stalo.
– Moj Boze…
Sophie Mayor skinela glowa.
Myron poczul w ustach pustynna suchosc.
– Clu popelnil samobojstwo? – spytal. Sprobowala sie usmiechnac, lecz nie calkiem jej to wyszlo. Kiedy wstawal, jego kontuzjowane kolano glosno trzasnelo.
– Koniec malzenstwa, niepomyslny wynik testu, ale glownie powracajaca przeszlosc… za wiele sie na niego zwalilo. Strzelil sobie w glowe. Reszta kul posluzyla zmyleniu policji. Balagan w mieszkaniu zrobiliscie po to, zeby nikt na podstawie analizy sladow krwi nie uznal tego za samobojstwo. Upozorowaliscie morderstwo.
– Az do smierci pozostal tchorzem – powiedziala Sophie.
– Ale skad wiedziala pani, ze sie zabil? Zalozyla mu pani podsluch, mieszkanie bylo pod obserwacja?
– Nic z tych rzeczy. Haid sam chcial, zebysmy go znalezli, a konkretnie ja. Myron wbil w nia wzrok.
– Tego wieczoru mialo dojsc do ostatecznego starcia. Wprawdzie Clu siegnal dna, lecz ja z nim jeszcze nie skonczylam. W zadnym razie. Zwierze zasluguje na szybka smierc. Clu Haid na nia nie zasluzyl. Niestety, przed naszym przyjazdem tchorzliwie skonczyl z soba.
– A pieniadze?
– Mial je w mieszkaniu. Rzeczywiscie byl szantazowany telefonami przez anonimowa osobe, ktora przeslala mu dyskietke. Wiedzial jednak, ze to my. Jeszcze tego wieczoru wplacilam cala sume na Instytut Zdrowia Dziecka.
– Zmusila go pani do samobojstwa. Wyprostowana jak struna, pokrecila glowa.
– Nikogo sie do tego nie zmusi – odparla. – Clu Haid sam wybral swoj los. Nie bylo to moim zamiarem, ale…
– Zamiarem? On nie zyje, Sophie.
– Tak, lecz nie bylo to moim zamiarem – powtorzyla. – Pan tez nie mial zamiaru ukryc zabojstwa mojej corki.
Zamilkli.
– Wykorzystala pani jego smierc. Podrzucila w moim biurze i samochodzie pistolet i krew. Albo kogos do tego wynajela.
– Tak.
– Prawda musi wyjsc na wierzch.
– Nie musi.
– Nie pozwole, zeby Esperanza zgnila w wiezieniu…
– Juz to zalatwilam – przerwala mu Sophie Mayor.
– Co?
– Moj adwokat rozmawia w tej chwili z prokuratorem. Oczywiscie bez nazwisk. Nie dowiedza sie, kogo reprezentuje.
– Nie rozumiem.
– Zachowalam dowody. Tamtego wieczoru zrobilam zdjecia zwlok. Zbadaja dlon Clu na obecnosc sladow prochu. Dysponuje tez na wszelki wypadek listem, ktory napisal przed smiercia. Zarzuty przeciw Esperanzy zostana wycofane. Rano ja zwolnia. Koniec sprawy.
– Prokuratorowi to nie wystarczy. Zechce poznac te historie w calosci.
– Kazdy czegos chce, Myron. Prokurator bedzie musial obejsc sie smakiem i pogodzic z rzeczywistoscia. To przeciez tylko samobojstwo. Glosne czy nie, nie zyska priorytetu. – Sophie siegnela do kieszeni i wyjela kartke. – Prosze, to jego list samobojczy.
Myron zawahal sie. Wzial list. Od razu rozpoznal pismo Clu i zaczal czytac:
Myron przeczytal list jeszcze raz. Wyobrazil sobie, jak Clu pisze go, odklada, a potem bierze pistolet i przystawia do glowy. Zamknal wtedy oczy? Czy zanim nacisnal spust, myslal o swoich dzieciach, o dwoch synkach usmiechajacych sie calkiem jak on? Czy sie zawahal?
– Nie uwierzyla mu pani – rzekl, wpatrujac sie w list.
– W kwestii winy innych? Nie. Wiedzialam, ze sklamal. Na przyklad w pana przypadku. Byl pan kims wiecej niz poslancem. Pan przekupil tych policjantow.
– Clu sklamal, zeby nas ochronic – odparl Myron. – Na koniec poswiecil sie dla tych, ktorych kochal.
Sophie zmarszczyla brwi.
– Niech pan nie robi z niego meczennika.
– Nie robie. Ale nie moze pani wykrecic sie sianem od tego, co zrobila.
– Nic nie zrobilam.
– Doprowadzila pani mezczyzne, ojca dwoch chlopcow, do samobojstwa.
– To byl jego wybor.
– Nie zasluzyl na to.
– A moja corka nie zasluzyla na smierc i pogrzebanie anonimowo w dole! Myron spojrzal na swiatla stadionu, nie dbajac, ze go oslepiaja.
– Clu nie bral narkotykow – rzekl. – Dlatego wyplaci pani reszte jego honorarium.
– Nie.
– Oraz ujawni swiatu i jego dzieciom, ze nie cpal.
– Nie – powtorzyla. – Swiat sie o tym nie dowie. Nie dowie sie tez, ze Clu byl morderca. Nie sadzi pan, ze to calkiem dobry interes?
Myron jeszcze raz przeczytal list. Oczy szczypaly go od lez.
– Jedna heroiczna chwila u kresu zycia z niczego go nie rozgrzesza – powiedziala.
– Ale o czyms swiadczy.
– Niech pan jedzie do domu, Myron. I cieszy sie, ze to koniec. Gdyby prawda wyszla kiedys na jaw, cala wina spadnie na jedna osobe.
– Na mnie.
– Tak.
Spojrzeli sobie w oczy.
– Nie wiedzialem nic o losie pani corki – powiedzial.
– Teraz to wiem.
– Sadzila pani, ze pomoglem Clu ukryc prawde.
– Ja wiem, ze pan mu w tym pomogl. Nie bylam tylko pewna, czy wiedzial pan, co robi. Stad moja prosba o odszukanie Lucy. Chcialam ocenic panski udzial w sprawie.
– A co z pustka?
– O co pan pyta?
– Pomoglo to pani ja wypelnic?
– Mysle, ze tak, o dziwo – odparla po chwili Sophie. – Nie przywroci to zycia Lucy. Ale mam swiadomosc, ze wreszcie spoczela w grobie. Nasze rany sie zabliznia.
– I bedziemy zyc dalej? Usmiechnela sie.