– O czym pan mowi, do diabla?! – nie wytrzymala Hester.
– Opowiem pani historie.
– Jaka?
– Prosze nie przerywac, to byc moze dowie sie pani, w co sie wpakowala. Adwokatka zamknela usta. Bonnie milczala.
– Przed dwunastu laty Clu Haid i Billy Lee Palms grali w drugiej lidze w druzynie Bizonow z Nowej Anglii. Byli mlodzi i lekkomyslni, jak to mlodzi sportowcy. Swiat stal przed nimi otworem, uwazali sie za bog wie co, zna pani te bajke. Oszczedze szczegolow. Kobiety zaglebily sie w fotelach. Myron usiadl naprzeciwko nich.
– Ktoregos dnia Clu Haid prowadzil po pijaku – ciagnal – zapewne nie pierwszy raz, tym razem jednak wpadl na drzewo. Bonnie… – wskazal ja broda – zostala ranna. Po wstrzasie mozgu spedzila kilka dni w szpitalu. Clu wyszedl z tej kraksy bez szwanku, Billy Lee zlamal palec. Po wypadku Clu spanikowal. Dwanascie lat temu, choc to tak niedawno, przylapanie najezdzie w stanie nietrzezwym moglo zniszczyc mlodego zawodowca. Akurat zalatwilem mu kilka dochodowych kontraktow reklamowych. Za pare miesiecy czekalo go przejscie do ekstraklasy. W zwiazku z tym zrobil to, co wielu mlodych sportowcow. Znalazl kogos, kto wybawi go z klopotow. Swojego agenta. Mnie. Popedzilem jak szalony na miejsce przestepstwa. Spotkalem sie z Eddiem Koblerem, policjantem, ktory go zatrzymal, i miejscowym szeryfem, Ronem Lemmonem.
– Nic z tego nie rozumiem – wtracila Hester Crimstein.
– Prosze dac mi czas, to pani zrozumie. Policjanci i ja doszlismy do porozumienia. Tak z reguly zalatwia sie sprawy czolowych sportowcow. Zamiata sie je pod dywan. Zgodzilismy sie, ze Clu to dobry chlopak. Nie ma sensu lamac mu zycia z powodu drobnego wypadku. To przestepstwo poniekad bez ofiary, ranna zostala jego zona. Dogadalismy sprawe, pieniadze zmienily wlasciciela. Clu nie byl pijany. Gwaltownie skrecil, by uniknac zderzenia z drugim samochodem. Potwierdza to Bonnie i Billy Lee Palms. Nie ma o czym mowic, koniec.
Zachmurzona Hester sluchala z urazona, lecz przy tym zaciekawiona mina. Bonnie bladla.
– Minelo dwanascie lat. Wypadek Clu przypomina te, na ktore spadla klatwa mumii. Pijany kierowca, Haid, zostaje zamordowany. Jego najblizszy przyjaciel i pasazer, Billy Lee Palms, zastrzelony. Nie nazwe tego morderstwem, bo jego zabojca ocalil mi zycie. Przekupiony szeryf umiera na raka prostaty. Nic nadzwyczajnego, chyba ze Bog dopadl go przed mumia. Drugiego policjanta, Eddiego Koblera, przylapuja na braniu lapowek w grubej aferze narkotykowej. Aresztowany, zawiera ugode z prokuratura. Opuszcza go zona. Dzieci z nim nie rozmawiaja. Zapija sie samotnie w Wyoming.
– Skad pan wie o tym Kohlerze? – spytala Hester.
– Od Hoberta, miejscowego policjanta. Jego slowa potwierdzila moja znajoma, reporterka.
– Wciaz nie widze zwiazku z ta sprawa.
– Dlatego, ze Esperanza trzymala pania w niewiedzy. Bylem ciekaw, ile pani powiedziala. Najwyrazniej niewiele. Pewnie nalegala, zeby za nic mnie w to nie wciagac. Hester Crimstein obrzucila go adwokackim spojrzeniem.
– Twierdzi pan, ze Esperanza ma z tym wszystkim cos wspolnego?
– Nie.
– To pan popelnil w tej sprawie przestepstwo. Przekupil pan policjantow.
– W tym sek – przyznal.
– O czym pan mowi?
