– Nie.
– Spekulacje to calkiem inna sprawa.
– Jak to?
– Naprawde mam ci to wyjasniac?
– Tak mysle.
– No, dobrze. Streszczajac rzecz do minimum: spekulacja to oszustwo albo kradziez. Moich klientow nie obchodzi, czy oszukuje lub kradne, dopoki na tym zarabiaja. W istocie wiekszosc z nich najpewniej poparlaby machlojki, gdyby tylko nabily im one portfele. Jesli jednak ich doradca finansowy majstruje przy ich kontach osobistych albo, nie daj Boze, wplatuje wlasna firme w cos, co daje rzadowi prawo do wgladu w jej akta, klienci slusznie staja sie nerwowi.
Myron skinal glowa.
– Rozumiem, w czym problem.
Win zabebnil palcami w biurko, co swiadczylo o duzym wzburzeniu. Trudno uwierzyc, ale po raz pierwszy wydawal sie lekko wytracony z rownowagi.
– Zaangazowalem do pracy nad ta sprawa trzy firmy prawnicze i dwie od PR.
– Jakiej pracy?
– Zwyczajnej. Zdobycia poparcia politykow, sporzadzenia pozwu przeciwko prokuraturze okregowej Bergen o oszczerstwo i pomowienie, pozytywnego nastawienia mediow, zbadania, ktorzy z sedziow beda zabiegac o reelekcje.
– Innymi slowy, komu sie oplacic? Win wzruszyl ramionami.
– Jak go zwal, tak zwal.
– Ale nie zazadali od ciebie jeszcze wgladu w akta?
– Nie. Chce wykluczyc taka mozliwosc, zanim jakiemus sedziemu wpadnie ten pomysl do glowy.
– Moze powinnismy przejsc do ofensywy.
Win rozlaczyl palce. Jego duze mahoniowe biurko bylo tak wypolerowane, ze odbijal sie w nim niczym w lustrze, jak gospodyni domowa z dawnej reklamy plynu do zmywania naczyn, piejaca z zachwytu na widok swego odbicia w talerzu.
– Slucham cie – powiedzial.
Myron zrelacjonowal rozmowe z Bonnie Haid. Opowiesc przerywal mu kilka razy czerwony bat – telefon na komodzie – drugi, oprocz samochodu Batmana, ulubiony rekwizyt Wina ze starego serialu z Adamem Western, tak przezen uwielbiany, ze trzymal go pod szklanym kloszem na ciasto. Dzwonili glownie prawnicy. Do uszu Myrona docieral adwokacki poploch, wylewajacy sie ze sluchawki na biurko. Nie dziwilo to ani troche. Windsor Home Lockwood Trzeci nie nalezal do ludzi, ktorych chciales zawiesc. Win zachowal spokoj. Jego kwestie streszczaly sie w zasadzie do jednego slowa: ile?
– Sporzadzmy liste – rzekl, kiedy Myron skonczyl, ale zaden z nich nie siegnal po pioro. – Po pierwsze, potrzebny jest nam wykaz rozmow telefonicznych Clu.
– Mieszkal w Fort Lee.
– Tam gdzie go zamordowano.
– Clu i Bonnie wynajeli to mieszkanie, kiedy w maju zmienil druzyne. – Przejscie Clu za pokazna sume do Jankesow stworzylo starzejacemu sie weteranowi ostatnia szanse na rozrzutnosc. – Do domu w Tenafly przeprowadzili sie w lipcu, choc mieszkanie mieli oplacone za pol roku. Kiedy wiec Bonnie go wyrzucila, trafil tam.
– Masz adres? – spytal Win.
– Tak.
– Dobrze.
– Przeslij wykaz tych rozmow Wielkiej Cyndi. Przejrzy go.
Zdobycie billingow telefonicznych bylo dziecinnie proste. Nie wierzycie? Z lokalnej ksiazki telefonicznej firm wybierzcie na chybil trafil prywatnego detektywa i zaproponujcie mu dwa tysiace za miesieczny rachunek telefoniczny dowolnego abonenta. Niektorzy zgodza sie bez ceregieli, jednakze wiekszosc zechce z was wydebic trzy tysiace, z czego polowa trafi w lapki „uczynnego” z firmy telefonicznej.
– Trzeba rowniez sprawdzic jego karty kredytowe, ksiazeczke czekowa, karty bankomatowe i reszte, zobaczyc, co sie z tym dzialo – dodal Myron.
Win skinal glowa. W przypadku Clu zadanie bylo ulatwione. Piecze nad jego wszystkimi transakcjami pienieznymi sprawowala firma maklerska Lock – Horne. Zeby latwiej zawiadywac jego finansami – karta debetowa, elektronicznymi miesiecznymi oplatami rachunkow i ksiazeczka czekowa – Win utworzyl mu oddzielne konto.
– Musimy tez odnalezc te tajemnicza kochanke.
– To nie powinno byc trudne – rzekl Win.
– Nie.
– Cos wiedziec moze takze jego stary druh z bractwa studenckiego, Billy Lee Palms.
– Mozemy go odszukac.
– Jedna sprawa. Win uniosl palec.
– Slucham.
– Wiekszosc czarnej roboty spadnie na ciebie.
– Dlaczego?
– Prowadze firme.
– Ja rowniez – odparl Myron.
– Straciles ja, zraniles dwie osoby.
– Trzy – sprostowal Myron. – Zapomniales o Wielkiej Cyndi.
– Nie. Mowie o niej i Esperanzy. Ciebie pominalem z powodow oczywistych. Skoro jednak lakniesz banalow, to prosze bardzo: jak sobie poscieliles, tak sie wyspisz…
– Dotarlo – odparl Myron. – Lecz i tak musze chronic firme. Jezeli nie ze wzgledu na siebie, to na nie.
– Koniecznie. – Win wskazal w strone okopow za progiem. – Trudno, zabrzmi to melodramatycznie, ale ja tez odpowiadam za moich podwladnych. Za ich prace i bezpieczenstwo finansowe. Maja rodziny, hipoteki, oplacaja czesne. – Wbil w Myrona lodowate blekitne spojrzenie.
– Ich los nie jest mi obojetny.
– Wiem.
Win rozsiadl sie w fotelu.
– Oczywiscie pozostane do dyspozycji. Jesli przyda sie ktorys z moich specyficznych darow…
– Miejmy nadzieje, ze nie – wszedl mu w slowo Myron.
– Nie w tym rzecz – odparl.
– A w czym?
– Zadne sledztwo w sprawie morderstwa nie wyjasnia wszystkiego do konca. W konstrukcji logicznej zawsze sa pekniecia. Niewyjasnione slabe punkty. Byc moze Esperanza popelnila blad. Moze do glowy jej nie przyszlo, ze policja nabierze co do niej podejrzen. Moze uznala, ze narzedzie zbrodni bezpieczniejsze bedzie w biurze, a nie, dajmy na to, w domu?
– Ona nie zabila Clu. Win rozlozyl rece.
– Kto z nas, w stosownych okolicznosciach, nie bylby zdolny do morderstwa? – spytal. Zapadla glucha cisza. Myron glosno przelknal sline.
– Zalozmy, ze pistolet podrzucono. Win wolno skinal glowa.
– Pytanie, kto ja wrobil.
– I dlaczego.
– Musimy sporzadzic liste jej wrogow – rzekl Myron.
– I naszych.
– Slucham?
– Oskarzenie Esperanzy o morderstwo bije mocno takze w nas. Nalezy rozpatrzyc kilka mozliwosci.
– Na przyklad?
– Po pierwsze, moze za duza wage przykladamy do hipotezy o wrobieniu jej przez kogos.
– Jak to?