Spojrzala na Gormana, ktory usiadl na jednym z zakrytych plotnem krzesel i ponownie wytarl pot z twarzy.
Widac bylo, ze tracil sily.
– Nikogo nie podejrzewacie? – spytala.
– Przeprowadzilismy okolo pieciuset przesluchan, mimo to nie znalezlismy zadnego punktu zaczepienia wobec kogokolwiek.
– A nie orientujesz sie, czy ci Waiteowie znali Veagerow albo Ghentow?
– Te nazwiska nigdy sie nie pojawily.
Sluchaj, za dzien lub dwa dostaniecie kopie wszystkich akt. Bedziecie sie mogli zapoznac z tym, czym dysponujemy.
Gorman zlozyl chusteczke i schowal ja do kieszeni marynarki.
– Zapytajcie tez FBI – dodal.
– Dowiedzcie sie, czy nie maja czegos wiecej.
Rizzoli stanela jak wryta.
– Skad ci przyszlo do glowy FBI?
– Kiedy przeslalismy im raport PPNP, przybyl do nas agent z ich sekcji patologii spolecznych. Spedzil kilka tygodni, obserwujac nasze sledztwo, potem wrocil do Waszyngtonu. Od tego czasu sluch po nim zaginal.
Rizzoli i Frost popatrzyli po sobie.
Ujrzala w jego wzroku kopie wlasnego zdumienia.
Gorman wstal z krzesla i wyjal klucze, dajac im delikatnie do zrozumienia, ze chcialby zakonczyc spotkanie.
Dopiero gdy ruszyl w strone drzwi, Rizzoli opanowala sie na tyle, ze zdolala zadac oczywiste pytanie, na ktore nie chciala znac odpowiedzi.
– Wracajac do tego agenta FBI – powiedziala – nie pamietasz, jak sie nazywal?
Gorman zatrzymal sie na progu.
Wymizerowany, przypominal stracha na wroble.
– Pamietam.
Nazywal sie Gabriel Dean.
Rozdzial 21
Wyjechali po poludniu; ona prowadzila, a Frost siedzial obok na miejscu pasazera. Kiedy zapadl zmierzch, poslyszala jego ciche chrapanie. Zostala sama ze swoimi myslami, ze swoim wzburzeniem. Wpatrujac sie w ciemna wstege autostrady, myslala o Deanie. Co jeszcze ukrywal przed nia?
Jaki mial zasob informacji wtedy, gdy przygladal sie, jak bladzi na oslep w poszukiwaniu odpowiedzi na dreczace ja pytania?
Od samego poczatku wyprzedzal ja o pare krokow. Pierwszy znalazl martwego straznika na cmentarzu. Pierwszy dostrzegl cialo Karenny Ghent, polozone spektakularnie na plycie grobu. Pierwszy zasugerowal pobranie wymazu z pochwy Gail Veager podczas sekcji zwlok. Wiedzial wczesniej niz ktokolwiek z nich, ze znajda w niej zywe plemniki. Poniewaz mial juz do czynienia z Hegemonem. Nie przewidzial jedynie, ze Hegemon znajdzie sobie partnera.
Pokazal to po sobie tego dnia, kiedy przyszedl do mojego mieszkania. Wtedy pierwszy raz zainteresowal sie moja osoba. Bo mialam cos, co mu bylo potrzebne, czego chcial sie dowiedziec. Mialam klucz do umyslu Warrena Hoyta.
Siedzacy obok Frost zachrapal glosno.
Spojrzawszy na niego, zauwazyla, ze opadla mu szczeka, nadajac jego twarzy wyraz naturalnej niewinnosci. Odkad zaczeli razem pracowac, nie dostrzegla u niego jakiejkolwiek ujemnej cechy. Oszustwo Deana wstrzasnelo nia do tego stopnia, ze patrzac teraz na Frosta, zaczela sie zastanawiac, czy on rowniez czegos przed nia nie zatail i czy nie ma w zanadrzu jakichs przykrych niespodzianek.
Byla juz prawie dziewiata, gdy w koncu znalazla sie w swoim mieszkaniu.
Jak zwykle, zaczela od zabezpieczenia zamkow u drzwi, lecz tym razem zasunela rygle i zapiela lancuch napedzana nie tyle strachem, co wsciekloscia. Ostatni rygiel zasunela z glosnym trzaskiem, a potem poszla prosto do sypialni, bez codziennego rytualu zagladania do wszystkich pokojow i sprawdzania szaf. Zdrada Deana zepchnela na dalszy plan wszelkie mysli o Warrenie Hoycie.
Odpiela kabure, wsunela bron do szuflady stolika nocnego i zamknela szuflade. Potem odwrocila sie i spojrzala na swoje odbicie w lustrze nad komoda. Zobaczyla niesforny splot wezowych wlosow, jak u Meduzy, a przy tym spojrzenie zranionego zwierzecia.
Twarz kobiety, ktora, uleglszy czarowi mezczyzny, pozwolila sie wywiesc w pole.
Zadzwonil telefon.
Spogladajac na wyswietlacz, stwierdzila ze zdziwieniem, ze dzwoni ktos z Waszyngtonu. Nie odpowiadala, starajac sie zapanowac nad podnieceniem. Zadzwieczal drugi sygnal, potem trzeci, w koncu podniosla sluchawke.
– Rizzoli – powiedziala chlodno.
Uslyszala glos Deana.
– Probowalas sie ze mna skontaktowac.
Zamknela oczy.
– Dzwonisz z Waszyngtonu – stwierdzila.
Mimo iz starala sie ukryc cierpkosc glosu, jej slowa zabrzmialy jak akt oskarzenia.
– Zostalem wczoraj wieczorem wezwany.
Przykro mi, ze nie moglem sie z toba skontaktowac przed wyjazdem.
– Co miales mi do powiedzenia? Moze dla odmiany prawde?
– Musisz zrozumiec, ze ta sprawa jest szczegolnie dyskretna.
– I dlatego nie powiedziales mi o Marii Jean Waite?
– Ta sprawa nie byla w tym momencie istotna dla twojego sledztwa.
– Kim ty, do diabla, jestes, zeby o tym decydowac? Och, zapomnialam. Jestes przeciez pieprzonym federalnym.
– Jane – powiedzial spokojnie.
– Chce, zebys przyleciala do Waszyngtonu.
Zamilkla, zaskoczona naglym zwrotem w rozmowie.
– Po co?
– Poniewaz nie mozemy o tym rozmawiac przez telefon.
– Chcesz, zebym wskoczyla do samolotu, nie wiedzac po co?
– Nie prosilbym cie o to, gdyby to nie bylo konieczne.
Rzecz zostala juz uzgodniona z porucznikiem Marquetteem za posrednictwem Komendy Glownej Policji. W sprawach organizacyjnych ktos do ciebie zadzwoni.
– Poczekaj. Nie rozumiem…
– Zrozumiesz, kiedy tu sie znajdziesz.
Rozlaczyl sie.
Powoli odlozyla sluchawke.
Gapila sie na telefon, nie wierzac temu, co uslyszala. Kiedy zadzwonil ponownie, natychmiast sie zglosila.
– Detektyw Jane Rizzoli? – uslyszala kobiecy glos.
– Slucham?