– W gre nie musi wchodzic osobista zemsta. Morderca mogl uslyszec o klotni w garazu i uznal, ze Esperanza jest dobra koza ofiarna.
– Sugerujesz, ze nie ma w tym nic osobistego? Ze chodzi tylko o odwrocenie uwagi od prawdziwego mordercy?
Jest taka mozliwosc. I tyle – odparl Win.
– No dobrze, co poza tym?
– Morderca chce bardzo zaszkodzic Esperanzy.
– To oczywiste.
– Owszem, jesli taki domysl jest cokolwiek wart. Mozliwosc trzecia: morderca chce bardzo zaszkodzic jednemu z nas.
– Albo naszym firmom – dodal Myron.
– Tak.
Nagle w glowe Myrona wyrznelo cos w rodzaju olbrzymiego kowadla z kreskowki.
– Ktos taki jak F.J.! Win tylko sie usmiechnal.
– A jezeli Clu robil cos nielegalnego, cos, co wymagalo grubej gotowki?…
– To glownym jej odbiorca bylby najpewniej F.J. i jego famula – dokonczyl Win. – Poza tym, pominmy na moment kwestie pieniedzy, F.J. z rozkosza wykorzystalby kazda okazje, zeby cie zniszczyc. A najlatwiej osiagnac to, podkopujac twoja firme i pakujac do wiezienia twoja najlepsza przyjaciolke.
– Dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Wlasnie.
Myron, czujac, ze uszla z niego energia, zaglebil sie w fotelu.
– Nie pale sie do starcia z Ache'ami – powiedzial.
– Ja rowniez – odparl Win.
Ty? Przeciez wczesniej chciales zabic Juniora. Otoz to. Rzecz w tym, ze nie moge tego zrobic. Jezeli Za tym wszystkim stoi F.J., zeby to udowodnic, musimy utrzymac go przy zyciu. Zastawienie pulapki na tego szkodnika niesie z soba ryzyko. Najprosciej byloby go zlikwidowac.
– A wiec tym razem twoja ulubiona opcja odpada. Win skinal glowa.
– Smutne, co?
– Tragedia.
– Jeszcze gorzej, wierny druhu.
– Jak to?
– Esperanza, winna czy niewinna, cos przed nami ukrywa. Zamilkli.
– Nie mamy wyboru – przemowil Win. – Nia rowniez musimy sie zajac. Pogrzebac co nieco w jej zyciu osobistym.
– Nie pale sie do starcia z Ache'ami – powtorzyl Myron – ale jeszcze mniej do naruszenia jej prywatnosci.
– Boj sie tego – rzekl Win. – Boj sie tego bardzo.
11
Na pierwszy potencjalny trop Myron zareagowal dwojako – bardzo sie przestraszyl i przypomnial sobie dzwieki muzyki.
Lubil stary musical z Julie Andrews – kto by nie lubil? – ale jedna z piosenek, notabene nalezaca do klasyki gatunku – My Favorite Things – uwazal za szczegolnie glupia. Nie miala sensu. Ile z miliona osob poproszonych o wymienienie ulubionych rzeczy, wymieniloby, jak bonie dydy, dzwonki do drzwi?! „Wiesz co, Millie? Kocham dzwonki do drzwi! Pal szesc spacery po cichej plazy, frapujaca ksiazke, milosne igraszki, spektakl na Broadwayu. Dzwonki do drzwi, Millie! Nic ich nie przebije.
Bywa, ze podbiegam do cudzych domow, naciskam dzwonki i, przyznam bez bicia, dusza hyc na ramie”.
Druga zagadkowa „ulubiona rzecza” byl przewiazany sznurkiem pakiet, ktory Myronowi kojarzyl sie glownie (nie dlatego, ze znal takie z doswiadczenia) z przesylka zamowiona u pornografa. Znalazl go wsrod duzego stosu z poczta. Na nalepce u spodu opakowania ze zwyklego brazowego papieru wypisano na maszynie slowo „Osobiste”. Brak bylo nadawcy. Stempel nowojorski.
Myron rozcial pakiet i wytrzasnal z niego na biurko dyskietke.
No, no.
