rentgenowskimi i wyjela z niej dwie klisze, ktore przypiela do podswietlacza.
Byl to znow zestaw zdjec czaszki, tym razem dzieciecej, widok z przodu i z boku.
– Ten chlopiec spadl na ziemie podczas przechodzenia przez plot – wyjasnila.
– Wyladowal na twarzy, rozbijajac sobie glowe o chodnik.
Spojrzcie na zdjecie z przodu. Widac na nim mala ryse biegnaca od lewego luku brwiowego w gore. To jest pekniecie.
– Widze je – powiedziala Rizzoli.
– Przeczytajcie nazwisko pacjenta.
Rizzoli pobiegla wzrokiem ku malemu kwadracikowi z danymi personalnymi w rogu kliszy. To, co odczytala, sprawilo, ze zaniemowila.
– W momencie wypadku mial dziesiec lat – ciagnela doktor O’Donnell.
– Byl normalnym, zwawym chlopcem z zamoznej dzielnicy Houston.
Tyle przynajmniej wiadomo z danych o jego zdrowiu i z charakterystyki wystawionej przez szkole podstawowa. Byl zdrowym dzieckiem o inteligencji powyzej przecietnej, ogolnie lubianym przez wszystkich.
– Dopoki nie dorosl i nie zaczal zabijac.
– Tak, ale nikt nie zapytal, dlaczego Warren zaczal zabijac.
Wskazala na klisze.
– Powodem mogl byc ten uraz.
– Ja tez spadlam z drabinki, kiedy mialam siedem lat.
Rozbilam sobie glowe o szczebel, a mimo to nie zarzynam ludzi.
– Pani na nich poluje.
Dokladnie tak jak on. Co wiecej, robi to pani zawodowo.
Rizzoli poczerwieniala ze zlosci.
– Jak mozna mnie z nim porownywac?
– Jestem daleka od porownywania was, pani detektyw, ale prosze sie zastanowic, co pani teraz czuje. Ma pani ochote mnie uderzyc, prawda? Co pania powstrzymuje?
Moralnosc?
Dobre maniery?
A moze chlodna logika, ktora pania ostrzega przed konsekwencjami?
Pewnosc, ze zostanie pani zaaresztowana?
Rozwazenie wszystkich za i przeciw powstrzymuje pania od zaatakowania mnie, a caly ten proces myslowy odbywa sie w platach czolowych pani mozgu.
Dzieki nietknietym neuronom jest pani zawsze w stanie kontrolowac swoje niszczycielskie impulsy.
– Przerwala, lecz po chwili dodala znaczaco.
– Prawie zawsze.
To ostatnie zdanie, swiadomie zaadresowane do Rizzoli, trafilo w czuly punkt.
Przed rokiem, w okresie sledztwa w sprawie Chirurga, popelnila straszliwy blad.
Wiedziala, ze bedzie sie go wstydzic do konca zycia.
W goraczce poscigu strzelila do nieuzbrojonego mezczyzny, kladac go trupem.
Spojrzawszy na doktor O’Donnell, dostrzegla w jej oczach blysk satysfakcji.
Zapadla cisza, ktora po chwili przerwal Dean.
– Powiedziala pani, ze Hoyt pierwszy do pani napisal. Czego sie po pani spodziewal?
Zainteresowania?
Zyczliwosci?
– A moze zwyklej, ludzkiej empatii?
– Czy tylko tego?
– Warren szuka odpowiedzi na nurtujace go pytania.
Nie wie, co kaze mu zabijac. Zdaje sobie sprawe z tego, ze jest inny, i chce sie dowiedziec dlaczego.
– Czy ujal to w ten sposob?
Doktor O’Donnell podeszla do biurka i wziela do reki teczke z dokumentacja.
– Mam tu jego listy i kasete wideo z naszej rozmowy.
– Pojechala pani do niego, do wiezienia?
– Tak.
– Kto to zaproponowal?
Doktor O’Donnell sie zawahala.
– Doszlismy do wniosku, ze to bedzie pozyteczne dla nas obojga.
– Ale kto wpadl na pomysl spotkania?
Rizzoli uprzedzila odpowiedz doktor O’Donnell.
– Hoyt poprosil o spotkanie, prawda?
– Mozliwe, ze propozycja padla z jego strony, ale chcielismy tego oboje.
– Wiec nie ma pani pojecia, dlaczego pani to zaproponowal – powiedziala Rizzoli.
– Czy to prawda?
– Spotkanie bylo konieczne.
Nie moge postawic pacjentowi diagnozy bez bezposredniego z nim kontaktu.
– A kiedy siedzieliscie tam sobie twarza w twarz, to o czym, pani zdaniem, myslal?
– Sadze, ze zaraz sie tego dowiem od pani – odparla lekcewazaco doktor O’Donnell.
– Owszem. Wiem bardzo dobrze, co sie dzieje w glowie Chirurga.
Jane Rizzoli odzyskala swade, slowa padaly zimno i nieublaganie.
– Zaprosil pania, bo chcial pania wybadac.
To jego sposob postepowania z kobietami. Usmiecha sie do nas, prowadzi mila rozmowe. Przytocze opinie jego szkolnych nauczycieli: „dobrze wychowany mlody czlowiek”.
Zaloze sie, ze kiedyscie sie spotkali, byl bardzo mily. Czy tak bylo?
– Owszem, okazal sie…
– Normalnym, sklonnym do wspolpracy facetem.
– Pani detektyw, nie jestem tak naiwna, zeby sadzic, iz jest normalny.
Tak czy owak chcial wspolpracowac.
Byl zmartwiony tym, co zrobil.
Chcial zrozumiec przyczyny swojego zachowania.
– A pani mu powiedziala, ze to z powodu uderzenia w glowe.
– Powiedzialam, ze uraz glowy przyczynil sie do tego.
– Zapewne sie ucieszyl.
Uzyskal rozgrzeszenie.
– Powiedzialam szczerze, co o tym mysle.
– Wie pani, z czego jeszcze sie ucieszyl?
– Z czego?