Miala racje. Powinien porozmawiac z Rochesterami, ustalic, co wiedza. Trzeba bedzie zachowac ostroznosc. Lepiej niczego nie namieszac. Ponadto powinien porozmawiac z ta lekarka, Edna Skylar, i uzyskac od niej dokladny opis mezczyzny, z ktorym byla Katie Rochester, gdzie wsiedli do metra, ktora linia metra pojechali i w jakim kierunku.

– Chodzi o to – powiedziala Cingle – ze jesli Katie i Aimee uciekly z domu, to musialy miec jakis powod.

– Tez tak pomyslalem – rzekl Myron.

– Moze nie chca zostac odnalezione.

– To prawda.

– Co zamierza pan zrobic?

– Znalezc je mimo to.

– A jesli zechca pozostac w ukryciu?

Myron pomyslal o Aimee Biel. Pomyslal o Eriku i Claire. Dobrzy ludzie. Godni zaufania, solidni. Zastanawial sie, co mogloby sklonic Aimee do ucieczki z domu, co mogloby byc tak okropne, zeby wyciela taki numer.

– Mysle, ze przejde przez ten most, kiedy bede musial – odparl.

Win siedzial sam w kacie slabo oswietlonego klubu ze striptizem. Nikt mu nie przeszkadzal. Wiedzieli, ze lepiej tego nie robic. Gdyby pragnal towarzystwa, dalby im znak.

Z szafy grajacej plynely dzwieki jednej z najpaskudniejszych piosenek lat osiemdziesiatych, Mister Mister’s „Broken Wings”. Myron twierdzil, ze to najgorsza piosenka tamtego dziesieciolecia. Win oponowal, ze „We Built This City On Rock-n-Roll” Starship jest gorsza. Spor trwal godzine i pozostal nierozstrzygniety. Tak wiec, jak to zwykle robili w takich sytuacjach, zwrocili sie do Esperanzy z prosba o rozstrzygniecie sporu, ale ona miala wlasna kandydature: „Too Shy” Kajagoogoo.

Win lubil siedziec tutaj w kacie, patrzec i rozmyslac.

Miasto mialo swoja pierwszoligowa druzyne baseballowa. Kilku graczy przyszlo do tego „klubu dla dzentelmenow” (naprawde wyszukana nazwa dla lokalu ze striptizem), zeby sie rozerwac. Pracujace tu dziewczyny oszalaly ze szczescia. Win patrzyl, jak niemal na pewno nieletnia striptizerka uwodzi jednego z najlepszych zawodnikow.

– Mowisz, ze ile masz lat? – spytala.

– Dwadziescia dziewiec – odparl zawodnik.

– Rany. – Potrzasnela glowa. – Nie wygladasz az tak staro.

Wargi Wina rozciagnely sie w smutnym usmiechu. Mlodosc.

Windsor Horne Lockwood Trzeci urodzil sie bardzo bogaty. Nie udawal, ze bylo inaczej. Nie lubil multimilionerow chelpiacych sie swoim powodzeniem w interesach, ktore rozpoczeli z milionami swoich tatusiow. Poza tym geniusz nie ma znaczenia w pogoni za wielkim bogactwem. W istocie moze nawet przeszkadzac. Jesli jestes dostatecznie madry, zeby dostrzec ryzyko, mozesz go unikac. A myslac w taki sposob – unikajac wszelkiego ryzyka – nigdy sie nie wzbogacisz.

Rodzina Wina nalezala do najlepszych w Filadelfii. Zasiadala w radzie nadzorczej tamtejszej gieldy od chwili jej powstania. Jeden z jego przodkow w linii prostej byl kiedys sekretarzem skarbu. Win urodzil sie nie tylko ze srebrna lyzeczka w ustach, ale z calym srebrnym podnozkiem u stop.

I wygladal na kogos takiego.

Na tym polegal jego problem. Od najmlodszych lat, ze swoimi blond wlosami, rumiana cera i subtelnymi rysami twarzy majacej zawsze lekko zblazowany wyraz, budzil powszechna niechec. Ludzie patrzyli na Windsora Horne a Lockwooda Trzeciego i widzieli snobistycznego bogacza, ktory zadziera swoj nosek porcelanowej figurki i patrzy na nich z gory. Ich wlasne niepowodzenia wzbieraly fala niecheci i zazdrosci na sam widok tego pozornie mieczakowatego, rozpieszczonego, uprzywilejowanego chlopca.

Co bylo powodem wielu nieprzyjemnych incydentow.

Gdy Win mial dziesiec lat, odlaczyl sie od matki w filadelfijskim ogrodzie zoologicznym. Grupa uczniow ze srodmiescia zobaczyla go w jego niebieskim blezerku z herbem na kieszonce na piersi i stlukla go na kwasne jablko. Wyladowal w szpitalu i malo nie stracil nerki. Fizyczny bol byl dotkliwy. Znacznie gorszy byl wstyd przestraszonego malego chlopca.

