Rizzoli zajrzala do swoich notatek.
– Wiemy, ze dom w Beacon Hill nalezy do Christophera Harma, czlonka rady filharmonii. Czy on czesto zaprasza muzykow?
– Tylko w lecie, kiedy przebywa w Europie. W jego domu jest wygodniej niz w hotelu. Pan Harm ma zaufanie do wykonawcow muzyki klasycznej. Wie, ze nie zniszcza mu domu.
– Czy ktorys z gosci pana Harma narzekal kiedykolwiek na jakies klopoty?
– Klopoty?
– Na intruzow, wlamywaczy lub na niepokojace incydenty?
Evelyn potrzasnela przeczaco glowa.
– To jest Beacon Hill, pani detektyw. Nie mozna sobie wyobrazic przyjemniejszego otoczenia. Wiem, ze Alexander i Karenna uwielbiali ten dom.
– Kiedy widziala ich pani ostatni raz?
Evelyn przelknela sline.
– Wczoraj wieczorem – odparla ledwie doslyszalnie.
– Znalazlam Alexandra…
– Chodzi mi o ostatni raz, kiedy jeszcze zyl, pani Petrakas.
– Och – Evelyn usmiechnela sie z zaklopotaniem.
– Oczywiscie, ze o to pani pyta.
Przepraszam za moje gapiostwo. Trudno mi sie skoncentrowac.
Potrzasnela glowa.
– Nie powinnam byla przyjezdzac dzis do pracy, ale poczulam jakas wewnetrzna potrzebe.
– Kiedy ostatnio widziala sie pani z nimi? – przynaglila ja Rizzoli.
Evelyn odpowiedziala juz nieco spokojniej.
– Przedwczoraj wieczorem.
Po wystepie odwiozlam ich do Beacon Hill. To bylo kolo jedenastej.
– Wysadzila ich pani przed wejsciem, czy weszla z nimi do domu?
– Pozegnalam ich przed frontowymi drzwiami.
– Widziala pani, jak wchodzili do domu?
– Tak.
– Nie zaprosili pani?
– Sadze, ze byli zmeczeni, a takze troche zmartwieni.
– Z jakiego powodu?
– Obiecywali sobie wiele po wystepach w Bostonie, tymczasem widownia nie byla taka, jak sie spodziewali. Mowi sie, ze jestesmy miastem muzyki. Jesli tu im sie nie udalo przyciagnac wiecej sluchaczy, to jakie mieli perspektywy w Detroit czy Memphis?
Evelyn spojrzala smutno na scene.
– „Jestesmy dinozaurami”, powiedziala Karenna w samochodzie. Kto jeszcze slucha muzyki klasycznej?
Wiekszosc mlodych woli ogladac teledyski. Nabijaja twarze metalowymi cwiekami i skacza jak malpy. Liczy sie seks i swiecacy, jak najglupszy stroj. Dlaczego ten piosenkarz, zapomnialam jak sie nazywa, musi wysuwac jezyk? Co to ma wspolnego z muzyka?
– Absolutnie nic – zgodzil sie Frost, ozywiony poruszonym tematem.
– Chce pani – powiedziec, pani Petrakas, ze kiedys rozmawialismy z zona o tym samym. Alice uwielbia muzyke klasyczna. Kazdego roku kupuje staly karnet do filharmonii.
Evelyn usmiechnela sie smutno.
– W takim razie wy tez jestescie dinozaurami.
Kiedy sie podnosili, zeby odejsc, Rizzoli zauwazyla lezacy na siedzeniu program koncertu. Wziela go do reki.
– Jest w nim cos o Ghentach? – zapytala.
– Na piatej stronie jest ich zdjecie – odparla Evelyn.
Zdjecie przedstawialo dwoje zakochanych w sobie ludzi. Karenna, szczupla i elegancka w czarnej sukni bez ramiaczek, patrzyla w rozesmiane oczy meza. Jej swietlista twarz kontrastowala z ciemnymi jak u Hiszpanki wlosami. Alexander spogladal na nia z chlopiecym usmiechem na twarzy, niesforny kosmyk jasnych wlosow przeslanial mu jedno oko.
– Piekni byli, prawda? – powiedziala cicho Evelyn.
– Zaluje, ze nie mialam okazji usiasc z nimi i spokojnie porozmawiac.
Ale znam ich muzyke. Sluchalam ich nagran. Ogladalam ich wystep na scenie. Mozna bardzo wiele powiedziec o czlowieku, sluchajac tylko jego muzyki. Pamietam, jak subtelnie, z jaka czuloscia grali. Byli wrazliwi… Mysle, ze to slowo najlepiej ich charakteryzuje.
Rizzoli popatrzyla na scene.
Wyobrazila sobie Alexandra i Karenne w trakcie ich ostatniego wystepu. Kruczoczarne wlosy Karenny, lsniace w swietle reflektorow, i polyskujaca wiolonczele Alexandra. Ich muzyke przywodzaca na mysl dialog dwojga kochankow.
– Powiedziala pani, ze frekwencja owego wieczoru byla niezadowalajaca – rzekl Frost.
– Tak.
– Ile osob bylo na widowni?
– Sprzedalismy czterysta piecdziesiat biletow.
Czterysta piecdziesiat par oczu. Wszystkie wpatrzone w pare zakochanych, grajacych na oblanej swiatlem scenie. Jakie uczucia wzbudzali w sluchaczach Ghentowie? Przyjemnosci sluchania dobrze wykonywanej muzyki? Radosci patrzenia na dwoje zakochanych w sobie ludzi? A moze w czyims sercu obudzili nieprzyjazne emocje? Zadze? Zawisc? Gorycz meskiej zazdrosci?
Spojrzala jeszcze raz na zdjecie Ghentow. Czy to jej uroda zwrocila twoja uwage? Czy to, ze sie kochali?
Pijac czarna kawe, spogladala na pietrzace sie na jej biurku teczki z aktami ofiar morderstw, ktore odkryli w ciagu ostatnich dni.
Richard i Gail Veagerowie, Krzywicza Dama, Alexander Ghent. I jeszcze mezczyzna, ktory wypadl z samolotu.
Wprawdzie nie traktowala go jako ofiary zabojstwa, mimo to zaprzatal jej uwage, podobnie jak wszyscy zmarli w niewyjasnionych okolicznosciach.
Niekonczacy sie lancuch trupow; kazdym nalezalo sie zajac, kazdy niosl z soba tragiczna historie, do ktorej trzeba bylo sie dokopac.
Kopala juz od tak dawna, ze zmarli zaczeli jej sie mylic, jak znalezione we wspolnym grobie kosci wielu szkieletow.
Kiedy w poludnie zadzwoniono po nia z laboratorium DNA, przyjela to z ulga, mogac na chwile sie oderwac od patrzacej na nia z wyrzutem sterty akt.
Wstala od biurka i poszla korytarzem do poludniowego skrzydla budynku.
Laboratorium DNA miescilo sie w pokoju S253, a laborantem, ktory do niej zatelefonowal, byl Walter DeGroot, jasnowlosy Holender o bladej, okraglej twarzy.
Zwykle na jej widok sie krzywil, gdyz albo go poganiala, albo mu schlebiala, byle jak najpredzej przedstawil jej wynik badania.
Dzis jednak przywital ja szerokim usmiechem.
– Sporzadzilem autoradiogram – powiedzial.
– Wisi tam.
Autoradiogram byl fotograficznym obrazem przedstawiajacym charakterystyke kodu DNA, zawartego w pobranych probkach.
DeGroot zdjal klisze z linki, na ktorej sie suszyla, i umiescil ja na ekranie podswietlacza.