Wzial dyskietke i obejrzal z obu stron. Zadnej nalepki. Zadnego napisu. Banalny czarny kwadrat z metalowa blaszka na gorze. Przygladal sie mu chwile. Wzruszyl ramionami, wlozyl dyskietke do komputera i stuknal w klawisze. Wlasnie mial sprawdzic w Windows Explorerze, co to za plik, kiedy cos zaczelo sie dziac. Myron usiadl w fotelu i zmarszczyl czolo. Mial nadzieje, ze dyskietka nie zawiera wirusa. Glupio zrobil, pakujac nieznana dyskietke do komputera. Nie wiadomo, gdzie sie dotad szlajala, w jaki podejrzany naped ja przedtem wsuwano. Nosila prezerwatywe, zbadano jej krew?
Gdzie tam. Biedny komputer. Barabara, RAM, dziekuje, madame.
Pecet steknal.
Monitor zgasl.
Myron skubnal sie w ucho. Juz mial nacisnac klawisz escape – ostatnia deske ratunku dla zdesperowanych komputerofobow – kiedy na ekranie pojawil sie obraz.
Myron zamarl.
Zobaczyl dziewczyne. Okolo szesnastoletnia, z dlugimi strakowatymi wlosami, podkreconymi z przodu, i zaklopotanym usmiechem. Niedawno zdjela aparat ortodontyczny. Patrzyla w bok na tle rozmazanej wyblaklej teczy, typowej dla zdjec szkolnych. To z pewnoscia pochodzilo z ramki na kominku rodzicow lub z gimnazjalnego rocznika z okolo tysiac dziewiecset osiemdziesiatego piatego roku, pamiatki z mottem podsumowujacym zycie – cytatem z Jamesa Taylora badz z Bruce'a Springsteena – oraz informacja, ze takiej to a takiej osobie milo bylo piastowac funkcje sekretarza/skarbnika w stowarzyszeniu Key Club, a do najmilszych wspomnien zalicza szwendanie sie po sklepie Woolwortha z Jenny i Sharon T., prazenie kukurydzy na zajeciach z pania Kennilworth, proby orkiestry na tylach parkingu i tym podobne na wskros amerykanskie zajecia. Rodzaj nekrologu po latach dorastania.
Myron skads znal te dziewczyne.
W kazdym razie z pewnoscia juz ja widzial. Ale kiedy i gdzie, osobiscie, na zdjeciu czy jak, nie potrafil powiedziec. Wpatrzyl sie w ekran, liczac, ze wyczaruje z przeszlosci jej imie, a nawet przelotne wspomnienie. Na prozno. A gdy tak patrzyl, nagle stalo sie.
Obraz dziewczyny zaczal topniec.
Trudno bylo okreslic to inaczej. Podkrecone wlosy dziewczyny opadly, zlaly sie z cialem, czolo zjechalo w dol, nos sie rozpuscil, oczy uciekly do tylu, zamknely sie, z oczodolow poplynela krew, a twarz pokryla sie szkarlatem.
Myron, bliski krzyku, cofnal sie gwaltownie z fotelem.
Krew pokryla juz caly obraz i na chwile sie zlakl, ze wyplynie z ekranu. Z glosnikow komputera rozbrzmial smiech. Ale nie okrutny smiech psychopaty, tylko zdrowy, szczesliwy smiech nastolatki, najzwyklejszy, ktory jednak zjezyl mu wlosy na karku skuteczniej niz maniacki rechot.
Chwile potem na szczescie ekran raptem zgasl, smiech ucichl i pojawil sie pulpit Windows.
Myron zaczerpnal kilka lykow powietrza. Dlonmi tak mocno wpijal sie w biurko, ze zbielaly mu klykcie.
Ki diabel?!
Serce mu walilo, jakby chcialo sie wyrwac z piersi. Siegnal po opakowanie po dyskietce. Stempel byl prawie sprzed trzech tygodni. Trzech tygodni! Przerazajaca dyskietka lezala wiec w stosie korespondencji od czasu jego ucieczki. Dlaczego? Kto mu ja przyslal? I kim byla ta dziewczyna?
Wciaz drzaca reka podniosl sluchawke i wystukal numer.
– Co sie stalo, Myron? – uslyszal glos, choc mial wlaczona blokade wyswietlania numeru.
– Potrzebuje pomocy, P.T.
– O rany, co z twoim glosem? Chodzi o Esperanze?