druzyna z Bronksu od razu walczyla o mistrzostwo. Sposobem na to byla wymiana graczy na Clu. Publicznosc okazala sceptycyzm. W pierwszym miesiacu gry w druzynie Clu rzucal zadziwiajaco dobrze. Ciskal z szybkoscia stu piecdziesieciu kilometrow na godzine, a jego rogale trafialy w cel jak zdalnie sterowane rakiety. Z kazdym wystepem gral coraz lepiej i w koncu Jankesi wyszli na prowadzenie. Publicznosc sie uspokoila. Przynajmniej na jakis czas. Myron przestal sledzic rozgrywki, ale mogl sobie wyobrazic, jak odbila sie na rodzinie Mayorow wiesc, ze Clu sie narkotyzuje.
Myrona wprowadzono bezzwlocznie do gabinetu, Sophie i Jared Mayorowie wstali, zeby go powitac. Sophie, przystojna, jak sie to popularnie okresla, kobieta po piecdziesiatce, z siwymi zadbanymi wlosami, trzymala sie prosto, uscisk miala mocny, ramiona sniade, a w blyszczacych oczach figlarnosc i spryt. Jared, mlody konserwatysta, z przedzialkiem po prawej stronie, w okularach w drucianej oprawie, granatowej marynarce i muszce w grochy, wygladal na dwadziescia piec lat. Gabinet udekorowany byl skapo, a moze tylko tak sie prezentowal, zdominowany przez wiszaca na scianie glowe losia. Notabene martwego. Zywego losia bardzo trudno jest powiesic na scianie. Dekoracja, ze prosze siadac. Myron probowal nie zrobic zadnej miny. O malo nie wyrwalo mu sie, w stylu Dudleya Moore'a w Arturze: „Z pewnoscia nie lubila pani tego zwierzaka”. No coz, z wiekiem czlowiek dojrzewa. Myron uscisnal Jaredowi reke i stanal twarza do Sophie Mayor.
– Gdzie pan sie podziewal?! – zaatakowala.
– Prosze?
– Siadaj pan.
Wskazala krzeslo. Zabrzmialo to jak komenda dla psa, ale usiadl. Jared rowniez. Jego matka nie.
– Wczoraj w sadzie wspomniano, ze bawil pan na Karaibach – powiedziala, piorunujac Myrona wzrokiem.
Mruknal wymijajaco.
– Gdzie pan byl?
– Wyjechalem.
– Wyjechal pan?
– Tak.
Spojrzala na syna i znow na Myrona.
– Na ile?
– Trzy tygodnie.
– Od pani Diaz uslyszalam, ze jest pan w miescie. Myron milczal. Sophie Mayor nachylila sie ku niemu, zaciskajac dlonie.
– Dlaczego tak powiedziala?
– Nie wiedziala, gdzie jestem.
– Inaczej mowiac, oklamala mnie. Nie raczyl odpowiedziec.
– Gdzie pan byl?
– Za granica.
– Na Karaibach? Myron milczal.
– Nikomu nic nie mowiac, zrobil pan sobie wakacje. Zostawil Clu samego. Postapil nieodpowiedzialnie. Dlatego jest pan wspolwinien tego, ze Haig znow zaczal brac.
Myron otworzyl usta i je zamknal. Miala oczywiscie racje, ale nie mogl w tej chwili pozwolic na wiercenie sobie dziury w brzuchu. Analize swojej roli zostawil na pozniej. Bol po wczorajszym pobiciu zaczal gniewnie budzic sie z drzemki. Myron siegnal do kieszeni po fiolke i wytrzasnal z niej dwa supermocne tylenole. Usatysfakcjonowana – a moze zaspokojona w gniewie – Sophie Mayor usiadla.
– Popije pan woda? – spytala na widok proszkow.
– Prosze.
Skinela glowa synowi. Jared napelnil szklanke i podal ja Myronowi. Myron podziekowal i polknal proszki. Zadzialal efekt placebo i od razu poczul sie lepiej.
Spodziewajac sie kolejnego ataku Sophie Mayor, sprobowal zmienic temat.
– Jak wygladal test, na ktorym wpadl Clu? – spytal. Spojrzala na niego ze zdziwieniem.
– A o czym tu mowic?
– Twierdzil, ze nie bral.
– I pan w to wierzy?
– Chcialbym to zbadac.
– Dlaczego?
– Poniewaz w przeszlosci ilekroc przylapywano go na tym, zawsze blagal o wybaczenie i obiecywal poprawe. Nie wmawial, ze wynik testu jest mylny.
Sophie splotla przedramiona.
– I niby czego to dowodzi? – spytala.
– Niczego. Po prostu chcialbym zadac kilka pytan.
– Niech pan pyta.
– Jak czesto pani go kontrolowala?
Spojrzala na syna, dajac znak, ze teraz jego kolej. Jared odezwal sie po raz pierwszy, odkad powital Myrona w drzwiach.
– Co najmniej raz na tydzien – poinformowal.
– Badaliscie mocz? – spytal Myron.
– Tak.
– I wszystkie kontrole przeszedl pomyslnie? To znaczy, procz ostatniej?
– Tak.
Myron pokrecil glowa.
– Raz na tydzien? I nic? Az do teraz?
– Zgadza sie.
– Nie zdziwilo to pani? – zwrocil sie do Sophie.
– A dlaczego? Probowal nie brac, nie udalo mu sie. Co w tym niezwyklego? Pomyslal, ze nic, cos mu sie jednak nie zgadzalo.
– Clu wiedzial, ze go sprawdzacie.
– Tak sadze. Sprawdzalismy go co najmniej raz w tygodniu.
– A jak wygladaly te kontrole? Sophie ponownie spojrzala na syna.
– O co pan pyta? – spytal Jared.
– Jak przebiegaly, krok po kroku. Co robil?
– Sikal do kubka – odparla Sophie. – To bardzo proste. To nigdy nie bylo proste.
– Czy sikal w czyjejs obecnosci?
– Slucham?
– Czy ktos go wtedy pilnowal, czy tez Clu sam wchodzil do kabiny? Byl nagi czy w majtkach?…
– Co za roznica?
– Duza. Clu cale zycie oszukiwal na testach. Wiedzac, ze sie zblizaja, byl na nie przygotowany.
– Jak? – spytala Sophie.
– Na wiele sposobow, zaleznie od ich zlozonosci. W przypadku testu prostego mozna posmarowac palce olejem silnikowym i na nie nasikac. Fosforany zmieniaja wyniki. Niektorzy rzeczoznawcy, wiedzac o tym, testuja ich obecnosc. Jesli kontroler pozwoli zawodnikowi sikac w kabinie, moze on oddac do badania probke nieskazonego moczu, przytwierdzona zawczasu do uda. Badani ukrywaja tez taki mocz w prezerwatywie albo malym baloniku. Przemycaja go, na przyklad, pod bokserkami, pomiedzy palcami nog, pod pachami, a nawet w ustach.
– Powaznie?
– Bywa gorzej. Jezeli badany dostaje cynk o surowym badaniu antydopingowym albo kiedy kontrolerzy sledza kazdy jego ruch, oproznia pecherz i za pomoca cewnika wpompowuje sobie czysty mocz.
– Wpompowuje sobie do pecherza cudzy? – spytala zdjeta zgroza Sophie Mayor.
– Tak.
– Chryste Panie! – Przygwozdzila Myrona wzrokiem. – Widze, ze duzo pan o tym wie.
– Tak jak Clu.