– Wszystko w porzadku. Poklepala syna po ramieniu.
– Clu nie mial pojecia, ze dziewczyna, ktora zakopal w lesie, to pani corka. Lecz kiedy zasypala go pani telefonami, przeslala dyskietke, a potem „wpadl” na kontroli narkotykowej, wreszcie dodal dwa do dwoch. Co mial poczac? Z pewnoscia nie mogl zdradzic, ze wyniki testu sfingowano, poniewaz zabil Lucy Mayor. Znalazl sie w potrzasku. Probowal rozgryzc, skad zna pani prawde. Sadzil, ze byc moze od Barbary Cromwell.
– Kogo?
– Barbary Cromwell. Corki szeryfa Lemmona.
– A ona skad ja znala?
– Starala sie pani utrzymac sledztwo w tajemnicy, ale Wilston to male miasto. Szeryfowi doniesiono poufnie o odkryciu zwlok. Umieral. Nie mial pieniedzy. Jego rodzina byla biedna. Powiedzial corce, co naprawde zaszlo tamtej nocy. Zapewnil, ze nie musi sie o nic martwic, bo to on popelnil przestepstwo, nie ona, moga jednak wykorzystac te informacje do szantazowania baseballisty. Co tez zrobili. Kilkakrotnie. Clu doszedl do wniosku, ze Barbara sie wygadala. Na jego pytanie przez telefon, czy powiedziala komus o wypadku, wykrecila sie sianem i zazadala wiecej pieniedzy. Dlatego kilka dni potem Clu pojechal do Wilston. Odmowil zaplacenia jej. Oswiadczyl, ze z tym koniec. Sophie skinela glowa.
– W ten sposob wszystko pan skojarzyl.
– Tak, to byl ostatni szczegol ukladanki – potwierdzil. – Gdy odkrylem, ze Clu odwiedzil corke Lemmona, wszystko zlozylo sie w calosc. Niemniej intryguje mnie jedno, Sophie.
– Co?
– To, ze go pani zabila. Skrocila jego cierpienia. Jared zdjal reke z ramion matki.
– Co pan plecie? – spytal.
– Niech mowi – powiedziala Sophie. – Prosze, Myron.
– A jest cos do dodania?
– Po pierwsze, co z panska rola w tej sprawie?
Nie odpowiedzial. W piersiach zaciazyl mu kawal olowiu.
– Nie powie mi pan, ze jest bez winy.
– Nie powiem – odparl cicho.
W oddali, poza boiskiem, dozorca przystapil do czyszczenia tablic upamietniajacych dawnych wielkich graczy. W tej chwili pucowal spryskana plynem kamienna plyte poswiecona Lou Gehrigowi. Zelaznemu Koniowi, tak dzielnemu w obliczu tak strasznej smierci.
– Tez pan to robil.
– Co? – spytal, patrzac na dozorce. Wiedzial jednak, o czym mowi Sophie.
– Sprawdzilam panska przeszlosc. Pan i pana partnerzy w interesach czesto bierzecie prawo w swoje rece, myle sie? Wcielacie sie w sedziego i lawe przysieglych.
Milczal.
– Zrobilam to samo. Przez wzglad na pamiec corki.
– Z checi wrobienia mnie w mord na Clu.
Znow pomyslal o zatartej linii pomiedzy dobrem a zlem.
– Tak.
– Zemsta w sam raz za wreczenie lapowki policjantom.
– W tamtym czasie tak myslalam.
– Ale poszkapila sie pani, Sophie. Wrobila pani niewlasciwa osobe.
– Przez przypadek. Myron pokrecil glowa.
– Nie zwrocilem na to uwagi, a powinienem. Wspomnial o tym nawet Billy Lee Palms. I Hester Crimstein przy naszym pierwszym spotkaniu.
– O czym?
– Podkreslili, ze w moim samochodzie znaleziono krew Clu, a w moim biurze narzedzie zbrodni. Wiec byc moze to ja go zabilem. Logiczny domysl, gdyby nie fakt, ze wczesniej wyjechalem z kraju. Ale o tym pani nie wiedziala. Nie wiedziala pani, ze Esperanza i Wielka Cyndi zwodza wszystkich, udajac, ze jestem w Stanach. Dlatego tak wytracilo pania z rownowagi, kiedy okazalo sie, ze bylem za granica. Zburzylem pani plan. Nie wiedziala pani rowniez, ze Clu poklocil sie z Esperanza. Tak wiec wszystkie dowody, ktore mialy wskazywac na mnie…
– Obciazyly panska wspolniczke, pania Diaz – dokonczyla Sophie Mayor.
