. – Prosze.

Myron milczal.

– Glupio zrobilam. Wiem o tym. Ale nie zasluzylam na utrate pracy.

Usiadl obok niej.

– Niech pani powie, co sie stalo.

– Z jakiej racji? – wbila w niego wzrok. – Co panu do tego?

– Mam powody pytac.

– Jakie? – rzucila ostrzejszym tonem. – Nie jestem z siebie dumna. Ale kto panu dal prawo mnie osadzac?

– Jak pani chce. Wobec tego zapytam Norma. Moze on mi pomoze.

Otworzyla usta.

– Pomoze panu w czym? Nie rozumiem. Dlaczego pan mi to robi?

– Chce kilku odpowiedzi. Nie mam czasu na wyjasnienia.

– Co mam panu powiedziec? Ze glupio zrobilam? Owszem, glupio. Ze poczulam sie samotna w milym otoczeniu? Ze ze strony tego ladnego, milego, mlodziutkiego chlopca nie grozily mi zadne komplikacje uczuciowe ani to, ze mnie czyms zarazi? To wszystko jednak niewiele zmienia. Popelnilam blad. Zaluje, w porzadku?

Вы читаете Blekitna krew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату