– Masz numer telefonu, pod ktorym mozesz go lapac, tak?
– Mam. Bo co?
– Umowimy sie z nim na spotkanie.
– Przeciez powiedziales przed chwila…
– To bedzie spotkanie ze mna, nie z toba.
LuAnn zerwala sie z krzesla. Oczy jej plonely.
– O nie, Matthew, za nic w swiecie nie pozwole ci sie zblizyc do tego faceta. Patrz, co ci zrobil. – Pokazala na jego ramie. – Nastepnym razem bedzie gorzej. O wiele gorzej.
– Juz byloby o wiele gorzej, gdybys nie zablokowala mu reki. – Riggs usmiechnal sie do niej czule. – Posluchaj. Zadzwonie do niego. Powiem, ze wyjezdzasz z kraju i nie chcesz miec z tym wszystkim wiecej do czynienia. Wiesz, ze Donovan nie zyje, a wiec on, Jackson, ma juz ten problem z glowy. Wszyscy sa zadowoleni i dalej beda zyc sobie dlugo i szczesliwie. – LuAnn, siadajac z powrotem, zawziecie krecila glowa. – Nie? – podjal Riggs. – No to powiem mu, ze nie jestem taki w ciemie bity. Ze go rozpracowalem. Ze znudzilo mi sie budownictwo, a z czegos zyc przeciez trzeba.
– Nie, Matthew, tylko nie to!
– Jackson i tak uwaza mnie za kryminaliste. Odniesie sie wiec ze zrozumieniem do faktu, ze probuje go wyzyskac. Powiem mu, ze podlozylem pluskwe w twojej sypialni, ze mam na tasmie cala bardzo interesujaca rozmowe, jaka odbyl z toba pewnego pieknego wieczoru, no wiesz, wtedy, kiedy wlamal sie do twojego domu.
– Juz calkiem na mozg ci padlo.
– Zazadam za te tasme pieniedzy. Duzo pieniedzy.
– Zabije cie.
Riggs sposepnial.
– I tak to zrobi. Nie chce biernie czekac, az zarznie mnie jak barana. Wole przejsc do ofensywy. Niech dla odmiany on troche potrzesie portkami. Moze nie jestem taka jak on maszynka do zabijania, ale sroce spod ogona tez nie wypadlem. Jestem doswiadczonym agentem FBI. Zabijalem juz ludzi, pelniac te sluzbe, i jesli myslisz, ze zawaham sie choc na moment przed odstrzeleniem mu lba, to mnie jeszcze nie znasz.
Riggs spuscil na chwile wzrok. Staral sie ochlonac. Plan byl ryzykowny, ale ktory plan taki nie jest? Spojrzal znowu na LuAnn i chcial cos dorzucic, ale widok jej twarzy zamknal mu usta.
– LuAnn, co sie stalo?
– O, nie! – Z jej glosu przebijala panika.
– Co jest? O co chodzi? – Chwycil ja za ramie. Drzala. Nie odpowiadala. Patrzyla na cos ponad jego ramieniem. Obejrzal sie niemal pewien, ze zobaczy tam Jacksona szarzujacego na nich z rzeznickim nozem. Zlustrowal szybko wzrokiem prawie pusta sale restauracyjna i zatrzymal go na ekranie telewizora. Nadawano komunikat specjalny.
Ekran wypelniala twarz jakiejs kobiety. Alicja Crane, bogata mieszkanka Waszyngtonu, nie zyje. Cialo znalazla przed dwoma godzinami gosposia. Zabezpieczone dowody wskazuja, ze bylo to morderstwo. Riggs sluchal z szeroko rozwartymi oczami, jak komentator wspomina, ze z Alicja Crane spotykal sie Thomas Donovan, glowny podejrzany o zamordowanie Roberty Reynolds.
LuAnn nie mogla oderwac wzroku od tej twarzy. Juz ja kiedys widziala, te same oczy wwiercaly sie w nia na ganku chaty. Patrzyla w oczy Jacksona.
„Jego prawdziwa twarz”.
Wzdrygnela sie ze zgrozy, kiedy ja wowczas zobaczyla, a raczej, kiedy uswiadomila sobie, co widzi. Miala nadzieje, ze jej oczy juz nigdy na niej nie spoczna. A teraz miala ja przed soba. Na telewizyjnym ekranie.
Kiedy Riggs znowu na nia spojrzal, pokazala drzacym palcem na ekran.
– To Jackson – wykrztusila lamiacym sie glosem. – Przebrany za kobiete.
Riggs zerknal jeszcze raz na ekran. Niemozliwe, zeby to byl Jackson – pomyslal. Odwrocil sie do LuAnn.
– Skad wiesz? Powiedzialas, ze zawsze jest na kogos ucharakteryzowany.
– Wtedy, w chacie, kiedy wypadlismy z nim przez okno i szamotalismy sie na ganku, w rece zostala mi jego maska, nie wiem, z gumy czy z plastiku – powiedziala LuAnn, wpatrujac sie jak zahipnotyzowana w telewizor. – I zobaczylam jego prawdziwa twarz. Te twarz. – Pokazala na ekran.
Czyzby rodzina? – przemknelo przez mysl Riggsowi. Boze, czy to mozliwe? Czy fakt, ze te kobiete laczylo cos z Donovanem, to tylko zbieg okolicznosci? Zerwal sie od stolika i pognal do telefonu.
– Nie gniewaj sie, George, ze zgubilem twoich chlopakow. Mam nadzieje, ze nie oberwalo ci sie za to od przelozonych.
– Gdzie, cholera, jestes? – warknal Masters.
– Mniejsza z tym. Posluchaj. – Powtorzyl mu to, co uslyszal przed chwila w telewizji.
– Myslisz, ze on jest spokrewniony z Alicja Crane? – spytal Masters.
Z jego glosu zniknela zupelnie wscieklosc na Riggsa, zastapilo ja podniecenie.
– Byc moze. Wiek sie mniej wiecej zgadza. Starszy albo mlodszy brat, trudno powiedziec.
– Dziekowac Bogu za silne geny.
– Jaki masz plan?
– Sprawdzimy zaraz rodzine. Nie powinnismy z tym miec specjalnego problemu. Jej ojciec byl przez wiele lat senatorem. Bardzo znaczaca rodzina. Jesli ma jakichs braci, kuzynow czy kogo tam, szybko ich znajdziemy i przesluchamy. Kurcze, chyba sie nie obraza.
– Facet nie bedzie raczej czekal na twoja wizyte.
– Oni nigdy nie czekaja, nie?
– Uwazaj z nim, George.
– Wiem, wiem. Jesli to prawda, co mowisz…
– Ten gosc zabil wlasna siostre – dokonczyl za niego Riggs. – Strach pomyslec, jak moglby potraktowac kogos spoza rodziny.
Matthew rozlaczyl sie. Nareszcie budzila sie w nim prawdziwa nadzieja. Nie ludzil sie, ze Jackson bedzie spokojnie czekal, az FBI go aresztuje. Trzeba go bedzie wywabic z nory, osaczyc. Bedzie wkurzony, zechce sie mscic. Coz, niech probuje. LuAnn nie dostanie, chyba ze po trupie Riggsa. Zreszta oni tez nie beda biernie czekali. Pora ruszac.
Dziesiec minut pozniej siedzieli juz w samochodzie i jechali ku nieodgadnionemu przeznaczeniu.
ROZDZIAL PIECDZIESIATY CZWARTY
Jackson przylecial samolotem linii Delta do Nowego Jorku. Zamierzal wpasc do domu po pewne potrzebne mu akcesoria, a wracajac zabrac ze soba Rogera. Nie mogl liczyc na to, ze brat, podrozujac samotnie, dotrze tam, gdzie trzeba. Potem udadza sie na poludnie. Podczas krotkiego lotu polaczyl sie telefonicznie z czlowiekiem, ktory sledzil Charliego i Lise. Para zatrzymala sie na odpoczynek. Charlie