Win nie chcial nigdy wiecej przezyc czegos takiego.

Wiedzial, ze ludzie oceniaja innych po pozorach. Nie ma w tym nic odkrywczego. Przeciez istnieja typowe uprzedzenia w stosunku do Murzynow, Zydow czy innych narodowosci. Jednak Wina bardziej interesowaly stereotypy innego rodzaju. Na przyklad widok otylej kobiety zajadajacej paczka budzi obrzydzenie. Natychmiast uznajecie ja za niezdyscyplinowana, leniwa, niechlujna, zapewne glupia, zdecydowanie nieszanujaca sie osobe.

Widok Wina wyzwalal w ludziach ten sam mechanizm myslenia.

Mial wybor. Mogl trzymac sie na uboczu, bezpieczny w kokonie przywilejow, wiesc odizolowane, lecz bezpieczne zycie. Albo cos z tym zrobic.

Wybral to drugie.

Pieniadze wszystko ulatwiaja. Dziwne, ale Win zawsze uwazal Myrona za ucielesnienie Batmana, ktorego w dziecinstwie podziwial. Jedynym zrodlem niezwyklej mocy Bruce’a Wayne’a bylo jego ogromne bogactwo. Wykorzystal je, aby walczyc ze swiatem zbrodni. Win uzyl swoich pieniedzy w taki sam sposob. Wynajal bylych dowodcow druzyn Delta Force i Zielonych Beretow, zeby szkolili go, jakby byl czlonkiem tych elitarnych formacji. Znalazl takze najlepszych instruktorow od broni palnej i bialej oraz walki wrecz. Pobieral lekcje u specjalistow od sportow walki z roznych krajow; albo sciagal ich do swojej rodzinnej posiadlosci w Bryn Mawr, albo jezdzil do nich. Spedzil caly rok w pustelni pewnego mistrza sztuki walki w Korei, w wysokich gorach na poludniu tego kraju. Dowiedzial sie, co to bol i jak go zadawac, nie pozostawiajac zadnych sladow. Nauczyl sie taktyki zastraszania. Poznal zastosowania elektroniki, sztuke otwierania zamkow, reguly przestepczego podziemia, metody zabezpieczen.

Wszystko to przynioslo rezultaty. Win chlonal jak gabka te nowe techniki. Ciezko pracowal nad soba, codziennie trenujac co najmniej piec godzin. Mial doskonaly refleks, motywacje, chec do pracy, cel i spokoj – czyli wszystkie skladniki sukcesu.

Przestal sie bac.

Kiedy byl juz nalezycie wyszkolony, zaczal odwiedzac najgorsze spelunki w miescie, pelne narkomanow i przestepcow. Chodzil tam w niebieskim blezerku z herbem albo rozowych koszulkach polo, albo w mokasynach bez skarpetek. Zli ludzie na jego widok oblizywali sie. Mieli nienawisc w oczach. I atakowali. A Win sie bronil.

Wiedzial, ze mogli wsrod nich byc lepsi od niego, szczegolnie teraz, kiedy troche sie zestarzal.

Jednak takich spotkal niewielu.

Zadzwonil jego telefon komorkowy. Podniosl go i rzekl:

– Wyslow sie.

– Mamy zalozony podsluch u niejakiego Dominicka Rochestera.

Dzwonil jego dawny kolega, z ktorym Win nie kontaktowal sie od trzech lat. Niewazne. W ich swiecie wlasnie tak to jest. Wiadomosc o podsluchu wcale go nie zaskoczyla. Rochester mial podobno powiazania z mafia.

– Mow dalej.

– Ktos doniosl mu, ze twoj przyjaciel Bolitar byl jakos powiazany ze zniknieciem jego corki.

Win czekal.

– Rochester ma bezpieczniejszy telefon. Nie mamy pewnosci. Jednak uwazamy, ze wezwal Blizniakow.

Cisza.

– Znasz ich?

– Tylko ich reputacje – odparl Win.

– Pomnoz ja przez dziesiec. Jeden z nich ma dziwnego swira. Nie czuje bolu, ale czlowieku, sam bardzo lubi go zadawac. Ten drugi, ma na imie Jeb – taak, wiem jak to zabrzmi – lubi gryzc.

– Nie mow – powiedzial Win.

– Znalezlismy kiedys goscia zalatwionego przez Blizniakow, a wlasciwie tylko przez Jeba. Jego cialo… no, zostala z niego czerwona plama. Mial wygryzione oczy, Win. Wciaz nie moge zasnac, kiedy mi sie to przypomni.

– Moze powinienes sobie kupic nocna lampke.

– Zebys wiedzial, ze o tym myslalem. Oni mnie przerazaja – powiedzial glos w telefonie. – Tak samo jak

Вы читаете Obiecaj mi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату