– Wlasnie.
– Wobec tego zajmijmy sie na chwile druga styczna: barem nocnym Zgadnij.
– Wiemy jedynie, ze Clu tam byl.
– Wiemy znacznie wiecej.
– Na przyklad?
– Zareagowali na twoja wizyte za ostro. Wyrzucenie cie stamtad i pobicie to jedno. Ale przesluchanie z uzyciem noza i pradu to gruba przesada.
– Czyli ze…
– Czyli ze trafiles w nerw, wsadziles kij w mrowisko, poruszyles gniazdo os, wybierz ulubiony truizm.
– A wiec sa w to zamieszani.
– Logiczne – odparl Win, znowu nasladujac Spocka.
– Jak?
– Moj Boze, nie mam pojecia.
– Sadzilem, ze Clu i Esperanza sie tam spotkali – rzekl po chwili Myron.
– Zmieniles zdanie?
– Zalozmy, ze sie spotkali. Co w tym nadzwyczajnego? Skad ta przesadna reakcja?
– A wiec chodzi o cos innego.
– Masz wiecej stycznych? – spytal Myron.
– Jedna duza. Znikniecie Lucy Mayor.
– Do ktorego doszlo przeszlo dziesiec lat temu.
– Na dodatek jego zwiazek z reszta wypadkow jest, przyznajmy, w najlepszym razie slaby.
– Przyznaje. Win zetknal palce.
– A jednak dyskietke przyslano tobie.
– Tak.
– Nie mamy pewnosci, czy Lucy Mayor laczy cos z Clu Haidem…
– Owszem.
– Ale wiemy na pewno, ze laczy ja cos z toba.
– Ze mna? – Myron zrobil zdziwiona mine. – Niemozliwe.
– Dobrze sie zastanow. Moze ja kiedys spotkales.
– Nie.
– Nie majac o tym pojecia. Ta kobieta zyla bardzo dlugo jakby w stanie utajenia. Spotkales ja w jakims barze, zaliczyles jednorazowy numerek.
– Nie zaliczam jednorazowych numerkow.
– Slusznie… Boze, jak ja ci zazdroszcze – odparl Win, patrzac na niego beznamietnie. Myron machnal reka.
– Zalozmy, ze masz racje. Zalozmy, ze spotkalem ja, nie wiedzac o tym. I co z tego? Msci sie na mnie, przysylajac dyskietke, na ktorej jej twarz zmienia sie w kaluze krwi?
– Zagadkowe – przyznal Win.
– Co nam pozostaje?
– Zagadka. Wlaczyl sie interkom.
– Dzwoni panski ojciec, panie Bolitar – poinformowala Wielka Cyndi.
– Dziekuje. – Myron podniosl sluchawke. – Czesc, tato.
– Witaj. Co u ciebie?
– W porzadku.
– Oswajasz sie z krajem?
– Tak.
– Cieszysz sie, ze wrociles? Ojciec wyraznie z czyms zwlekal.
– Tak, tato, bardzo.
– Ta sprawa z Esperanza… Mocno cie absorbuje, co?
– Tak, owszem.
– Czyyyy – zaczal Al Bolitar, przeciagajac slowo – w takim razie znajdziesz czas na lunch ze swoim starym?
W jego glosie czuc bylo napiecie.
– Oczywiscie, tato.
– Moze jutro. W klubie?
Myron stlumil jek. O rany, w klubie!
– Oczywiscie. W poludnie?
– Dobrze, synu.
Tata nieczesto nazywal go synem. Od wielkiego dzwonu. Myron przelozyl sluchawke do drugiej reki.
– Cos sie stalo, tato? – spytal.
– Nie, nie – zaprzeczyl zbyt pospiesznie ojciec. – Wszystko w porzadku. Po prostu chce z toba o czyms porozmawiac.
– O czym?
– To nic takiego, moze poczekac. Do zobaczenia jutro. Al Bolitar rozlaczyl sie. Myron spojrzal na Wina.
– To moj ojciec – wyjasnil.
– Wiem, powiedziala ci to Wielka Cyndi. A poza tym kilka razy powtorzyles slowo „tato”. Polapalem sie w mig, juz taki mam talent.
– Na jutro umowil sie ze mna na lunch.
– Mam sie tym przejac dlatego…
– Tylko cie informuje.
– Wieczorem zanotuje to w swoim pamietniku. A na razie wpadla mi do glowy kolejna mysl w zwiazku z Lucy Mayor.
– Slucham.
– Jak pamietasz, probowalismy ustalic, komu ta sprawa zaszkodzila.
– Pamietam.
– Z pewnoscia Clu. Esperanzy. Tobie. Mnie.
– Tak.
– Musimy jednak dodac jeszcze jedna osobe. Sophie Mayor.
– Calkiem slusznie – rzekl Myron, kiwajac glowa. – Gdybys chcial ja zniszczyc, to co bys zrobil? Przede wszystkim podkopalbys jej poparcie u kibicow i w zarzadzie klubu.
– Dobralbym sie do Clu Haida – wtracil Win.
– Wlasnie. A potem uderzyl w jej czuly punkt: zaginiona corke. Wyobrazasz sobie zgroze Sophie Mayor po przeslaniu podobnej dyskietki?
– Rodzi to ciekawe pytanie.
– Jakie?
– Powiesz jej?
– O dyskietce?
– Pewnie, ze o dyskietce. Przeciez nie o ostatnich ruchach wojsk w Bosni.
– Nie mam wyboru – odparl Myron po krotkim namysle. – Musze jej powiedziec.
– To rowniez moze byc czescia planu wykonczenia jej psychicznie – rzekl Win. – Zapewne ktos przeslal ci dyskietke, wiedzac, ze uderzy to w pania Mayor.
– Moze. Tak czy inaczej Sophie Mayor ma prawo wiedziec. Nie mnie decydowac, czy wystarczy jej sil, by to zniesc.
– Slusznie. – Win wstal. – Znajomi ludzie probuja dotrzec do zeznan swiadkow i urzedowych raportow w sprawie smierci Clu: z sekcji zwlok, miejsca zbrodni, badan kryminalistycznych et cetera. Ale nikt nie puszcza pary z geby.
– Chyba ktos by sie znalazl – rzekl Myron.
– Tak?
– Lekarzem sadowym powiatu Bergen jest Sally Li. Znam ja.