– Roger by tego nie zrobil.
– Nie chce narobic mu klopotow, Maxine. O co chodzi? Wszedl nastepny klient. Maxine zawolala cos po chinsku.
Jakas staruszka wyszla z zaplecza i zajela sie klientem. Maxine skinela na Myrona, zeby poszedl za nia. Zrobil to. Mineli rzedy ruchomych wieszakow. Kiedy byl maly, te przesuwajace sie metalowe wieszaki zawsze go zdumiewaly, niczym rekwizyty z jakiegos fajnego filmu science fiction. Maxine szla dalej, az znalezli sie na tylach pralni.
– Roger to dobry chlopiec – powiedziala. – Tak ciezko pracuje.
– Co sie dzieje, Maxine? Kiedy bylem tu poprzednio, zachowywalas sie dziwnie.
– Pan nie rozumie, jak jest ciezko. Zyc w takim miasteczku. Rozumial, bo mieszkal tu cale zycie, ale zatrzymal to dla siebie.
– Roger tak ciezko pracowal. Dostawal dobre stopnie. Byl czwarty w swojej klasie. Te inne dzieci. Sa rozpieszczone. Wszystkie chodza na korepetycje. Nie pracuja. A Roger pracuje codziennie po szkole. Uczy sie w pokoju na zapleczu. Nie chodzi na prywatki. Nie ma dziewczyny.
– A co to ma ze mna wspolnego?
– Inni rodzice wynajmuja ludzi, zeby pisali wypracowania za ich dzieci. Posylaja je na kursy, zeby poprawic ich wyniki. Sponsoruja szkoly. Robia inne rzeczy, o ktorych nawet nie wiem. To takie wazne, do ktorego pojdzie sie college’u. To moze zawazyc na calym dalszym zyciu. Wszyscy tak sie boja, ze zrobiliby wszystko, absolutnie wszystko, zeby ich dziecko dostalo sie do odpowiedniej szkoly. W tym miasteczku doskonale to widac. Moze to dobrzy ludzie, ale kazde zlo mozna usprawiedliwic, mowiac: „To dla mojego dziecka”. Rozumie pan?
– Rozumiem, ale nie wiem, co to ma wspolnego ze mna.
– Chce, zeby pan zrozumial. Z tym wlasnie musimy walczyc. Z ich pieniedzmi i wladza. Z ludzmi, ktorzy oszukuja, kradna i sa gotowi na wszystko.
– Jesli chce mi pani powiedziec, ze w tym miescie trwa ostra walka o przyjecie do college’u to dobrze o tym wiem. Rowniez bralem w niej udzial.
– Pan byl koszykarzem.
– Tak.
– Roger jest takim dobrym uczniem. Tak ciezko pracuje. Jego marzeniem jest dostac sie do Duke. Mowil panu o tym. Pewnie pan nie pamieta.
– Wspominal, ze zlozy tam podanie. Nie pamietam, ze mowil, ze to jego marzenie. Po prostu wymienil kilka szkol.
– Ta byla na pierwszym miejscu – oswiadczyla stanowczo Maxine Chang. – I gdyby Roger zostal przyjety, dostalby stypendium. Wystarczyloby na czesne. To bylo dla nas bardzo wazne. Jednak nie dostal sie. Mimo ze byl czwarty w swojej klasie. Chociaz mial bardzo dobre wyniki. Lepsze niz Aimee Biel.
Maxine Chang popatrzyla na Myrona ponuro.
– Chwileczke. Winicie mnie za to, ze Roger nie dostal sie do Duke?
– Niewiele wiem, Myronie. Jestem tylko praczka. Jednak taka szkola jak Duke niemal nigdy nie przyjmuje wiecej niz jednego ucznia z konkretnego liceum w New Jersey. Aimee Biel zostala przyjeta. Roger mial lepsze stopnie i doskonala opinie. Zadne z nich dwojga nie jest wybitnym sportowcem. Roger gra na skrzypcach, Aimee na gitarze.
Maxine Chang wzruszyla ramionami.
– Zatem niech mi pan powie. Dlaczego to ona sie dostala, a nie Roger?
