Wielka Cyndi powtorzyla numer, ktory jej podal, i polaczyla go z Hester Crimstein.
– Gdzie pan jest? – spytala obcesowo adwokatka.
– A co pani do tego?
Nie spodobala jej sie ta odpowiedz.
– Do diaska, Myron, niech pan skonczy z ta dziecinada! Gdzie pan jest? – powtorzyla.
– Nie pani sprawa.
– Nie pomaga mi pan.
– O co chodzi, Hester?
– Dzwoni pan z komorki?
– Tak.
– Wobec tego nie ma pewnosci, czy linia jest pewna. Musimy sie zaraz spotkac. W mojej kancelarii.
– Nie da rady.
– Chce pan pomoc Esperanzy czy nie?
– Zna pani odpowiedz.
– Wiec niech pan przyjedzie, migiem! Moze pan pomoc. Mamy klopot.
– Jaki?
– Nie przez telefon. Czekam na pana.
– To moze zajac troche czasu – odparl.
– Dlaczego? – spytala po chwili.
– Po prostu zajmie.
– Zbliza sie poludnie. Kiedy moge sie pana spodziewac?
– Nie przed szosta.
– To za pozno.
– Trudno. Westchnela.
– Ma pan przyjechac w tej chwili. Esperanza chce sie z panem widziec. Myronowi podskoczylo serce.
– Myslalem, ze jest w areszcie.
– Wlasnie ja wydostalam. Po cichu. Ma pan przyjechac, Myron. Natychmiast. Stali z Winem na parkingu motelu Zascianek.
– Co o tym myslisz? – spytal Win.
– Nie podoba mi sie.
– Z powodu?
– Dlaczego Hester Crimstein raptem chce sie ze mna widziec? Odkad powrocilem, starala sie mnie pozbyc. A teraz mam rozwiazac jakis problem?
– Rzeczywiscie dziwne – przyznal Win.
– Poza tym nie podoba mi sie to zwolnienie po cichu Esperanzy.
– Zdarza sie.
– Pewnie, ze sie zdarza. Ale jezeli wyszla z aresztu, to dlaczego do mnie nie zadzwonila? Dlaczego Hester dzwoni w jej imieniu?
– Wlasnie.
Myron chwile sie zastanawial.
– Myslisz, ze jest w to zamieszana? – spytal.
– Nie potrafie wyobrazic sobie, w jaki sposob – odparl Win. – Chyba ze rozmawiala z Bonnie Haid.
– I co?
– Moze wydedukowala, ze jestesmy w Wilston.
– A teraz chce, zebysmy pilnie wrocili.
– Tak.
– I stara sie wyciagnac nas stad.
– Mozliwe.
– Boi sie, ze cos tu odkryjemy? Win wzruszyl ramionami.
– Jest adwokatka Esperanzy – odparl.
– Cos, co zaszkodzi jej klientce?
– To logiczne.
Z jednego z pokojow motelu wytoczyla sie para po osiemdziesiatce. Staruszek otaczal ramieniem partnerke. Wygladali jak po stosunku. W samo poludnie. Milo widziec. Myron i Win przygladali sie im w milczeniu.
– Poprzednim razem zapedzilem sie – przyznal Myron. Win nie skomentowal.
– Ostrzegles mnie. Powiedziales, ze trace z oczu nagrode. Ale nie sluchalem. Win wciaz milczal.
– Teraz robie to samo?
– Nie potrafisz rezygnowac.
– To nie jest odpowiedz. Win zmarszczyl brwi.
– Nie jestem swietym medrcem na wierzcholku gory. Nie znam wszystkich odpowiedzi – odparl.
– Chce wiedziec, co myslisz.
Win zmruzyl oczy, choc slonce prawie sie skrylo.
– Poprzednim razem straciles z oczu cel – powiedzial. – Czy wiesz, co nim jest tym razem?
– Uwolnienie Esperanzy – odparl Myron. – I poznanie prawdy. Win usmiechnal sie.
– A jezeli te dwa cele nawzajem sie wykluczaja?
– To poswiece prawde. Win skinal glowa.
– Tym razem rzeczywiscie wiesz, co jest twoim celem.
– Mialbym z niego zrezygnowac? Win zmierzyl go wzrokiem.
– Jest jeszcze jeden problem.
– Jaki?
– Lucy Mayor.
– Nie szukam jej aktywnie. Chetnie bym ja odnalazl, ale watpie, czy to mozliwe.
– Tak czy siak jej osoba wiaze cie jakos z ta sprawa. Myron pokrecil glowa.
– Dyskietke przyslano tobie. Nie uciekniesz od tego. To nie w twoim charakterze. Ciebie i te zaginiona dziewczyne cos laczy.
Myron nie odpowiedzial.
Sprawdzil adres i nazwisko, ktore podala mu Wielka Cyndi. Telefon nalezal do Barbary Cromwell z Claremont Road dwanascie. Nazwisko nic mu nie mowilo.
– Niedaleko jest wypozyczalnia samochodow. Wroc do Nowego Jorku – zaproponowal Winowi. – Pogadaj z Hester Crimstein. Wyciagnij z niej, co sie da.
– A ty?
– Dowiem sie, kim jest Barbara Cromwell z Claremont Road dwanascie.
– To wyglada na plan – rzekl Win.
– Dobry?
– Tego nie powiedzialem.
34
W Massachusetts, podobnie jak w New Jersey, rodzinnym stanie Myrona, duze miasto w mig przeistaczalo sie w miasto pelna geba, takie male zas, jak to, w zadupie. Tak wlasnie bylo tutaj. Pod adresem Claremont Road dwanascie – Myron nie umial powiedziec, dlaczego przy ulicy z trzema domami numeracja siega dwunastu – byla stara zagroda. W kazdym razie wygladala na stara. Splowiale sciany, niegdys zapewne intensywnie czerwone, mialy ledwie widoczny, wodnisty odcien. Szczyt budynku jakby sie pochylil do przodu, niczym staruszek cierpiacy na osteoporoze. Prawa krawedz peknietego na dwoje okapu z frontu zwisala jak warga ofiary udaru. Deski byly poluzowane, pekniecia szerokie, a trawa tak wybujala, ze dalby jej rade tylko kombajn.
Myron zatrzymal sie przed domem Barbary Cromwell, rozwazajac taktyke. Nacisnal automatyczne wybieranie numeru i polaczyl sie z Wielka Cyndi.