– Wlasnie. Do wyjasnienia jest jeszcze jedna sprawa.
– Wiecej niz jedna – sprostowala.
– Slucham?
– Nie watpie, ze zapragnie pan wyjasnic wiecej spraw. Ale prosze pytac. Co chcialby pan wiedziec?
– Kazala mnie pani sledzic – rzekl Myron. – To pani wynajela goscia, ktorego nakrylem przed biurowcem Lock – Horne'ow.
– Tak. Wiedzialam, ze Clu szukal z panem kontaktu. Liczylam, ze poszuka go rowniez Billy Lee Palms.
– I poszukal. Podejrzewal, ze zabilem Clu, zeby ukryc swoj udzial w tej sprawie. Bal sie, ze chce zabic takze jego.
– Logiczne – przyznala. – Mial pan wiele do stracenia.
– A wiec sledzila mnie pani? Wtedy, w barze?
– Tak.
– Osobiscie? Usmiechnela sie.
– W mlodosci nauczylam sie tropic i polowac. Miasto jako teren lowiecki niewiele sie rozni od lasu.
– Ocalila mi pani zycie. Nie odpowiedziala.
– Dlaczego?
– Pan wie dlaczego. Nie przyszlam tam, zeby zabic Billy'ego Lee Palmsa. Niemniej istnieja stopnie winy. Mowiac prosto, zawinil bardziej niz pan. Kiedy przyszlo do kwestii: pan czy on, wybralam jego. Zasluzyl pan na kare, Myron, ale nie na smierc z reki takiego smiecia jak Billy Lee Palms.
– Znow wcielila sie pani w sad i lawe przysieglych?
– Tak, na pana szczescie.
Z Myrona wyparowala nagle cala energia, usiadl ciezko tam, skad Clu rzucal pilki.
– Moge pani wspolczuc – powiedzial. – Lecz nie dopuszcze, zeby uszlo to pani plazem. Clu Haida zabila pani z zimna krwia.
– Nie.
– Slucham?
– Nie zabilam Clu Haida.
– Nie spodziewam sie, ze sie pani przyzna.
– Spodziewa sie pan czy nie, nie zabilam go. Myron zmarszczyl czolo.
– Zabila go pani. To logiczne.
Jej spojrzenie pozostalo niezmacone. Myronowi zawirowalo w glowie. Obrocil sie w strone Jareda.
– On tez go nie zabil – uprzedzila Sophie.
– Zabilo jedno z was.
– Nie.
Myron spojrzal na milczacego Jareda. Otworzyl usta i zamknal je, bo nic nie przyszlo mu do glowy.
– Niech pan pomysli. – Sophie splotla rece i usmiechnela sie do niego. – Poprzednim razem zapoznalam pana z moja filozofia. Jestem mysliwym. Nie zabijam z nienawisci. Przeciwnie, szanuje to, co zabijam. Powazam swoja zdobycz. Zwierzeta sa dzielne i szlachetne. A usmiercac mozna milosiernie. Dlatego zabijam jednym strzalem. Naturalnie nie kogos takiego jak Palms. Chcialam, zeby choc przez kilka chwil bal sie, cierpial. Clu Haidowi oczywiscie tez nie okazalabym milosierdzia.
– Ale… zaczal Myron, probujac ja zrozumiec.
I wowczas znow go olsnilo. Odtworzyl w glowie rozmowe z Sally Li.
Miejsce zbrodni…
Miejsce zbrodni! Bylo w strasznym nieladzie. Krew na scianach. Krew na podlodze. Rozprysk krwi zdradzal prawde. Trzeba bylo rozpryskac jej wiecej. Zniszczyc dowody. Wystrzelic wiecej kul w cialo.
W lydke, w plecy, nawet w glowe. Zabrac z soba pistolet. Narobic balaganu. Ukryc, co sie naprawde