Chcial zaprotestowac, ale nagle zrozumial. Napisal list polecajacy. Nawet zadzwonil do swojego kolegi. Ludzie wciaz robia takie rzeczy. Przeciez z tego nie wynikalo, ze Roger Chang nie zostanie przyjety. Jednak zadzialala prosta matematyka: kiedy ktos zajmie jedyne miejsce, ktos inny musi odpasc.
Maxine powiedziala blagalnie:
– Roger byl taki zly.
– To nie jest usprawiedliwienie.
– Nie, nie jest. Porozmawiam z nim. Przeprosi pana, obiecuje.
Jednak Myronowi znow cos przyszlo do glowy.
– Czy Roger byl zly tylko na mnie?
– Nie rozumiem.
– Czy byl zly takze na Aimee?
Maxine Chang zmarszczyla brwi.
– Dlaczego pan pyta?
– Poniewaz zaraz potem z tej budki telefonicznej dzwoniono na komorke Aimee Biel. Czy Roger byl na nia zly? Chcial sie odegrac?
– Nie, nie Roger. On nie jest taki.
– Racja, on tylko grozi mi przez telefon.
– To byla zwykla dziecinada. Nie wiedzial, co robi.
– Musze porozmawiac z Rogerem.
– Co? Nie, zabraniam panu.
– Swietnie, wiec pojde na policje. Powiem o grozbach przez telefon.
Zrobila wielkie oczy.
– Nie zrobilby pan tego.
Zrobilby. Moze nawet powinien to zrobic. Jednak jeszcze nie teraz.
– Chce z nim porozmawiac.
– Bedzie tu po szkole.
– Zatem wroce o trzeciej. Jesli go nie zastane, pojda na policje.
Rozdzial 32
Doktor Edna Skylar spotkala Myrona w holu szpitala Swietego Barnaby. Miala wszystkie rekwizyty swojego zawodu – bialy fartuch, identyfikator z godlem szpitala, stetoskop na szyi i notatnik w rece. Miala rowniez poczucie wlasnej wartosci, do tego godna pozazdroszczenia posture, skapy usmieszek i zdecydowany, lecz nie nazbyt silny uscisk dloni.
Myron przedstawil sie. Spojrzala mu prosto w oczy.
– Niech mi pan opowie o tej zaginionej dziewczynie – zazadala.
Ton jej glosu nie dopuszczal sprzeciwu. Myron chcial, zeby mu zaufala, wiec zaczal opowiadac, nie podajac nazwiska Aimee. Oboje stali na srodku holu. Pacjenci i goscie przechodzili obok, niektorzy calkiem blisko.
– Moze jest tu jakies spokojniejsze miejsce – powiedzial Myron.
Edna Skylar usmiechnela sie, ale niewesolo.
– Ci ludzie sa zajeci swoimi sprawami, znacznie wazniejszymi z ich punktu widzenia.
Myron kiwnal glowa. Zobaczyl staruszka z maska tlenowa, jadacego na wozku. Widzial blada kobiete w niedopasowanej peruce, miala zrezygnowana i zdziwiona mine, jakby zastanawiala sie, czy jeszcze stad wyjdzie i czy to w ogole kogos obchodzi.
Edna Skylar obserwowala go.
– Jest tu wiele smierci – powiedziala.
– Jak sobie pani z tym radzi? – zapytal Myron.
– Chce pan uslyszec standardowa odpowiedz, ze oddzielam zycie osobiste od zawodowego?
– Niezupelnie.
– Tak naprawde to sama nie wiem. Moja praca jest interesujaca. Nigdy sie nie starzeje. Widze, jak ludzie umieraja. To rowniez nigdy sie nie zmienia. Nie pomaga mi zaakceptowac wlasnej smiertelnosci ani nic takiego. Wprost przeciwnie. Smierc budzi nieustanny sprzeciw. Zycie jest znacznie cenniejsze, niz moze pan sobie wyobrazic. Znam prawdziwa wartosc zycia. Smierc to wrog. Nie akceptuje jej. Walcze.
– I to nigdy nie jest nuzace?
– Oczywiscie, ze jest. Jednak co innego mam robic? Piec ciastka? Pracowac na Wall Street? – Rozejrzala sie.