– Juz wtedy, tamtej nocy, cos w tym wypadku mnie zdziwilo. Jechali we trojke. Dlaczego? Bonnie nie przepadala za Billym Lee Palmsem. Oczywiscie chodzila z Clu, ktory kolegowal sie z Billym Lee, moze nawet umawiali sie na wspolne randki parami. Ale dlaczego tak pozno w nocy jechali we troje samochodem?
Hester Crimstein pozostala prawniczka.
– Twierdzi pan, ze ktoregos z nich nie bylo w tym wozie?
– Nie. Twierdze, ze jechaly nim nie trzy, tylko cztery osoby.
– Slucham?!
Hester i Myron spojrzeli na Bonnie. Opuscila glowe.
– Kim byla ta czwarta? – spytala Hester.
– Jedna pare tworzyli Bonnie i Clu. – Myron na prozno probowal spojrzec Bonnie w oczy, nie podniosla glowy. – A druga Billy Lee Palms i Lucy Mayor. Hester Crimstein miala taka mine, jakby spadla jej na glowe belka.
– Lucy Mayor? – powtorzyla. – Zaginiona Mayorowna?
– Tak.
– O cholera!
Myron nie spuszczal z oka Bonnie. Wreszcie podniosla glowe.
– To prawda, tak? – spytal.
– Nic nie powie – wtracila Hester Crimstein.
– Tak, prawda – potwierdzila Bonnie.
– Ale nie wiedzialas, co sie z nia stalo. Zawahala sie.
– Wtedy nie.
– Co ci powiedzial Clu?
– Ze ja rowniez przekupili – odparla. – Tak jak policjantow. Ze zaplacili jej za milczenie. Myron skinal glowa. To by sie zgadzalo.
– Nie rozumiem jednego – powiedzial. – Kilka lat temu o zniknieciu Lucy Mayor zrobilo sie glosno. Na pewno widzialas jej zdjecie w gazetach.
– Tak.
– Nic nie skojarzylas?
– Nie. Zeby skojarzyc, musisz kogos pamietac. A ja widzialam ja tylko ten jeden raz. Znales Billy'ego Lee. Co wieczor inna dziewczyna. Ja i Clu siedzielismy z przodu. Ona miala inny kolor wlosow. Byla wtedy blondynka. Wiec nie rozpoznalam jej.
– Clu rowniez.
– Tak.
– Ale w koncu poznalas prawde.
– W koncu.
– Hola! – wtracila Hester Crimstein. – Nic z tego nie rozumiem. Co wypadek drogowy sprzed lat ma wspolnego z zamordowaniem Clu?
– Wszystko – odparl Myron.
– Niech pan to wyjasni. A przy okazji, jak w te sprawe zostala wciagnieta Esperanza?
– Przez pomylke.
– Co?
– To nie ja chciano wrobic, tylko mnie.
38
Yankee Stadium kulil sie wieczorem, garbiac nisko, jakby chcial uciec przed luna wlasnych swiatel. Myron wjechal na parking czternasty, gdzie staly samochody zarzadu klubu i graczy. Tym razem byly zaledwie trzy. Nocny straznik w wejsciu dla prasy przekazal mu, ze Mayorowie spotkaja sie z nim na boisku. Myron zszedl z dolnej kondygnacji i przeskoczyl murek blisko bazy – mety. Swiatla sie palily, lecz ani zywej duszy. Stanal na murawie, zrobil gleboki wdech – nawet w Bronksie baseballowy diament pachnial swoiscie – obrocil sie w strone lawki druzyny gosci, przesunal wzrokiem po nizszych lozach i odnalazl miejsca, na ktorych tyle lat temu siedzieli on i jego brat. Dziwne, co czlowiekowi zostaje w pamieci. Po szeleszczacej pod stopami trawie przeszedl do stanowiska miotacza, przysiadl na bialej gumie i czekal. Domena Clu. Jedyne miejsce, gdzie Clu Haid zawsze byl spokojny.
Powinni go tu pochowac, pomyslal. Tu, skad rzucal.
Objal spojrzeniem tysiace krzeselek, pustych jak oczy nieboszczyka, stadion bez widzow – cialo bez duszy. Biale linie byly brudnawe, zatarte. Jutro, przed meczem, miano je odnowic.
Powiadaja, ze baseball to metafora zycia. Patrzac na linie glowna, Myron uznal, ze cos w tym jest. Ze linia